Graham Masterton, brytyjski król horrorów: "Polska demonologia to materiał na setki książek". Kiedy powieść dziejąca się w Poznaniu?

Maciej Szymkowiak
Graham Masterton przyjechał do Poznania. W rozmowie z "Głosem Wielkopolskim" w marcu 2025 roku zdradza, co sądzi o Trumpie, horrorach i zmieniającym się społeczeństwie.
Graham Masterton przyjechał do Poznania. W rozmowie z "Głosem Wielkopolskim" w marcu 2025 roku zdradza, co sądzi o Trumpie, horrorach i zmieniającym się społeczeństwie. Robert Woźniak
- W 1981 roku napisałem powieść grozy „Diabelski kandydat”, w której republikański kandydat na prezydenta USA zostaje opętany przez diabła i dzięki temu wygrywa wybory. Kiedy spojrzymy na karierę Donalda Trumpa, trudno nie zauważyć podobieństw... - mówi Graham Masterton. Zdradza też, czy napisze książkę z akcją w Poznaniu, a także czego się boi.

Trzy lata temu po raz pierwszy się spotkaliśmy. Rozmawialiśmy o wojnie w Ukrainie. Po trzech latach nic się nie zmieniło na lepsze. Wiele osób zobojętniało, a pana nadal wojna niepokoi?

Oczywiście, że tak. Mam ukraińskich przyjaciół, ale najbardziej martwi mnie potencjalne zagrożenie dla Polski. Wydaje się, że Władimir Putin chce odbudować sowieckie imperium, przywrócić Związek Radziecki do czasów jego świetności. Najgorszą rzeczą, jaką mogę sobie wyobrazić, jest to, by Polska wróciła do realiów, które pamiętam z końca lat 80.

Po raz pierwszy przyjechałem do Polski właśnie w 1989 roku, gdy komunizm dogorywał, ale wciąż było widać jego skutki. Było tragicznie. A teraz? Polska stała się krajem prosperującym, ciekawym miejscem do życia. Doszło nawet do tego, że rozważam zamieszkanie tutaj na stałe. Oczywiście muszę brać pod uwagę sytuację polityczną, ale mimo to jestem pod ogromnym wrażeniem zmian, jakie zaszły w Polsce.

To ciekawe, a obecnie mieszka pan w rodzimej Szkocji czy Anglii?

Mieszkam w południowej Anglii, w Cranleigh – to miejscowość położona wśród wzgórz.

Wielu autorów wykorzystuje w swoich książkach aktualne wydarzenia polityczne i społeczne. Czy pana powieści również czerpią inspirację z niepokojów rzeczywistości?

Tak, choć czasem są wręcz prorocze. W 1981 roku napisałem powieść grozy „Diabelski kandydat” („The Hell Candidate”), w której republikański kandydat na prezydenta USA zostaje opętany przez diabła i dzięki temu wygrywa wybory. Kiedy spojrzymy na karierę Donalda Trumpa, trudno nie zauważyć podobieństw... Napisałem też powieść „Ikon”, w której Kennedy ulega presji Chruszczowa podczas kryzysu kubańskiego. W tej alternatywnej wersji historii, od 1963 roku Stany Zjednoczone są potajemnie rządzone przez Rosję. Dziś, patrząc na polityczne układy, można odnieść wrażenie, że to wcale nie jest tak dalekie od rzeczywistości. Z kolei w książce „Ofiara” („Sacrifice”) przedstawiłem wizję świata, w której Ameryka niemal oddaje Europę Rosji w zamian za pokój. Niestety, również i ta historia wydaje się dzisiaj niepokojąco aktualna.

Czy spodziewał się pan, że Donald Trump zostanie ponownie wybrany na prezydenta?

Szczerze mówiąc, jestem tym zdumiony. Rzadko wypowiadam się politycznie, ale naprawdę nie mogę uwierzyć, że ponad 30 proc. Amerykanów zagłosowało w ten sposób.

Oglądał pan kolejną już najnowszą adaptację „Draculi ”Brama Stokera, czyli „Nosferatu” Roberta Eggersa?

Nie.

Pytam, bo pana książki są niezwykle popularne, ale niewiele z nich doczekało się ekranizacji. Dlaczego? Czy nie chciał pan, by zostały przeniesione na ekran?

