Na Orlej Perci, najtrudniejszym szlaku w polskiej części gór, osoby tak wyekwipowane należą do rzadkości. Idą za to z olbrzymimi plecakami i w adidasach. - I jeszcze z ironicznym uśmieszkiem patrzą na tych, którzy zabezpieczenia stosują - mówi ratownik Mieczysław Ziach. Przypomina, że używanie uprzęży i sprzętu do autoaseku-racji minimalizuje ryzyko wypadku. - Jak człowiek wepnie się do stalowej liny, to jeśli coś się stanie, spadnie tylko kilka metrów w dół - tłumaczy Adam Marasek, wicenaczelnik TOPR.
Oczywiście, używanie tego typu sprzętu nie jest zalecane wszędzie, ale na najtrudniejszych szlakach w Tatrach jest wręcz konieczne. Oprócz całej Orlej Perci - także podczas wyprawy na: Świnicę, Rysy czy Przełęcz pod Chłopkiem. Szlak wiedzie tam nad urwiskami i po bardzo wąskich półkach skalnych. Każdy nieostrożny krok może skończyć się tragedią.
Problem polega jednak na tym, że do sprawnego stosowania sprzętu do autoasekuracji powinno się wymienić w górach tzw. sztuczne zabezpieczenia. Zamiast powszechnych łańcuchów należałoby zastosować via ferratę, czyli stalową, zakotwiczoną w skale linę, do której można bardzo łatwo wpiąć się karabinkiem. Od kilku lat w środowisku toprowców i pracowników Tatrzańskiego Parku Narodowego toczy się dyskusja, czy takie zabezpieczenia wprowadzić, ale liczba zwolenników dorównuje liczbie przeciwników, więc póki co decyzji nie ma. Ale nawet teraz własnymi linami można przypinać się do poręczy i łańcuchów zamontowanych na szlakach.
Dla turystów, którzy w trudniejsze partie Tatr wybierają się okazjonalnie, istnieją wypożyczalnie profesjonalnego sprzętu. - Za komplet do autoasekuracji pobieramy 20 zł za dobę - mówi pracownica sklepu sieci Hi-Mountain w Zakopanem.
Marcin Kacperek, prezes Stowarzyszenia Przewodników Wysokogórskich, zachęca do kupna kompletu bezpieczeństwa. - Sprzęt można już zdobyć za 500 zł. Niejednemu uratuje życie. Gwarantuję - mówi doświadczony taternik.