„Obecnie wielu rosyjskich polityków opozycyjnych i dziennikarzy na emigracji doskonale zdaje sobie sprawę, że są celem służb bezpieczeństwa Putina. Aktywność rosyjskich służb specjalnych za granicą wzrosła, a niektórzy emigranci zauważyli, że są otwarcie śledzeni w krajach europejskich. Ostatnio pojawiły się doniesienia o próbach infiltracji społeczności rosyjskich emigrantów przez agentów FSB” – czytamy w analizie Andrieja Sołdatowa i Iriny Borogan, najlepszych specjalistów od rosyjskich służb, zatytułowanej „Paranoja i trucizna: kremlowskie metody radzenia sobie z emigracją”. Jako przykład podają historię Natalii Arnaud, szefowej Fundacji Wolna Rosja z początku maja.
Truciciele z Moskwy?
Arnaud obudziła się wczesnym rankiem w pewnym praskim hotelu z ostrym bólem szczęki, a po chwili poczuła, że drętwieją jej ręka i noga. Prezes fundacji promującej interesy rosyjskiej emigracji politycznej i lobbującej na rzecz sankcji antyputinowskich, wsiadła jednak do samolotu z Czech do USA. W drodze stan Natalii znacznie się pogorszył i ostatecznie wylądowała na oddziale intensywnej terapii w jednym z waszyngtońskich szpitali.
Jej krew przebadano na wszelkie możliwe sposoby. Nie znaleziono nic podejrzanego. Mimo to, FBI i służby specjalne w Czechach i w Niemczech, gdzie Arnaud była przed przyjazdem do Pragi, rozpoczęły dochodzenie. Nie wiadomo, co się stało i czy Natalia nie została otruta środkiem paralityczno-drgawkowym, podobnie jak Władimir Kara-Murza i inni wrogowie Kremla mieszkający za granicą. Czuje się teraz znacznie lepiej, ale nadal cierpi na drętwienie kończyn.
Wielu rosyjskich opozycyjnych polityków i dziennikarzy na emigracji jest świadomych, że są celem służb bezpieczeństwa Putina. To pokazuje, że Kreml mimo wszystko obawia się tych ludzi, nie tylko z racji na ich aktywność na Zachodzie, ale też ze względu na możliwość ich wpływu na setki tysięcy Rosjan, którzy wyjechali za granicę po inwazji Moskwy na Ukrainę.
Paranoja Kremla
Pełnoskalowa inwazja Rosji na Ukrainę stała się impulsem dla zwiększenia aktywności działających już wcześniej na Zachodzie środowisk i organizacji emigracyjnych, choćby tych związanych z Garrim Kasparowem czy Michaiłem Chodorkowskim. Ponadto pojawiły się nowe organizacje, od feministycznego antywojennego ruchu oporu po Rosyjski Klub Demokratyczny, koalicję rosyjskich antywojennych sił demokratycznych, która została założona w Paryżu. No i oczywiście FBK Aleksieja Nawalnego, która kontynuuje swoją działalność na wygnaniu. Wszystkie niezależne rosyjskie media na uchodźstwie nadal działają, choć wiele z nich miało trudności z przenoszeniem się z miejsca na miejsce. Media te zdołały utrzymać swoją widownię w Rosji, a nawet ją zwiększyć.
Oczywiście emigranci polityczni nieustannie ścierają się ze sobą przy różnych okazjach, ale jedno jest pewne - poziom koordynacji między różnymi stowarzyszeniami emigrantów jest bezprecedensowy. W Moskwie ten burzliwy proces jest obserwowany z rosnącą paranoją, a aby poradzić sobie z problemem, Kreml stosuje te same metody, których agenci NKWD używali 70 lat temu.
Jak za Sowietów
Kreml ma dziś obsesję na punkcie emigracji coraz bliższą tej, którą miała sowiecka bezpieka. Rosjanie za granicą byli problemem Kremla od pierwszego dnia istnienia bolszewickiego reżimu. Przez cały okres sowieckich rządów tajna policja tworzyła wydziały i jednostki do walki z tym zagrożeniem pod każdym możliwym kątem, zarówno w kraju, jak i za granicą.
Piąty Zarząd KGB był odpowiedzialny za zbieranie kompromatów, aby mieć wpływ na dysydentów, gdyby przenieśli się na Zachód. "Piątka" monitorowała również wpływ publikacji emigracyjnych na środowiska dysydenckie. Jak przypominają Sołdatow i Borogan, „na potrzeby operacji zagranicznych Pierwszy Główny Zarząd KGB (wywiad) również posiadał kilka wydziałów zajmujących się emigrantami. Służba "A", która była odpowiedzialna za dezinformację za granicą - w terminologii KGB "aktywne środki" - rozpowszechniała brudne plotki i plotki o ważnych emigrantach.
Dyrekcja "K", zajmująca się kontrwywiadem zagranicznym, której głównym zadaniem było demaskowanie podwójnych agentów, musiała również wykrywać dezerterów i nieautoryzowane kontakty obywateli sowieckich za granicą ze środowiskami emigracyjnymi. Czwarta sekcja Dyrekcji "K" szerzyła dezinformację w mediach emigracyjnych: odbywało się to za pośrednictwem agentów osadzonych w zagranicznych organizacjach emigracyjnych, w tym w stacjach radiowych Głos Ameryki i Radio Swoboda”.
źr. Agentura.ru
Jesteśmy na Google News. Dołącz do nas i śledź Portal i.pl codziennie. Obserwuj i.pl!
rs