Oczywiście, że chciałem! Pierwsza powieść grozy, jaką wydałem – „Manitou” – została niemal natychmiast zekranizowana. Film nakręcił młody reżyser William Girdler, a w obsadzie znalazł się m.in. Tony Curtis. Film odniósł sukces, więc zaczęliśmy pracę nad kolejnym – ekranizacją książki „Dżinn”. Niestety, Girdler zginął w wypadku helikoptera podczas przygotowań do innego projektu na Filipinach. To był koniec naszej współpracy i, niestety, również mojego wejścia do Hollywood. Łącznie 11 moich książek zostało wykupionych z opcją filmową – wytwórnie płaciły mi za prawa do ekranizacji, ale nigdy nie doszło do realizacji filmów. Czasem powstawał scenariusz, znajdowano reżysera, ale na końcu zwykle brakowało pieniędzy. Horrory, zwłaszcza te wykorzystujące CGI, są bardzo kosztowne. Mimo wszystko nadal się staram. Może pewnego dnia dorównam Stephenowi Kingowi pod względem liczby ekranizacji.

Lubi pan w ogóle oglądać filmy grozy?

Nie oglądam horrorów. Po całym dniu pisania grozy ostatnią rzeczą, na jaką mam ochotę, jest czytanie lub oglądanie horrorów. Szczerze mówiąc, nie pamiętam, jaki był ostatni film grozy, który obejrzałem – chyba „Egzorcysta”, czyli to było dawno temu. Nie czytam też horrorów, chociaż znam autorów literatury grozy – parę razy wymieniliśmy się wiadomościami ze Stephenem Kingiem, a także znam innych pisarzy horrorów – ale wolę jednak sięgać po literaturę faktu, książki historyczne itd.

Wspomniał pan Stephena Kinga. Macie dobre relacje? Lubicie się?

Nie znamy się na tyle dobrze, żeby mówić o sympatii czy antypatii. Kilka razy wymieniliśmy listy, prowadziliśmy krótkie rozmowy. King przeczytał jedną z moich książek i napisał opinię, w której stwierdził: „God, he's good” (Boże, jest dobry). Nie jestem pewien, czy miał na myśli mnie, czy Boga.

Ma pan z kolei jakąś jego ulubioną powieść?

Przeczytałem tylko jedno z jego opowiadań – i to wszystko. Naprawdę nie czytam horrorów.

Niektórzy twierdzą, że pana książki są zbyt brutalne. Czy zdarzyło się panu zmienić coś w fabule, bo uznał pan, że przekroczył pewną granicę?

Zdecydowanie tak. Ale co ciekawe, nie dotyczyło to brutalnych scen z udziałem ludzi, tylko… psa. W mojej serii kryminalnej o irlandzkiej detektyw Katie Maguire jej pies, irlandzki seter Barney, został ciężko ranny i w książce pozostawiłem otwarte zakończenie sugerujące, że może umrzeć.

Reakcja czytelników była ogromna – protestowali, pisali do mnie listy. Ludzi można torturować i zabijać na każdej stronie książki, ale jeśli coś dzieje się zwierzęciu, to autor natychmiast staje się wrogiem numer jeden. Dlatego w kolejnej powieści postanowiłem, że Barney zostanie uratowany przez weterynarza i przeżyje.

W horrorach często pierwszą ofiarą jest zwierzę, zanim morderca zacznie zabijać ludzi. To powszechny motyw.

Tak, to prawda, ale czytelnicy reagują na to bardzo negatywnie. Poza tym w książkach kryminalnych staram się bazować na rzeczywistych zbrodniach. Morderstwa są brutalne – tego nie da się obejść. Można pisać w stylu Agaty Christie, gdzie dochodzi np. do utopienia w wannie, ale prawdziwe zbrodnie wyglądają inaczej.

Podczas naszej poprzedniej rozmowy powiedział mi pan, że życie bywa bardziej brutalne niż fikcja.

Zdecydowanie. Jako dziennikarz widziałem rzeczy, które przewyższają okrucieństwem jakikolwiek horror. Na przykład kiedyś byłem świadkiem, jak młody mężczyzna wpadł pod pociąg i został przecięty na pół. Najgorsze było to, że jeszcze przez chwilę żył i rozmawiał z ratownikami, zanim umarł. To były najbrutalniejsze sceny, jakie widziałem w życiu – i nie ma niczego, co mógłbym wymyślić w książce, co byłoby straszniejsze od tego, co dzieje się naprawdę.

Czy uważa pan, że codzienne wiadomości są bardziej szokujące niż pana książki? W mediach można znaleźć informacje o śmierci, chorobach i innych tragediach.

Tak, czasem trudno nadążyć za tym, jak złe rzeczy się dzieją. Zwłaszcza gdy mamy do czynienia z sytuacją taką jak wojna w Ukrainie – niewinni ludzie cierpią i giną. To coś, co po prostu wstrząsa do głębi.

Zauważyłem, że na okładce jednej z pana książek pojawił się znak „18+”. Nigdy tego wcześniej nie odnotowałem.

Tak, pojawił, ale tylko w Polsce. W angielskim wydaniu tego nie ma.

Czego to może być znak, że społeczeństwo się zmienia? Jest wrażliwsze?

Nie wiem, czy chodzi o zmiany społeczne, ale na pewno moje książki ewoluują razem z czasami, w których żyjemy. W niektórych historiach pojawiają się dzieci jako ofiary, co dla niektórych może być trudnym tematem.

Muszę zapytać o coś, co ciekawi wielu polskich czytelników, zwłaszcza z Poznania. Umieścił pan akcję jednego z opowiadań z „Dni śmiertelnego strachu” we Wrocławiu. Na łamach pana powieści „Dziecko ciemności” pojawia się też Warszawa. Czy możemy kiedyś spodziewać się książki, której akcja będzie osadzona w Poznaniu?

To bardzo możliwe. Może w przyszłości. Na razie jednak pracuję nad czymś nowym i akcja będzie osadzona w Gdańsku, pojawi się potwór z morza… Ale nie martw się, pomyślę o Poznaniu.

Swoją drogą często odwiedza pan Poznań – nie jest to bynajmniej pana pierwsza wizyta.

Zgadza się. Pierwszy raz byłem tutaj w 1989 roku, tuż przed upadkiem komunizmu. Od tamtej pory odwiedzałem Poznań wielokrotnie, szczególnie ze względu na moich wydawców i spotkania z czytelnikami.

Interesuje pana polski folklor i kultura?

Tak, zdecydowanie. Współpracuję z Karoliną Mogielską, która ma ogromną wiedzę na temat polskiej demonologii i mitologii. Wspólnie napisaliśmy kilka opowiadań inspirowanych polskimi demonami, takimi jak Dziewanna – dzika bogini lasu – czy o demonicznym kocie. Pracujemy nad zbiorem opowiadań opartych na polskiej mitologii i mamy nadzieję, że ukaże się on w przyszłym roku. Na razie mamy już trzy ukończone historie.

Skąd pomysł na historię o „Czerwonym Rzeźniku” z „Dni śmiertelnego strachu”?

Przeczytałem o pewnym rzeźniku z Wrocławia, który robił kiełbasy z dzieci, więc nawet nie musiałem tego wymyślać.

Czy są jakieś historie grozy, których pan nie lubi, bo uważa je za przereklamowane lub przesadzone? Może jakieś wampiry lub duchy, które są już zbyt wyeksploatowane?

Od samego początku starałem się unikać pisania o wampirach, wilkołakach czy zombie, bo jest ich po prostu zbyt wiele. Świat jest pełen znacznie ciekawszych i bardziej przerażających rzeczy. Wystarczy spojrzeć na polską demonologię – liczb fascynujących, przerażających istot, jakie się w niej pojawiają, mogłaby posłużyć za materiał na setki książek. Na przykład Południca – zjawa, która pojawia się na polach w samo południe. Właśnie takie oryginalne inspiracje staram się odnajdywać. To jeden z powodów, dla których „Manitou” odniósł tak wielki sukces – prawie nikt wcześniej nie pisał o tej tematyce. Zresztą historia ta miała swój nieoczekiwany epilog – wnuczka słynnego indiańskiego wodza Siedzącego Byka była tak zachwycona „Manitou”, że zaprosiła mnie na lunch do The Russian Tea Room w Nowym Jorku. Podarowała mi również jego fotografię z autografem i napisem: „Nie ujrzę już więcej bizonów”.

A przyśnił się panu kiedyś jakiś koszmar, z którego zrobił pan horror?

Nie miewam koszmarów. Czasem mam dziwne sny, ale generalnie śpię bardzo dobrze. Myślę, że to dlatego, iż cały strach i napięcie zostawiam na kartach moich książek – gdy kończę dzień pracy, jestem już całkowicie „oczyszczony” z mrocznych wizji i mogę spać spokojnie.

Czy pana rutyna pisarska zmieniła się na przestrzeni lat?

