U 16-letniej Julii z południa Polski lekarze rozpoznali nowotwór złośliwy. Jak donosi reporterka Wirtualnej Polski - wbrew zaleceniom lekarzy matka dziewczyny nie chciała się zgodzić, by córce podano chemioterapię. Zdecydowała, że nastolatka będzie leczona metodami naturalnymi, a konkretnie wlewami witaminy C.
To dramatyczna sytuacja. Dziecko jest bardzo zagrożone i trzeba zrobić wszystko, aby je uratować. Jeśli nie uda się przekonać matki, trzeba rozważyć odebranie jej praw rodzicielskich. Nie można zachować bezczynności, bo to jest walka o życie.
Kobieta powołuje się na artykuły, których autorzy twierdzą, że to nie rak a chemioterapia zabija chorego.
Chemioterapia jest jedną z podstawowych metod leczenia nowotworów i ratuje życie tysiącom chorych. Ktoś, kto głosi takie poglądy, nie ma podstawowej wiedzy medycznej.
Uzasadnienie tej tezy brzmi bardzo naukowo: „Witamina C niszczy wybiórczo komórki nowotworowe w tzw. reakcji Fentona. Nadtlenek wodoru w połączeniu z jonami żelaza tworzy wolne rodniki. W wyniku powstałego stresu oksydacyjnego komórka rakowa ginie”.
Internet pozwala na zamieszczenie tam każdej bredni, także pseudonaukowej. Taki wywód brzmi bardzo mądrze tylko po to, aby nadać powagi nieprawdziwej i ogromnie niebezpiecznej informacji. Witamina C nie ma klinicznie potwierdzonego działania przeciwnowotworowego, a ostatnie badania wykazują, że nawet jej przeciwzapalne działanie jest wątpliwe. Ludzie, którzy dają się przekonać, że jest inaczej, robią sobie i swoim bliskim ogromną, często nieodwracalną krzywdę. W onkologii straconego czasu nie można już nadrobić.
Czytaj także:
Trudno się nie nabrać, gdy słyszy się to od osoby ubranej w biały kitel w elegancko urządzonej klinice, a nie od znachora, który przyjmuje chorych w niewielkiej miejscowości w swoim domu.
Biały kitel nie jest atrybutem wiedzy medycznej. Każdy może go kupić w sklepie za kilkadziesiąt złotych. Elegancki gabinet kosztuje więcej, ale uprawiając takie praktyki można się szybko dorobić. Wielokrotnie o tym mówiłem: chorzy na nowotwory to dla znachorów łatwy łup. Wydadzą każde pieniądze na złudę pomocy.
Skąd osoby, które nie mają wykształcenia medycznego mają wiedzieć, że to nieprawda?
Odwrócę pytanie - a dlaczego lekarz miałby kłamać? My kończymy długie studia i przez lata nabywamy wiedzę i doświadczenie. Naszą misją jest pomaganie chorym. Dlaczego mielibyśmy im szkodzić? Osoby oferujące takie „cudowne” substancje nie mają żadnej medycznej wiedzy albo ich wiedza pochodzi od innych, podobnych im osób. Jedynym motywem ich działalności jest zysk. To wystarczający powód, żeby kłamać.
Co grozi tej pacjentce?
Nie znam szczegółów, ale jeśli jest to rzeczywiście nowotwór, zaniechanie leczenia może oznaczać postęp choroby i śmierć. Moim zdaniem, sprawa kwalifikuje się do prokuratora. Matce powinno się odebrać prawa rodzicielskie, bo naraża własne dziecko na poważne niebezpieczeństwo.
Zobacz też:
To odosobniony przypadek czy jest ich więcej?
Niestety, jest ich więcej. Dwa lata temu Polskę obiegła informacja o sześcioletnim chłopcu chorym na ostrą białaczkę, którego rodzice oddali w ręce znachora. Chłopca można było z 90-procentową pewnością wyleczyć. Niestety, sprawa zakończyła się tragicznie. Dziecko zmarło po kilku miesiącach. Sam spotykałem się z takimi sytuacjami wielokrotnie, choć chorzy często krepują się o tym mówić lekarzom. To zła postawa. Lekarz musi wiedzieć o chorym jak najwięcej. Z kolei lekarze nie powinni szydzić z chorych, którzy uwierzyli w takie metody, ani się na nich gniewać. Tylko w ten sposób możemy rozwiązać ten problem.
Fundacja Onkologiczna Alivia domaga się, by na wniosek Ministerstwa Zdrowia „naturalnym metodom leczenia raka” w Polsce przyjrzała się Agencja Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji. Ponoć coraz więcej firm oferuje niekonwencjonalne metody leczenia raka. I ludzie chorzy to „kupują”.
Najwyższy czas, aby tym się zająć. Znachorzy w Polsce są zupełnie bezkarni. Rolą państwa jest ochrona zdrowia jego obywateli.
Na początek agencja wzięła pod lupę witaminę C. Jaki werdykt na nią wydała?
Witamina C w dożylnej formie poszła „na pierwszy ogień”, bo stała się ostatnio modna i stanowi szczególne zagrożenie. Agencja w 2016 poddała szczegółowej analizie dostępne dane na temat roli tej substancji w leczeniu nowotworów i wydała jednoznacznie negatywną opinię.