W Szkole Podstawowej nr 38 uczy się rodzeństwo Chińczyków. Siostra jest w drugiej klasie, brat w czwartej.
- Dziewczynka urodziła się w Polsce, ale zaczynając szkołę w ogóle nie znała naszego języka. Rodzice - podobnie. Starszy chłopiec nauczył się trochę polskiego w przedszkolu i u nas już po pierwszej klasie nie miał żadnych problemów. Zresztą jego młodsza siostra też po roku bardzo dobrze sobie radzi. Ale początki nie były łatwe
- opowiada Mirosław Wójcik, dyrektor szkoły.
Do SP nr 2 uczęszcza 26 cudzoziemców. W pierwszej klasy pojawił się kiedyś Bułgar, który nie znał ani słowa po polsku.
Nauczycielka robiła dzieciom test początkowy. Rozdała kartki a jemu, wiedząc o nieznajomości języka, zaproponowała zabawę klockami. Chłopiec jednak też chciał taką kartkę.
- Ważne, żeby pamiętać, że te dzieci często oczekują, żeby je traktować tak samo, jak inne - podkreśla Danuta Giletycz, dyr. SP2.
Cudzoziemców coraz więcej
Takich sytuacji jest i będzie coraz więcej. Po pierwsze - przybywa obcokrajowców, którzy przyjeżdżają do Lublina z dziećmi.
Z danych ratusza wynika, że pod koniec września 2016 r. do szkół prowadzonych przez samorząd uczęszczało 314 uczniów-cudzoziemców, w przedszkolach było 12 takich dzieci. W tym roku szkolnym zagranicznych uczniów w szkołach jest już 408, w przedszkolach - 17.
Drugi przypadek to lublinianie, którzy przed laty wyjechali za granicę, a dziś wracają. Tam urodziły się ich dzieci, które nierzadko lepiej znają angielski czy niemiecki niż polski.
Taka sytuacja to na pewno wyzwanie dla nauczycieli. Muszą uwzględnić w trybie pracy w klasie także to dziecko, które czasami niewiele rozumie z tego, co do niego mówi.
- Początkowo przekazywanie jakichkolwiek treści jest trudne. A nie możemy oczywiście odmówić przyjęcia takiego ucznia do szkoły jeśli zamieszkuje w granicach naszego obwodu. Prowadzimy więc dla nich dodatkowe lekcje języka polskiego - dwie godziny w tygodniu - tłumaczy dyr. Wójcik. Z takiej oferty korzysta w Lublinie 259 uczniów.
Danuta Giletycz dodaje, że nauczanie cudzoziemców wymaga też zindywidualizowanego podejścia.
- Mają różny poziom umiejętności, niektóre np. po polsku nie czytają, ale dużo rozumieją. Jedno dziecko nie chce, żeby je wyróżniać, drugie odwrotnie - wymaga odrębnego traktowania - wyjaśnia dyr. SP2.
W Szkole Podstawowej nr 18 uczy się rodzeństwo z Finlandii. Fiński system edukacyjny jest uważany za jeden z najlepszych na świecie, ale uczniom w Lublinie nie jest łatwo, bo polska szkoła w porównaniu ze skandynawską to większy encyklopedyzm, bardziej odczuwalna presja egzaminów. I tu też niezbędne jest mądre podejście nauczyciela.
Dyrektorzy podkreślają, że zwykle im młodsze dziecko, tym języka uczy się szybciej. Najtrudniej mają ci uczniowie, którzy ze słabą lub w ogóle bez znajomości polskiego trafiają do starszych klas.
Jednocześnie często okazuje się, że dzieci, które początkowo mają problemy językowe, potem stają się prymusami.
- Szybko uczą się języka co jest efektem nie tylko pracy szkoły, ale też działania grupy koleżeńskiej. Jeśli chcą w niej funkcjonować, muszą się porozumiewać
- tłumaczy Danuta Giletycz.
- Mieliśmy muzułmanina, który kiedy zaczynał szkołę znał tylko arabski. Skończył naszą placówkę z bardzo dobrymi wynikami - dodaje.
Oddziały przygotowawcze?
W znowelizowanej rok temu ustawie prawo oświatowe, MEN zaproponował, żeby dla uczniów-cudzoziemców, którzy nie znają polskiego, tworzyć oddziały przygotowawcze, gdzie przede wszystkim uczyliby się języka.
Miałyby liczyć maksymalnie 15 uczniów (także zebranych z kilku różnych szkół) a dyrektor mógłby w nich zatrudniać nauczyciela władającego językiem dla ucznia podstawowym.
Na razie żaden taki oddział nie powstał w Lublinie, ale nie jest wykluczone, że tak się stanie. Zdaniem dyrektorów pomysł jest dobry, bo ułatwi uczniom stawiać pierwsze kroki w szkolnym świecie.