Życie pisze różne scenariusze. Niektóre z nich nadają się na fabułę książki czy filmu. - Może kiedyś napiszę z kimś książkę o swoim życiu - zastanawia się pani Jola, mama Moniki, która odnalazła ją po 37 latach.
Przeszłość
O ciąży wiedziała mama, rodzeństwo i najbliższa kuzynka. Do szkoły 15-letnia Jola chodziła najpierw w luźnych swetrach, a kiedy brzucha nie dało się już ukryć, przestała.
- Jak przez mgłę pamiętam, że przychodziła do mnie pani nauczycielka i uczyłam się w domu. To była ósma klasa - opowiada pani Jola.
Moment poczęcia był jednym z najtragiczniejszych w jej życiu. To był gwałt. Kiedy okazało się, że jest w ciąży, bliscy mówili, że przecież może usunąć. Bo jest młoda, bo stało się to wbrew jej woli. Ale ona poczuła, że przecież dziecko, które w sobie nosi, nie jest niczemu winne. Od początku czuła, że to będzie dziewczynka.
- Byłam wytykana palcami, słyszałam różne przykre słowa, które wypowiadali sąsiedzi pod moim adresem. Często płakałam. Ciąża w tak młodym wieku była przecież kiedyś ogromną sensacją. Dziś czasy się zmieniły, młode matki mogą liczyć na wsparcie. Ja przeżywałam to wszystko w samotności, w ogromnym strachu przed porodem, z obawą przed przyszłością - wspomina Jolanta Hejna. - W moim domu nie miałam zrozumienia, bo tam królował alkohol. Miałam czworo rodzeństwa i tylko ja z jednym z braci nie trafiliśmy do domów dziecka.
W dniu porodu mocno świeciło słońce. Pożółkłe liście zapowiadały już koniec lata, ale tego dnia było wyjątkowo ciepło jak na wrzesień. 15-letnia Jola miała na sobie biało-pomarańczową sukienkę rozpinaną na guziki z przodu, którą uszyła jej najbliższa kuzynka, powiernica tajemnic, przyjaciółka.
- Wyglądałam jak dziecko, które włożyło sobie pod sukienkę ogromną piłkę - wspomina i dodaje: - Monika przyszła na świat w szpitalu wojewódzkim w Poznaniu. Kiedy położono mi ją na piersiach, poczułam, że mam kogoś, kto zawsze już będzie mnie kochał i będzie ze mną. Byłam szczęśliwa.
Młoda mama wróciła z dzieckiem do domu. Jej rodzice zostali oficjalnymi opiekunami Moniki. Pierwsze 3 lata na przełomie lat 70. i 80. ubiegłego wieku spędziły razem.
- Monisia była urocza. Nie grymasiła, była zawsze uśmiechnięta. Ochrzciłam ją, dbałam o nią, kochałam całym sercem - opowiada Jolanta Hejna. - Chodziłam dorywczo do pracy. Musiałam przecież zadbać o dziecko, gdyż rodzice wszystkie pieniądze przepijali. Pewnego dnia, gdy wróciłam do domu, nie było już Moniki. Biegałam od drzwi do drzwi i pytałam sąsiadów, gdzie jest moje dziecko. Udało mi się dowiedzieć, że przyjechała policja i zabrała córeczkę. Rodzice byli w tym czasie pijani.
3-letnia Monika trafiła do podpoznańskiego domu dziecka. W związku z tym, że oficjalnie opiekę nad nią sprawowali rodzice pani Joli - ona nie mogła odwiedzać córki. Ale przyjeżdżała pod bramę placówki i przez dziurę w desce podglądała małą, gdy stawiała babki z piasku, goniła ptaki po parku i patrzyła zamyślona w dal.
- Moi rodzice odwiedzili ją tam dwa razy. A gdy pewnego dnia znów przyjechałam pod bramę, to jedna z wychowawczyń podeszła do mnie i powiedziała "Małą zabrali, nie ma jej już i nigdy nie wróci”. Serce pękło mi wtedy na pół - opowiada J. Hejna.
CZYTAJ DALEJ W SERWISIE PLUS:
Córka odnalazła matkę po 37 latach. Odbudowują zerwane więzi
Sprawdź też:
