Czy ateista może trafić do nieba?

rozmowia Małgorzata Iskra
Adam Wojnar/POLSKA
...i żywot wieczny, amen - modlą się każdego dnia katolicy na całym świecie. Ale czym jest ów żywot wieczny, którego tak pragniemy? Niebo? Piekło? Zmartwychwstanie? Czy można to objąć rozumem? - Spotka nas totalne szczęście, widzenie Boga i bliskich - uspokaja 97-letni dominikanin ojciec Joachim Badeni w rozmowie z Małgorzatą Iskrą

Czy możemy o niełatwych sprawach - o tym, co nas czeka po śmierci - porozmawiać w sposób prosty?
Rzeczy boże są nieskończenie proste.

Kto jest Bogu najmilszy?
Miłość, sama miłość. Tym, czym on jest sam, jest mu najbliższe.

A jaki człowiek jest mu najmilszy?
Ten, który najbardziej kocha Boga, gdyż jeśli go kocha, miłuje także bliźnich. Ci, którzy nie kochają Boga, a deklarują miłość do człowieka ulegają ułudzie, że ich miłość jest prawdziwa. Ona jest tylko złudzeniem.

Czy w niebie są lepsze, czyli bliższe Pana Boga, i gorsze miejsca?
Twierdzą, że tak. Zależy to od stopnia miłości. Im większa miłość, tym bliżej Boga, im mniejsza - dalej. Ale zawsze musi być miłość. Jak zobaczymy Boga, to przypuszczam, że zobaczymy różne dystanse do niego.

Katolik ma fory w drodze do nieba?
Pewną pomoc ma w postaci sakramentów, szczególnie spowiedzi i eucharystii. Co do reszty trzeba by Pana Boga spytać.

Niektórzy są przekonani, że z samego faktu, że są osobami wierzącymi wynika, że trafią do nieba.
To jest złudne, gdyż bez miłości nie ma mowy o prawdziwej wierze. A akceptacja Boga może nie starczyć do zbawienia.

Obserwując zachowania ludzi, jak ojciec określa obecne natężenie naszej skali miłości?
Nie można sądzić człowieka nie widząc jego serca. Deklaracje słowne to jedno - ludzie mówią różne rzeczy. Zobaczenie stopnia miłości możliwe jest tylko poprzez wejrzenie w serce. A uczynić to może Pan Bóg.

Czy w niebie jest miejsce dla ateistów?
Nie wiemy tego zupełnie. Zasadniczo nie bardzo widzimy ateistę w niebie, bo on nie chce tego. Jednak co z danym człowiekiem będzie w chwili śmierci, gdy będzie sądzony, tego nikt nie wie. Dużo zależy od tego, jaki będzie wtedy jego stan duchowy. Może nagle ukocha Boga. Dobry ksiądz może go doprowadzi do miłości Boga. Tajemnica duszy jest nieodgadniona.

Czy jest jakiś powód, dla którego tak wielu ludzi zaniedbuje wiarę?
Oczywiście, mnóstwo. Brak praktyki wiary, wątpliwości wiary, zniechęcenie, złe przykłady wierzących, łącznie z tymi, które dają niektórzy księża. Nie ma statystyki powodów utraty wiary. Są tylko fakty: w Irlandii i Hiszpanii utraciło ją wiele osób. Jednak co będzie po śmierci z ludźmi, którzy zaniedbali swe życie duchowe, nikt nie wie. Nie sądźcie, byście nie byli sądzeni.

Niektórzy uważają, że człowiek nawrócony, to taki gorszy katolik. Pan Bóg też widzi tu jakąś różnicę?
Kto jest gorszy, a kto lepszy, tego nikt nie może oceniać. Żaden śmiertelnik. Tej skali w ogóle nie należy używać. Ludzie są różni, ale kto jest lepszy, nie nam sądzić.
Czy ludowe idylliczne wyobrażenia nieba są zdaniem Ojca dalekie od prawdy?
To jest infantylizm. Sam niejednokrotnie żartuję z młodszymi braćmi, że w niebie nie brakuje coca-coli, co jest formą zachęty do żarliwej modlitwy i zasłużenia sobie przez nią na niebo. Istnienie nieba jest kwestią wiary. To i owo tylko możemy podejrzewać, przeczuć, domyślić się.

Jak, wobec tego - w oparciu o przeczucia - wygląda niebo, a jak piekło?
Piekło, nie wiemy. Piekło jest utratą Boga raz na zawsze. Czyściec jest oczyszczeniem ludzi dobrych, którym brak dostatecznej ilości miłości. Dusze czyśćcowe dość często składały mi wizyty. Były to anonimowe cienie, postacie szare jak popiół, zwiewne i gorąco proszące o pomoc. A niebo to jest widzenie Boga. Wiemy tylko, że jest tam Bóg i aniołowie. Szczęście polega na widzeniu Boga, takim bezpośrednim. I wraz z Bogiem Matki Najświętszej, świętych i wszystkich bliskich krewnych.

