Panie ministrze, pierwsze pytanie referendalne dotyczy stanowiska Polaków w sprawie wyprzedaży majątku państwowego podmiotom zagranicznym. Dlaczego jest ono priorytetowe dla was?
Jest to bardzo ważne pytanie, bo ono dotyczy de facto naszej suwerenności. Ono dotyczy tego, czy my jako kraj będziemy mieć w swoich rękach strategiczne gałęzie przemysłu i czy w związku z tym będziemy mogli zadbać o swoje bezpieczeństwo. Bez tych narzędzi o bezpieczeństwie nie ma w ogóle co mówić. Przede wszystkim mam tu na myśli bezpieczeństwo energetyczne, ale nie tylko. Przecież to nie tylko energetyka, to są również firmy zbrojeniowe, w które inwestujemy w tej chwili duże pieniądze. Chcemy odbudować przemysł zbrojeniowy. Następnie chodzi o bezpieczeństwo żywnościowe. Udało się nam zbudować holding spożywczy i teraz przechodzimy do etapu jego rozbudowy o segment przetwórstwa rolno-spożywczego. Staramy się odbudowywać polska własność we wszystkich segmentach.
Po pierwsze jednak bezpieczeństwo energetyczne. Pamiętamy ostatnią zimę i obawy o węgiel, czy będzie czym ogrzać domy? Gdybyśmy nie mieli w swoim ręku spółek energetycznych, nie dostarczylibyśmy węgla Polakom. To pokazuje jak prawdziwe jest powiedzenie, że wolność to własność. Jeśli nie będziemy mieć polskiej własności, to nie będziemy mogli mieć wolności. Dlaczego? Dlatego, że nie będziemy mogli zadbać o siebie, bo to inni będą decydować za nas. To inni będą decydować o tym, czy i które zakłady zamknąć, które modernizować i jakie towary produkować.
Chcemy więc, by polskich firm było jak najwięcej. Dlatego wspieramy i prywatny polski biznes, bo nie jest prawdą, że chcemy wspierać tylko państwowe firmy. Wspieramy również prywatny biznes. W czasie pandemii to rządowe tarcze utrzymały polski prywatny biznes przy życiu. Z drugiej strony mamy jednak świadomość, że Polska jest dziś na takim etapie rozwoju, że nie ma tak dużego polskiego kapitału, by mógł kupić te wielkie państwowe firmy. Nie widzę dziś w Polsce nikogo, kto mógłby kupić np. Orlen. Jeśli Platforma mówi: sprzedamy Orlen, to znaczy, że sprzeda go jakiejś wielkiej zagranicznej korporacji.
Naprawdę są w Polsce siły, które by chciały sprzedać “srebra rodowe” zagranicznym firmom?
Ależ oni wprost o tym mówią. To nie jest jakieś domniemanie czy jakiś nasz wymysł. Przecież jest aż nadto wypowiedzi i polityków, i ekspertów Platformy, którzy wyraźnie mówią, że trzeba wszystko sprzedać. Najdalej w tym wszystkim poszedł pan Grabowski (ekomista dr Bogusław Grabowski – przyp. red.), który się tak zapędził, że powiedział, że trzeba sprzedać nie tylko firmy, ale także drogi, mosty, lotniska, a więc infrastrukturę. Ich zdaniem trzeba wyprzedać absolutnie wszystko. Ostatnio guru Platformy od prywatyzacji, Janusz Lewandowski na Kampusie Polska potwierdził po raz kolejny, że będzie potrzebna prywatyzacja, czyli chce wrócić do tego, od czego jest specjalistą – wyprzedaży majątku narodowego na rzecz podmiotów zagranicznych. Nam to realnie grozi. To jest bardzo wielka groźba, która nad nami wisi ze wszystkimi konsekwencjami: z bezrobociem, zamykaniem firm, wyrzucaniem ludzi z pracy i utratą tej gospodarczej suwerenności. To jest scenariusz, którego musimy za wszelką cenę uniknąć. Dlatego postanowiliśmy zadać w referendum pytanie, które tego dotyczy - żeby zabezpieczyć się na przyszłość.
