Z listu wynika, że w ostatnim czasie w Lille, Bordeaux, Strasburgu, Grenoble, Rennes, Tuluzie oraz Nantes napływało po kilka, niekiedy po kilkanaście, tysięcy uchodźców każdego miesiąca. Burmistrzowie tych miast stanęli wreszcie przed ścianą. Ich zasoby, jeśli chodzi o finansową pomoc dla przybyszów, skończyły się. Miejscowa ludności jest niezadowolona z obrotu sprawy, bo z zapewnień Paryża wynikało, że fala uchodźców i migrantów została już definitywnie powstrzymana.
CZYTAJ TAKŻE: "Nowa dżungla" w Europie. Calais - prawdziwe piekło imigrantów [REPORTAŻ] [ZDJĘCIA]
Przybysze, którzy szukają nowego życia, a przede wszystkim azylu we Francji, docierają między innymi z Włoch. Nie pomagają liczne blokady na granicach tych państw. Kurierzy, zajmujący się za odpowiednią opłatą, przerzutem nielegalnych migrantów znajdują sposoby, by szmuglować ich do Francji. To sprawiło, że na ulicach wspomnianych miast powstają dzikie obozowiska przypominające "Dżunglę", jak nazywano zlikwidowany kilka miesięcy temu nielegalny obóz uchodźców w Calais.
Stąd dramatyczny apel burmistrzów siedmiu francuskich miast. Chcą oni, by Paryż stworzył coś na kształt "solidarnościowej sieci" między poszczególnymi miastami, by można było przerzucać migrantów tam, gdzie są dla nich warunki, a władze dysponują ośrodkami oraz pieniędzmi. Z tymi ostatnimi jest największy w tej chwili problem.