- Dolnośląscy policjanci zabezpieczyli materiały sugerujące złamanie ciszy wyborczej na jednym z portali społecznościowych - mówi portalowi GazetaWroclawska.pl rzecznik dolnośląskiej policji Paweł Petrykowski. - Zostaną przekazane do Warszawy.
Policja nie zdradza, o jakie materiały chodzi ani którego portalu dotyczy badana sprawa. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że zabezpieczone przez policję wpisy nie są cenami budyniu i bigosu. Policja znalazła kogoś, kto bez kulinarnych metafor miał złamać ciszę wyborczą. Najniższa możliwa grzywna za opublikowanie sondażu w czasie głosowania to 500 tys. zł.
W dzień wyborów - na zlecenie stacji telewizyjnych - ankieterzy agencji badawczej Ipsos zbierali informacje o tym jak głosowali Polacy. Tak, by już w chwili zamknięcia lokali można było podać sondażowe wyniki. Wtajemniczeni dziennikarze w ciągu dnia mieli dostęp do tych wyników. I choć prawo zabrania publikacji sondaży w czasie głosowania - podawali je.
W aluzyjny sposób. Najczęściej były to „ceny z bazarku”. Andrzej Duda był „Budyniem” albo „Podwawelską”. „Budyniem” - bo jego była nauczycielka powiedziała kiedyś dziennikarzom, że "Andrzej był jak budyń z sokiem malinowym". A "Podwawelską bo jest z Krakowa. Bronisław Komorowski - jako myśliwy - był za to "Myśliwską” albo "Bigosem”.
Jednym z internautów, którzy ujawnili wyniki wyborów przed zamknięciem lokali był były wrocławski dziennikarz. Skąd miał dane? - Przecieki pochodzą z sondażowni, ze sztabów wyborczych, które zlecają własne badania. Ja nie mam do tego dostępu ale mam znajomych, którzy mają - opowiada nam. - Gdyby chcieć to ścigać, pół Polski trzeba byłoby ukarać - dodaje. I przekonuje, że przepis o grzywnie za łamanie ciszy jest martwy a organy ścigania mają poważniejsze zadania niż polowanie na internautów.
Ścigać więc czy nie? Jacek Protasiewicz z PO jest przeciwny. Jego zdaniem, lepiej zmienić prawo niż narażać wymiar sprawiedliwości na brak powagi związany ze ściganiem setek internautów. Zwłaszcza, że wyniki sondaży podawano w zawoalowany sposób.
Dawid Jackiewicz, dolnośląski europoseł PiS ma problem z jednoznaczną odpowiedzią czy internauci ujawniający wyniki sondaży powinno być ścigani. Z jednej strony - prawa należy przestrzegać, z drugiej - nie jest pewne czy takie ściganie byłoby skuteczne. A poza tym, ściganie przez aparat państwowy tysięcy internautów zamieni prawo w farsę.
Były Prokurator Krajowy mecenas Janusz Kaczmarek przyznaje, że przepis zaczyna wyglądać na farsę i być może warto się zastanowić nad jego zmianą.
Zaś rzecznik prasowy Prokuratury Generalnej Mateusz Martyniuk mówi ogólnie, że każdą sprawę należy traktować indywidualnie i nie można wykluczyć, że policja lub prokuratury rejonowe dostały od obywateli doniesienia o łamaniu ciszy wyborczej - w taki czy inny sposób - i badają je teraz.