Wierzę głęboko, że my te wybory wygramy. Mamy na to wszelką szansę. Ale kiedyś przyjdzie ktoś inny do władzy. Referendum, które raz na zawsze to przetnie, spowoduje, że nie będzie ruchu, czyli że to, co my zrobiliśmy nie zostanie zmarnowane. Zabezpieczyliśmy to już ustawą o zarządzaniu mieniem państwowym, ale chcemy, by to jeszcze było wzmocnione. Ustawę można zmienić, wyników referendum nie.
Ale referendum można unieważnić, jak sugeruje Donald Tusk...
No jasne, Tusk pierwszy demokrata w Polsce, właśnie zapowiedział, że unieważnia referendum. To tylko pokazuje jak wielki problem z demokracją mają nasi polityczni konkurenci. Demokracja jest dla nich dobra wtedy, gdy to oni wygrywają, a kiedy werdykt jest inny, nie po ich myśli, to znaczy, że demokracja przestaje być dobra i trzeba te demokratyczne rozstrzygnięcia po prostu unieważniać. To bardzo wiele mówi, co nas czeka, jeśli w Polsce wygra Platforma i Tusk. Czeka nas po prostu odejście od demokracji. To ogromne niebezpieczeństwo, którego musimy mieć świadomość. Dziś to Prawo i Sprawiedliwość jest gwarantem, że Polska będzie krajem wolnym, bezpiecznym i demokratycznym.
Jak to się stało, że został pan „jedynką” w Podlaskiem?
Województwo podlaskie potrzebuje mocnego lidera, który wykrzesze wszystkie siły, które drzemią w ludziach żyjących na Podlasiu.
W bastionie PiS-u...
Tak, bastionie PiS-u. W ocenie kierownictwa Prawa i Sprawiedliwości, pana prezesa Jarosława Kaczyńskiego, jeszcze nie zostały tu uruchomione wszystkie siły wspierające Prawo i Sprawiedliwość, a te wybory wymagają nadzwyczajnej mobilizacji. Powstał więc taki pomysł, bym pojawił się tutaj jako lider tej listy, polityk po pierwsze - ogólnopolski, ale po drugie - taki, który bardzo mocno czuje sprawy Polski Wschodniej. Od dawna podkreślam, że dla mnie Polska Wschodnia jest pasją. To nie jest przypadek, że w poprzednich wyborach kandydowałem w okręgu chełmskim. To okręg, który jest - można powiedzieć - sąsiedni z podlaskim. Ma też w sobie pewien podlaski komponent - Białą Podlaską i Radzyń Podlaski. To podobne regiony. A jeśli chodzi o Podlasie i moje związki z tym regionem, nie jest też chyba przypadkiem, że to właśnie w województwie podlaskim są aż trzy miejscowości o nazwie Sasiny.
Na liście "są" też wielcy nieobecni: Jacek Żalek, Lech Kołakowski i Aleksandra Łapiak. Jak to się stało?
Co do pani poseł Łapiak, nie chcę się wypowiadać. To była decyzja naszych koalicjantów, by wystawić na to miejsce, które mają na liście, bardzo dobrego kandydata - pana wicemarszałka Sebastiana Łukaszewicza. Jest to jeden z tych, którzy naprawdę realnie walczą o mandat. Traktuję to jako wzmocnienie listy. Natomiast pan poseł Żalek i pan minister Kołakowski to osoby, które w ciągu ostatniej kadencji nie do końca zachowały standardy, jakich byśmy oczekiwali. Nie możemy sobie pozwolić na to, że naszymi reprezentantami będą ludzie, którzy będą stawiać swoje osobiste ambicje wyżej nad program wyborczy i nad to, o co walczymy w Polsce. W tym przypadku mam wrażenie, że tak było i skutek jest taki, jaki jest. Ale nie traktuję tego w żadnym wypadku jako osłabienia listy.
Ustawienie kandydatów na podlaskiej liście PiS sugeruje, że szukacie głosów głównie w Polsce powiatowej...
