Dramatyczna akcja ratunkowa rozpoczęła się po tym, jak u wybrzeży Florydy wywróciła się łódź przemycająca ludzi do Stanów Zjednoczonych.
Na jej pokładzie było 40 osób, o czym dowiedzieli się funkcjonariusze Straży Przybrzeżnej od jedynego ocalałego, który kurczowo trzymał się przez 60 godzin wywróconej łodzi, nim nadeszła pomoc. Ustalono już, że łódź wywróciła się około 60 km na wschód od parku Fort Pierce Inlet na Florydzie.
Cudem uratowany mężczyzna powiedział funkcjonariuszom amerykańskim, że łódź opuściła Bimini na Bahamach w sobotę wieczorem z 40 osobami na pokładzie. Ocalały dodał Straży Przybrzeżnej, że żadna z osób, która była w tej łodzi, nie miała kamizelki ratunkowej.
Straż Przybrzeżna rozpoczęła poszukiwania ludzi na szeroką skalę. Akcja poszukiwawcza tych, którzy mogli przeżyć tragedię prowadzona jest z powietrza oraz przy udziale wielu łodzi ratowniczych. Z każdą godziną jednak szanse na odnalezienia kogoś żywego maleją.
W maju zeszłego roku łódź wypełniona 18 imigrantami wywróciła się na kalifornijskiej plaży na wysokości La Jolla w San Diego. Zginęła wtedy jedna osoba, 11 zostało rannych. Kilka osób o własnych siłach dopłynęło do plaży.
Ratownicy mówili wtedy, że coraz częściej dochodzi do prób nielegalnego przedostania się na prymitywnych łodziach do wybrzeży Stanów Zjednoczonych w tym rejonie.