Żyjemy nadzieją, że ich kiedyś spotkamy.

Jedna z wielkich nadziei, jaką daje nam chrześcijaństwo, to ta, że nie ma ostatecznej nieobecności. Tylko w piekle człowiek skazany jest na nieistnienie. Niebo, po zmartwychwstaniu, stanie się materialne. Człowiek będzie tam miał strój ze światła, a przenosił się będzie w dowolne miejsce aktem woli. Lecz tego nikt nam nie opisze, tego trzeba doświadczyć. Są wprawdzie mistycy, którzy opisywali niebo, jednak to były takie raczej symboliczne, subiektywne wizje. Sam też miałem kiedyś widzenie pierwszego raju, jako ogrodu, w którym panuje pokój, radość, piękno i gdzie obecny jest Bóg. Nie było tam żadnego zła. Tylko światło, piękno, szczęście i radość.

Tak dobrze, że aż nudno?
Nuda w bliskości Boga jest niemożliwa. Jak można się nudzić w obecności nieskończonego, niewyczerpanego, wciąż młodego Boga? Jeśli ktoś mówi, że w piekle ciekawiej, to pewnie z braku wiedzy, albo działa diabelska propaganda. Diabeł wciąż kłamie.

W potocznym rozumieniu niebo jest "na górze", gdzieś w kosmosie.
Umownie tak, lecz niebo nie jest miejscem, ale stanem. Coś w tym wszak musi być, że uważa się, że niebo jest nad nami, a piekło pod nami… Jednak to nie oznacza, że ponad gwiazdami siedzi Pan Bóg i na nas stamtąd spogląda.

O ile kosmos ogarniamy rozumem, to kwestię nieba bierzemy na wiarę. Jak sobie Ojciec tłumaczy istnienie nieba?

Obietnicą Boga zawartą w Piśmie Świętym. Jednak to, gdzie znajduje się niebo będzie "wiedziało" tylko dziecko, rysując je nad chmurką. Tak naprawdę niebo jest stanem świadomości człowieka, czymś niematerialnym. Czy ten stan ma jakieś umiejscowienie, tego nie wiemy.

A jak będzie wyglądało zmartwychwstanie?
Ciała staną z martwych. Nikt nie jest z tego wyłączony. Wszyscy będziemy mieli szansę na drugie, lepsze życie. Pan Bóg nikogo nie odtrąca, czasem człowiek sam siebie odtrąca. Bóg bez najmniejszego wysiłku potrafi w ułamku sekundy zebrać wszystkie części ciała. Oczywiście nie potrafimy sobie wyobrazić, jak Pan Bóg odtworzy ciało kogoś, kto był spalony w krematorium, to przekracza naszą percepcję. Zmartwychwstałe ciała będą takie, jak za życia, ale pełne światła i szczęścia.
I to będzie nasz żywot wieczny?
Wiemy, że spotka nas totalne szczęście, widzenie Boga i wszystkich bliskich. Nic bliższego. Reszta to fantazja. Kończąc modlitwę słowami: "… żywot wieczny, amen" wyznajemy wiarę w to, że życie nie ma końca. Śmierć jest tylko początkiem nieskończonego życia, życie człowieka będzie wieczne, niezniszczalne, ponad czasem - tak przypuszczam.

Co Ojciec przez to rozumie, gdy mówi w wydanej ostatnio przez oficynę Rafael książce "Żywot wieczny Amen", że najwyższą szkołą nauki o przyszłości, o żywocie wiecznym, jest samotność?
Samotny człowiek więcej zobaczy, to na pewno. Tu, na Ziemi, w bloku B, mieszkanie 48, jeśli człowiek jest samotny i wierzący, Pan Bóg da mu dużą wiedzę o sobie. Taki człowiek ma większą szansę na bliższe poznanie Boga, gdyż znajduje się z nim sam na sam. Jeśli jednak samotny stary człowiek, bo o takich głównie myślę, żyje przeszłością, niewiele dowie się o życiu wiecznym. Niestety, brak ludzi mądrych i starych. Mówiłem już kiedyś, że starsi są jak samochody na wstecznym biegu, oglądają się tylko za tym, co było.

Jak żyć, by trafić do nieba?
Według przykazań bożych. Czy sama modlitwa wystarczy, nie wiem. Klepanie paciorków to na pewno za mało. Modlitwa jest osobistą rozmową z Bogiem.

