Nie płaczcie, nie ma mnie tu. Nie płaczcie. Przecież największą klęską jest nie wyciągać wniosków ze zwycięstw. A geniusz nie polega na tym, że wie się więcej, tylko, że wie się wcześniej.
I wiecie, kochani, czasem trzeba iść własną drogą. A jeśli nasze myślenie zbudowane jest na prawdzie, to jest szansa, że wygramy.
Nie płaczcie nad moją trumną, nie ma mnie tu. Ale jestem w waszych kochających mnie sercach, w waszych tęskniących oczach, w każdym wspomnieniu, w słońcu, które grzeje waszą twarz , w dobrej pogodzie, w bezkresnej wodzie oceanów, w ciepłym wietrze, w najpiękniejszych miejscach na ziemi.
W każdym pięknym budynku, w filharmonii, w muzeum, w każdej świątyni świata. I w tej, w której modliłem się przez wiele lat. W Starowiejskim, Markowskim, Kantorze, Mitoraju, Verdim, Aidzie, Rigoletto. W książkach starannie układanych w przepastnych bibliotekach, w słonikach z podniesioną trąbą i wszystkich dobrych znakach po drodze.
W samolotach, w samochodach, na wszystkich nowych drogach i autostradach świata. W małych restauracyjkach na Sardynii i w Toskanii, wykwintnych lokalach stolic. W niedzielnym obiedzie, w jagnięcinie i placku babuni. W toaście za miłość, który wznosiłem z wami. W inspirujących dyskusjach o świecie, o gospodarce, polityce i w prowokacyjnych, zaczepnych sądach. W wizjonerskich planach na lepsze jutro. W dobrej, nie znoszącej sprzeciwu radzie. W budującym komplemencie, w przekornym uśmiechu, w dobrym żarcie, w czułym kochającym dotyku, w wyrozumiałym spojrzeniu, w czystym wzruszeniu i zatroskaniu.
W każdym opiekuńczym i pomocnym geście. W tych, których dotknąłem swoją duszą i inspiracją, którym chciałem dodać skrzydeł. W niegasnącym świetle, w wielkiej odwadze i sile. W życiu dalej, radości i pięknie. Nie płaczcie nad moją trumną, tu mnie nie ma. I uwierzcie mi , bo trzeba wierzyć i kochać. Miłość jest najważniejsza.