Rzeczywiście, dla nas szczególnie ważna jest Polska lokalna, bo przez cały okres III Rzeczypospolitej ona była gdzieś na marginesie. Realizowany był model, który pompował wielkie metropolie kosztem Polski lokalnej. My natomiast zbudowaliśmy nasz program wyborczy na odwróceniu tego trendu. Stawiamy na zrównoważony rozwój i nie godzimy się na dzielenie Polski na Polskę A i B czy pomijanie mniejszych ośrodków. To nie znaczy, że chcemy walczyć z metropoliami, bo przecież też je wspieramy. Do dużych miast też popłynęły ogromne pieniądze, ale nie może być tak, że wszystko idzie do wielkich ośrodków, a do Polski lokalnej nic. To jest nasze credo.
Wojna na Ukrainie i kryzys na polsko-białoruskiej granicy ograniczyły w naszym regionie (Podlaskiem) handel, turystykę i inwestycje. Potrzebne jest poczucie bezpieczeństwa…
Dlatego bardzo intensywnie odbudowujemy obecność wojska w Podlaskiem. Formujemy nowe jednostki w Kolnie, Grajewie, Augustowie, Czarnej Białostockiej i Siemiatyczach. Tu przesuwany również najnowocześniejszy sprzęt, który jest kupowany w Stanach Zjednoczonych czy Korei Południowej. Nie będą to więc żadne jednostki-wydmuszki, tylko będą to rzeczywiście bardzo realne siły zbrojne.
To pomoże?
Zakładamy, że nie jesteśmy dziś narażeni na taką wojnę, jaka toczy się w Ukrainie. Ale chodzi o to, by w Rosji widzieli, że jesteśmy na tyle mocni, że nie mają co myśleć, by wywoływać z nami jakiś konflikt, ponieważ mamy tak mocną infrastrukturę wojskową, tak mocne siły zbrojne, właśnie tu na wschodzie kraju, że myślenie o atakowaniu Polski nie ma sensu. To jest być albo nie być mieszkańców tej ziemi. Platforma zawiodła na tym polu absolutnie i to na całej linii. Niczego się nie nauczyła, niczego nie zrozumiała, bo to, że likwidowali jednostki to jedno. Ale jak budowaliśmy zaporę na granicy, by ludzi tu chronić, też protestowali przeciw temu. Chcą rozbierać zaporę, dlatego pytamy o to w referendum. Na razie mówią, ale jak wygrają wybory, nie daj Boże przystąpią do działania. Znów chcą wystawić Podlasie na niebezpieczeństwo, które płynie tu ze strony białoruskiej. To zagrożenie nie tylko ze strony uchodźców, ale i pojawiających się przecież cały czas na granicy ludzi grupy Wagnera, którzy robią rekonesans. Nie możemy na to pozwolić.
Krzysztof Truskolaski, „jedynka” na liście KO w Podlaskiem, zaprasza pana do debaty przedwyborczej. Skorzysta pan z tego zaproszenia?
Nie. Ja debatuję z wyborcami. Debaty z politykami nie mają sensu. To jest absolutnie strata czasu. Byłaby to gra w grę tamtej strony. Tym bardziej, że widzi pan przecież, jak oni się zachowują. Cały czas kłamstwo w każdej sprawie, bez zmrużenia oka. U nich czarne jest białe, białe jest czarne. Poważny polityk ma stawać do debaty z kimś, kto uprawia taką politykę? Pan Truskolaski jest prominentnym politykiem partii Donalda Tuska, a Donald Tusk jest arcykłamcą w polskiej polityce. Na tym zbudował całą kampanię wyborczą. Dlatego uważam, że podstawą jest rozmowa z wyborcami, z ludźmi. To nie pan Truskolaski będzie decydował, na kogo ludzie zagłosują, głosować będą zwykli ludzie w podlaskich wsiach i miastach. Mam zamiar bardzo intensywnie z tymi ludźmi spotykać się przy różnych okazjach, rozmawiać, słuchać, czego oczekują. Nie uciekam od rozmowy. Natomiast z panem Truskolaskim byłby to tylko pokaz politycznej przepychanki. Niech na to nie liczy.