Traktujemy zwierzęta, jako naszych braci mniejszych. Czy i one trafią do nieba?
Nie mogą być w niebie, gdyż nie mają umysłu. A Boga widzimy umysłem.

Wyobraża sobie Ojciec spotkanie ze św. Piotrem? Co mu Ojciec powie, a co chciałby usłyszeć?
Ja w ogóle nie myślę o tym, po co? Przypuszczam, że raczej z nim się spotka papież Jan Paweł II, jako ze swoim poprzednikiem w stolicy apostolskiej. Na pewno zobaczę św. Piotra w niebie. Mógłbym z nim tam porozmawiać, ale to nie jest moje jakieś specjalne życzenie.

Zdarza się Ojcu czasem słyszeć głos Boga?
O tym może lepiej nic nie mówić… Na pewno są różne głosy. Żeby je rozpoznać św. Jan od Krzyża podaje kryteria różnicujące: czy to głos diabła, czy natury, czy Pana Boga. Przypuszczam, że nikt wprost nie powie, że widział Pana Boga, a to jest możliwe. Wstąpiłem do zakonu, bo chciałem zobaczyć Boga. I wiem, że widzenie niewidzialnego jest możliwe. Żeby do tego dojść trzeba jednak bardzo dużo cierpienia i oczyszczenia, którego różne stany nazywa się nocą zmysłów i nocą ducha. Autentyczne widzenia prowadzą do rozwoju duchowego. Ja boję się tych fałszywych.

Czy tak zacny duchowny ma w ogóle w sobie jakieś odruchy mściwości, osądzania i karania bliźnich? Targały kiedyś Ojcem złe emocje, musiał z nimi walczyć?
Wszyscy ludzie mają sobie coś do zarzucenia. Bez wyjątku. Księża, biskupi. Nikt nie jest święty. Gdybym powiedział, że nie mam sobie nic do zarzucenia, kłamałbym. Trzeba jednak pracować nad własnym ułomnym charakterem.

Myśli Ojciec, że Pan Bóg ma poczucie humoru? Chyba nie gniewa się na nas na przykład za liczne rysunki satyryczne?
Tego nie wiemy. Możemy tylko powiedzieć, że w Bogu jest nieskończona radość, ale to nie ma nic wspólnego z humorem. Czasem tę radość Bóg udziela ludziom: na Ziemi przejściowo, a w niebie na stałe.

Czym przejawia się mądrość Boga?
Tym, że znosi nas wszystkich - choć to może raczej miłość? A mądrość przejawia się w porządku świata. Bóg urządził go dobrze, a to tylko myśmy go zepsuli przez grzech pierworodny.

A jaką mądrością życiową mógłby się podzielić 97-letni zakonnik?
Trzeba się starać do Pana Boga zbliżyć miłością i kontemplacją. I należy pamiętać, że tu na Ziemi przeżywamy ledwie przedsmak szczęścia wiecznego.

Mędrzec i arystokrata

Ojciec Joachim Badeni OP jest 97-letnim arystokratą i teologiem, opiekunem duchowym Ruchu Odnowy w Duchu Świętym. Podczas wojny walczył jako żołnierz pod Narwikiem, we Francji i Maroku. Do zakonu dominikanów wstąpił po wojnie, jest autorem książek: "Kobieta boska tajemnica", "Śmierć? Każdemu polecam!", a wspólnie z ojcem Leonem Knabitem "Sekretów mnichów. Czyli sprawdzonych przepisów na udane życie". Ciągle aktywny - ostatnio ukazała się jego książka "…żywot wieczny Amen".