Tak, zmieniła się, głównie dlatego, że się starzeję. Kiedyś potrafiłem pisać nawet trzy książki rocznie, pracując od rana do późnej nocy. Teraz pracuję wolniej – więcej czasu poświęcam na redakcję i poprawki. Każdego dnia zaczynam od dokładnego przejrzenia tego, co napisałem dzień wcześniej, zanim przejdę do kolejnych stron. Poza tym dużą zmianą w moim pisarstwie była współpraca z Karoliną. Jej energia i nowe pomysły dały mi dodatkowy zastrzyk twórczej motywacji. Bardzo lubię pisać z nią opowiadania – wnosi mnóstwo świeżości i entuzjazmu.

Obecnie pisze pan przede wszystkim dla siebie, czy bardziej już dla fanów pańskiej twórczości?

Nie nazywam ich „fanami”, bo to określenie wydaje mi się nieodpowiednie. To po prostu moi czytelnicy, ale piszę dla nich, by ich bawić i angażować, ale jednocześnie ma to sprawiać przyjemność także mnie.

Czytelnicy często się z panem kontaktują?

Tak, dostaję sporo wiadomości – dawniej były to głównie listy papierowe, teraz częściej e-maile i wiadomości na Facebooku. Wciąż zdarza mi się otrzymywać listy od więźniów z polskich zakładów karnych. Staram się odpowiadać na tyle, na ile mogę.

Czy pamięta pan jakieś szczególne prośby od czytelników?

Najczęściej czytelnicy chcą, żebym podpisał im książkę. Bardzo często dostaję też wiadomości od początkujących pisarzy, którzy pytają, czy przeczytałbym ich pierwszą powieść grozy i napisał dla nich rekomendację na okładkę. Albo proszą, żebym ocenił ich opowiadanie. Zazwyczaj odmawiam, bo po prostu nie mam na to czasu – odpowiadam za to: Powodzenia!

Wspomniał pan o więzieniach. pana książki cieszą się popularnością w polskich zakładach karnych.

Tak, absolutnie. Wszystko zaczęło się od mojej pierwszej wizyty w więzieniu w Wołowie, w którym miałem spotkanie z osadzonymi. Okazało się, że byli bardzo zainteresowani literaturą i pisaniem, więc podczas lunchu z naczelnikiem zaproponowałem, abyśmy zorganizowali konkurs literacki dla więźniów. I tak powstał Ogólnopolski Konkurs Literacki „W więzieniu pisane”, który trwa do dzisiaj. Jestem z niego niezwykle dumny, ponieważ wiele opowiadań napisanych przez więźniów jest naprawdę znakomitych – niektóre to historie grozy, ale wiele z nich opiera się na ich własnych przeżyciach. Pisanie daje im możliwość podzielenia się swoją historią i świadomość, że ktoś na zewnątrz ich słucha i próbuje zrozumieć, przez co przeszli. Niektórzy wciąż pozostają obojętni na swoje czyny, ale wielu żałuje i mówi: „Gdybym mógł cofnąć czas, zrobiłbym wszystko inaczej”. Pisanie jest dla nich pewnym sposobem na refleksję i pogodzenie się z przeszłością.

Takie emocje chce pan wywołać w swoich czytelnikach? Nie tylko strach, ale też np. nostalgię, współczucie?

Nie, nie tylko strach. W moich książkach często pojawia się miłość, żal, a czasem nawet romantyzm. Uważam, że dobre historie powinny zawierać elementy emocjonalne – to sprawia, że bohaterowie są bardziej wiarygodni. A jeśli postacie są prawdziwe, wtedy czytelnik bardziej przeżywa to, co im się przytrafia, i sama groza staje się mocniejsza.

Jak zaczęła się pana współpraca z Dawn G. Harris, z która napisaliście dwa opowiadania wydane w „Dniach śmiertelnego strachu”?

Dawn jest bardzo ambitną pisarką, ale pracuje w sklepie charytatywnym i nie ma zbyt wiele czasu na pisanie. Pierwszą książką, nad którą razem pracowaliśmy, była „Diviner” – powieść o kobiecie z mocą jasnowidzenia. Pomogłem jej w dopracowaniu tekstu i udało się ją opublikować, również we Francji. Nasza metoda pracy jest dość nietypowa – Dawn pisze dwie strony, potem daje je mnie, ja dopisuję kolejne dwie i odsyłam jej. W ten sposób tworzymy historię na bieżąco, bez ustalonego z góry zakończenia. To sprawia, że samo pisanie staje się dla nas świetną zabawą.

Czy planujecie dalszą współpracę, czy to była jednorazowa współpraca?

Mam nadzieję, że napiszemy razem jeszcze kilka opowiadań, ale dla nas obojga największym problemem jest brak czasu. Ona jest bardzo zajęta, a ja pracuję nad obszerną powieścią kryminalną, która wydaje się nie mieć końca.

