- Największy stres jest wtedy, kiedy śledzone przez nas auto wjeżdża do warsztatu - opowiada wrocławski detektyw. - Bo jak zaczną przy samochodzie majstrować, to mogą znaleźć nasze urządzenie.
Tak też się stało kilkanaście dni temu w jednym z warsztatów przy ul. Legnickiej we Wrocławiu. Tajemnicza skrzyneczka odpadła z luksusowego samochodu. Mechanicy zawiadomili policję. Jak się okazało, owo urządzenie to lokalizator GPS. Dzięki niemu można śledzić dowolną osobę nie ruszając się sprzed komputera.
Lokalizator z wrocławskiego warsztatu trafił do komisariatu policji Wrocław Fabryczna, a potem do prokuratury. Tu odmówiono wszczęcia śledztwa, ponieważ osoba poszkodowana (czyli właścicielka feralnego samochodu) nie złożyła wniosku o ściganie sprawcy przestępstwa. A przestępstwo, które mogłoby wchodzić w grę, ścigane jest tylko na wniosek osoby pokrzywdzonej.
Do dwóch lat grozi osobie, która "bez uprawnienia uzyskuje dostęp do informacji dla niego nieprzeznaczonej". Czy więc śledzenie kogoś z użyciem lokalizatora GPS jest nielegalne? Urządzenia można kupić bez problemu. Najtańsze kosztują już niecałe 200 zł. Ma wielkość małego dyktafonu albo dwóch pudełek zapałek. - Ale takie urządzenie podziała 3-4 godziny i wyczerpie się bateria. My stosujemy takie, które będą działać i miesiąc, a nawet dłużej - wyjaśnia detektyw.
Czy więc jest to legalne? - Zleciliśmy opinię prawną, która ma odpowiedzieć na pytanie, czy detektywi mogą, czy nie mogą używać takich urządzeń - mówi rzecznik prasowy Polskiego Stowarzyszenia Licencjonowanych Detektywów Piotr Radlak. Sprawą zajmował się już Sąd Najwyższy w listopadzie 2013 roku, ale jego orzeczenie nie jest interpretowane - przynajmniej w środowisku detektywów - jako jednoznaczny zakaz.
A jak to działa? - U mnie w tej chwili w różnych samochodach pracuje kilka takich urządzeń - opowiada detektyw. - Do każdego wkłada się kartę telefoniczną, taką kupioną w kiosku, nie na abonament. Urządzenie przyczepia się silnym magnesem z tyłu samochodu, za zderzakiem.
Potem trzeba zalogować lokalizator do serwera, na którym umieszczona jest mapa. - Ja korzystam z serwera zagranicznego - opowiada nasz rozmówca. - Moje urządzenia bardzo dokładnie lokalizują samochód. Pokazują też, z jaką prędkością jechał. Jak gdzieś się zatrzymuje, to lokalizator zapisuje to miejsce w pamięci.
Cena? Miesiąc takiego "internetowego" śledzenia kosztuje 1000 zł. Dla porównania, jeżdżenie za kimś kosztuje od 150 do 250 zł za godzinę.
Często z usługi GPS korzysta się przy okazji konfliktów rodzinnych. - Jeśli klient albo klientka nie ma rozdzielności majątkowej, to znaczy, że jest współwłaścicielem auta. "Wypożyczamy" takiej osobie nasz lokalizator. A ona montuje go w aucie. Efekty? - Mąż powiedział klientce, że jedzie do Niemiec w interesach, a my namierzyliśmy go w spa w jednym z kurortów na południu Polski.