***
Fragmenty książki o. Badeniego “...żywot wieczy Amen"

Nadzieja. Na tym polega starość czy okres emerytalny,gdy człowiek nie ma już żadnych zajęć:ani naukowych, ani duszpasterskich.
Samotność w celi też na tym powinna polegać- na szukaniu Boga. Taki jest sens starości.
Gdy Pan Bóg zobaczy, że ktoś czeka na Niegomodlitewnie, na pewno się w taki czy inny sposóbdo niego zbliży i da mu pewne widzenia tajemnicyżycia przyszłego. Ale musi być głębokawiara, ufność i prośba do Boga, żeby przygotowałnas do przejścia na tamtą stronę.
Przypuśćmy, że ktoś jest bardzo aktywny zawodowo- pracuje, wykłada, prowadzi prace doktorskie, albo jako duszpasterz ciągle głosikonferencje, organizuje obozy letnie, wędrówki.
Szybko płynie jego młode życie. Powoli, powoli,z biegiem lat, okazuje się jednak, że nie jest już w stanie dorównać tempu życia młodych ludzi. Stało się ono tempem starego człowieka.
Wobec tego, siłą rzeczy, albo jest zwalniany przez przełożonych z niektórych obowiązków, albo sam widzi, że nie da rady spełniać pewnych posług, więc się wycofuje, przechodzi w samotność. Nagle zanika w nim żywioł młodości. Ciekawość, dociekanie prawdy przez studium nie jest już tak ekscytujące. Nie interesuje go już nauka, sprawy zawodowe ani kontakt z ludźmi młodymi. Zostaje zupełnie sam, bez życia, bez zadań. Nieraz pojawia się wtedy depresja, czyli choroba braku życia. Bo człowiek albo się z tym godzi, albo przed tym broni, wynajdując sobie rozmaite zajęcia, szukając czegoś zastępczego. Zamiast szukać Pana Boga, zaczyna hodować króliki lub zbiera znaczki pocztowe, żeby się czymś zająć. Nie zajmuje się Bogiem, tylko czymkolwiek. To oczywiście nasza ludzka słabość.

Duch ludzki stworzony jest do transcendencji, do przekraczania materii. Gdy człowiek to neguje, gdy tylko w materii szuka przekroczenia - a ją da się tylko pomnożyć, ilościowo nagromadzić, ale nie przekroczyć jakościowo - wpada w pułapkę. To, czego naprawdę człowiek szuka, może dać jedynie duch. Ale nie jestem pesymistą. Mimo tak natężonego dzisiaj materializmu, widzę, jak wielu ludzi szuka tego, co duchowe, jak popularne są w Polsce rekolekcje ignacjańskie. Są powołania do kartuzów, zakonu o bardzo surowej regule, gdzie radykalnie zrywa się ze światem i jego konsumpcją. Pokazuje to piękny film Wielka cisza, który oglądało mnóstwo młodych ludzi, choć ekran emanuje ciszą. Ta wielka cisza prowadzi ku pełni.

Widocznie, mimo że mamy mózgi tak przeżarte hałasem i reklamami, szukamy czegoś ponad te dźwięki i obrazy. Ujawnia się transcendencja ducha ludzkiego. Mamy dość tych hałasów,
decybeli, które zabijają nasz duchowy słuch potwornym jazgotem. Ten hałas otumania i prowadzi do pierwotnego stanu półdzikości. Stajemy się znowu plemieniem pierwotnym.
W chwilach szczęścia, które chcemy, żeby się nigdy nie skończyły, żeby wciąż trwały: zaślubiny, urodziny dziecka. Ludzie mówią wtedy, że chcą, by ta chwila trwała. Ona przemija w ciągu sekund czy minut, ale my chcemy, żeby wciąż trwała. W tysiącu drobiazgach - w uśmiechu dzieci, w pięknie macierzyństwa. Myślę, że wielka tajemnica tkwi w macierzyństwie. Na przykład karmienie. Słychać straszny wrzask niemowlaka, jakby ktoś zadawał mu tortury, jakby coś potwornego się działo. Nagle ten krzyk ucicha i nastaje zupełna cisza. A potem jest sen, poczucie cudownego bezpieczeństwa, ciepła, miłości.

Pamiętam, jak kiedyś, wiele lat temu, gdy rozdawałem Komunię Świętą, nagle uderzyła mnie myśl, że to, co trzymam w ręce... że wobec tego cały wszechświat jest bez wartości. Nie ma on żadnej wartości wobec "opłatka", który podałem starszej pani i który kosztuje pewnie ze dwa, może pięć groszy. To są te przedsmaki, małe kroki, które Pan Bóg daje poprzez Eucharystię, poprzez przyjmowanie Jego Ciała i Krwi. Bo w Jego Ciele i Krwi jest raj, a pokarm, który nam daje, jest rajski.
Choćby wasze grzechy były jak szkarłat, jak śnieg wybieleją" - mówi Pismo Święte (Iz 1,18). Ksiądz zazwyczaj nie ma czasu, żeby mówić takie rzeczy penitentom. Od wielu lat nie spowiadam, bo nie słyszę, ale widzę, że zazwyczaj w kościele z jednej strony konfesjonału jest kolejka, z drugiej strony konfesjonału kolejka, byle szybciej, byle szybciej, byle szybciej. A indywidualny sakrament pojednania jest bardzo ważny. Na Zachodzie, niestety, on zanika. Nie ma w ogóle konfesjonałów, jest tylko rozgrzeszenie zbiorowe. Wielka szkoda, bo nie ma już indywidualnego przeżycia wyzwolenia z ciężaru zła czy rachunku sumienia przed spowiedzią.

Wróć na i.pl Portal i.pl