W Polsce w czerwcu ukaże się piąty tom cyklu z Patel i Pardoe. Czy mógłby pan powiedzieć coś więcej o „Domu much”?

To historia o przerażającej, niemal biblijnej pladze much. W Biblii można znaleźć fragment: „pan zesłał roje much na ziemię…” Fabuła sięga zatem do postaci demona Belzebuba, którego szczątki zostają odnalezione przez naukowca w Izraelu. Jego eksperymenty sprawiają, że uwalnia on gigantyczne roje much. I właśnie o tym jest ta powieść.

Teraz pytanie, za które mnie pan znienawidzi – kogo pan woli: Dżamilę Patel czy Katie Maguire?

To trudne pytanie. Lubię pisać o obu bohaterkach. Cenię różnice między nimi – nie tylko pod względem pochodzenia. Lubię Katie za to, że jest taka irlandzka. Pisanie o Katie to zupełnie inne doświadczenie, bo Irlandczycy mają specyficzny sposób bycia – kiedy tworzę irlandzką książkę, czuję, jakbym przez chwilę sam stawał się Irlandczykiem. To trochę jak... chwilowe szaleństwo! (śmiech) Śmieszne jest to, że irlandzkie dowcipy i polskie dowcipy są do siebie bardzo podobne. W Irlandii, jeśli opowiesz irlandzki dowcip, wszyscy się śmieją. Ale jeśli powiesz ten sam żart w Polsce, możesz dostać w nos.

Opowie pan taki dowcip?

Na przykład: Dwóch Irlandczyków idzie drogą. Jeden znajduje coś błyszczącego, podnosi i mówi: – O, zobacz, to zdjęcie kogoś znajomego! (To było lusterko). Podaje je drugiemu, a ten mówi: – Oczywiście, że go znasz, to przecież ja! Takie są irlandzkie dowcipy – trochę absurdalne, trochę szalone. I myślę, że to właśnie sprawia, że pisanie książek z irlandzkimi bohaterami jest tak ekscytujące.

Ile czasu zajmuje panu napisanie książki?

Książki kryminalne piszę średnio od trzech do czterech miesięcy. Niektóre powieści zajmują mi około pół roku. Kiedyś pisałem znacznie szybciej – „Manitou” powstało w dziesięć dni. Podobnie było z „Fobią”, która niedawno została opublikowana – napisałem ją w mniej niż dwa tygodnie.

A zna pan jakichś polskich pisarzy?

Och, jakby tylko mógł czytać w języku polskim!

W każdym razie książki niektórych z nich są tłumaczone na angielski.

Nie czytam zbyt wiele beletrystyki – kiedyś to robiłem, ale teraz staram się tego unikać. Po prostu nie chcę, by czyjaś twórczość wpływała na mój styl pisania. Jestem bardzo krytyczny wobec własnych tekstów, a gdy czytam cudze książki, zdarza mi się myśleć: „O, to zdanie mogło być lepsze!” Więc dla własnego dobra rzadko sięgam po fikcję.

To jakie jest pana hobby niezwiązane z literaturą?

Kiedyś uwielbiałem gotować, jak jeszcze żyła moja była żona, ale obecnie robię to rzadziej. Gotowanie dla siebie samego bywa nudne – to coś, co sprawia więcej radości, gdy robi się to dla innych. Poza tym lubię galerie sztuki i muzea. Często odwiedzam wystawy.

Ostatnie pytanie: nad czym pan teraz pracuje?

Piszę nową powieść kryminalną z Katie Maguire. Tym razem fabuła dotyka bardzo trudnego tematu, o którym rozmawialiśmy – okrucieństwa wobec zwierząt. W Irlandii coraz częściej pojawiają się nagrania, na których zwierzęta są torturowane i sprzedawane w Internecie jako forma „rozrywki”. To przerażające, a zarazem ważne, by o tym mówić. Oczywiście muszę być ostrożny, żeby nie prowokować zbyt mocno, ale uważam, że to temat, który wymaga nagłośnienia.

Czy ma pan ulubione miejsce w Poznaniu?

Nie wiem, czy mogę wskazać jedno ulubione miejsce, bo tak naprawdę nie zwiedzałem miasta zbyt dokładnie. Ale na pewno nadrobię to podczas tej wizyty.

Jesteś świadkiem ciekawego wydarzenia? Skontaktuj się z nami! Wyślij informację, zdjęcia lub film na adres: [email protected]. Dołącz do naszego kanału na Facebooku!

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Kultura i rozrywka

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na i.pl Portal i.pl