Przy okazji wyszło na jaw, że sam nie był w porządku wobec zasad, jakie obowiązują katolickich duchownych. Sąd zapytał go dziś na procesie czy miał partnerkę jeszcze jako ksiądz czy już po wystąpieniu z kapłaństwa. - Należałem do tej większości kleru, które miały partnerkę a nie partnera – odpowiedział Zygmunt W. W śledztwie mówił, że spotykał się z nią od czasu seminarium.
Dlaczego odszedł z kościoła? „Doszedłem do wniosku, że nie muszę już być dłużej w największej mafii świata i im się wysługiwać. Nie wiem ile bym jeszcze wytrzymał”. Do zakonu wstąpił w połowie lat 80-tych. Wyświęcony został na początku lat 90 tych. Jako nastolatek widział jakim szacunkiem ludzie obdarzają księży. Też chciał być tak szanowany i pomagać ludziom. Dlatego wstąpił do franciszkanów.
Jako kleryk spotkał się z pedofilią w kościele. Opowiadał o głośniej – jak twierdził – sprawie duchownego, który skrzywdził 14 latka. Ksiądz miał po dwóch dniach wyjść z aresztu. Sprawa miała być tuszowana przy zaangażowaniu biskupa. W seminarium usłyszał, że oskarżany o pedofilię ksiądz naprawdę jest winny ale trzeba go bronić bo „nie będzie motłoch rządził w kościele”.
Przypomnijmy, że w czerwcu ubiegłego roku, zaraz po ataku na księdza Ireneusza B., Zygmunt W. został zatrzymany z nożem, na miejscu zdarzenia, przez przypadkowego przechodnia. „Jednego pedofila mniej” - powiedział mężczyźnie. Potem w śledztwie tłumaczył, że nic nie wie o „jakichś niedozwolonych czynach księdza Ireneusza”. Ale – na podstawie własnych doświadczeń - stwierdził, że każdy kto jest duchownym dłużej niż 10 lat musiał się zetknąć z przypadkiem pedofilii.
„Ja będąc młody łudziłem się, że zrobię karierę w zakonie ojców franciszkanów i kościele i, że te błędy, jakie popełnia kościół, z kolegami z czasem naprawimy. Ale po kilku latach przemyślałem i wystąpiłem. Stwierdziłem, że hierarchia kościoła jest niereformowalna i nie do naprawienia. Uznałem, że encyklopedysta francuski z czarów Rewolucji Francuskiej Denis Diderot miał rację mówiąc, że „człowiek nie będzie wolny dopóki ostatniego despoty nie powieszą na wnętrznościach ostatniego klechy”. Osobiście uważam, ze takie sprawy należy załatwiać bardziej w sposób pokojowy niż eliminować fizycznie księży”.
Na jednym z przesłuchań prokurator zapytał Zygmunta W. wprost o stosunek do Kościoła. „Uważam, że kler, reprezentanci kościoła katolickiego, robią krzywdę ludziom, ucząc ich kreacjonizmu i wpajając im katolickie dogmaty, oparte na tradycjach.” Dodał, że to nauczanie jest „hamulcem dla rozwoju ludzkości” i że to co robi kościół jest złe.
