Widmo wygrania po raz pierwszy od II wojny światowej skrajnej prawicy we Francji sprawiło, że przed niedzielną drugą turą wyborów politycy masowo wycofują się z drugiej tury elekcji. To strategia, która ma sprawić, że nie ulegną rozproszeniu głosy przeciwko skrajnej prawicy.
Marine Le Pen w opozycji?
Według najnowszego sondażu, narodowcy nie zdobędą bezwzględnej większości w niedzielnych wyborach. Wcześniej Zjednoczenie Narodowe Le Pen wygrało pierwszą turę z bardzo dobrym wynikiem, zapowiedziało jednak, że nie będzie tworzyć rządu, jeśli nie uzyska bezwzględnej większości. I o to idzie walka, by nie dopuścić tego ugrupowania do rządzenia krajem.
Najnowsze badania mówią, że ugrupowanie Le Pen uzyska 7 lipca najwyżej 220 mandatów. Poprzednie badania mówiły o 250-290 mandatach, ale pojawił się "front republikański", jak nazwano umowę między lewicą i centrystami. To oni wycofali ponad 200 swoich kandydatów z drugiej tury, żeby nie rozpraszać głosów przeciw skrajnej prawicy.
Jeśli ostatni sondaż sprawdzi się, będzie to oznaczało, że ugrupowanie Marine Le Pen pozostanie w opozycji, a typowany na premiera 28-letni Jordan Bardella będzie musiał poczekać jeszcze na swój wielki dzień. Większość bezwzględną zapewniająca możliwość stworzenia gabinetu wynosi 289 mandatów.
Egzotyczny sojusz
Perspektywa powstania szerokiego sojuszu od komunistów po centroprawicę nie jest dobra dla Francji. Ale zarówno urzędujący jeszcze premier Gabriel Attal, jak i przewodnicząca ugrupowania Zielonych Marine Tondelier przekonują, że to jedyny sposób na powstrzymanie ugrupowania Marine Le Pen.
Jesteśmy na Google News. Dołącz do nas i śledź Portal i.pl codziennie. Obserwuj i.pl!
