W pierwszej połowie kwietnia Moskwa podjęła decyzję o wydaleniu 45 polskich pracowników dyplomatycznych i konsularnych. Czas, jaki im wyznaczono na opuszczenie terytorium Federacji Rosyjskiej to 5 dni. O kulisach wyjazdu z tego kraju opowiedział w programie "Tak jest" na antenie TVN 24 Piotr Skwieciński. Potwierdził on wcześniejsze relacje rzecznika MSZ Łukasza Jasiny.
Celowe działanie Rosjan
Z relacji dyrektora Instytutu Polskiego w Moskwie wynika, że w dniu poprzedzającym wezwanie ambasadora RP do MSZ Rosji, gdzie przekazano mu listę 45 wydalanych dyplomatów, przy niemal każdej z bram wyjazdowych z polskiej placówki wykopano rowy, co uniemożliwiało wyjazd. Pozostawiono tylko jedną: tę, z której korzystał ambasador. Skwieciński tłumaczył, że brama ta nie zmieniła sytuacji dyplomatów, gdyż gmach ambasady jest oddzielony od budynku mieszkalnego dla pracowników potężnym płotem. – Ludzie mający swoje samochody przed blokiem mieszkalnym nie mieli możliwości przejechania po terenie ambasady – podkreślił.
Zdaniem Skwiecińskiego, działania władz rosyjskich nie były tu przypadkowe. Ich celem - stwierdził - było to, aby jak najwięcej osób nie dotrzymało terminu wyznaczonego na wyjazd z Rosji. Wówczas byliby na terytorium tego kraju nielegalnie, a co za tym idzie, nie mogliby opuścić terenu polskiej placówki dyplomatycznej.
– Co wtedy? Wtedy, po pierwsze, można zrobić jakąś kampanię propagandową: "jacy ci Polacy są bezczelni". Po drugie, trzeba jakoś rozwiązać problem tych ludzi, tych zakładników. Wtedy jakieś pertraktacje na szczeblu ministrów spraw zagranicznych i za wypuszczenie tych ludzi Rosja mogłaby czegoś od Polski oczekiwać – wyjaśnił.
"Most pontonowy"
W jaki sposób pracownikom dyplomatycznym udało się ostatecznie opuścić teren polskiej placówki? Było to możliwe dzięki przerzuceniu czegoś w rodzaju mostu pontonowego przez wykopany rów. Skwieciński relacjonował, że wcześniej na ulicę przed ambasadą wyjechały jedyną przejezdną bramą dwa duże polskie samochody, które zablokowały ruch na ulicy. Jak zaznaczył rozmówca TVN24, było to ważne, "dlatego że wyżej na tej ulicy stała, dyżurowała cały czas polewaczka, taki ciężki samochód".
Kiedy brama się otworzyła - mówił dalej Skwieciński - "wyskoczyło kilkunastu naszych pracowników i przerzuciło przez ten rów coś w rodzaju mostu pontonowego, to znaczy takie grube arkusze blachy, które na szczęście jakoś były na terenie placówki". – Po tym sobie spokojnie, ale szybko wyjechały te zablokowane samochody. Okrążyły to wszystko, wjechały na teren ambasady z drugiego końca, to znaczy tam, gdzie była ta ambasadzka brama, której już Rosjanie nie zdecydowali się zablokować – relacjonował.
Rosyjski odwet
Przypomnijmy, że wydalenie polskich dyplomatów było odpowiedzią Moskwy na decyzję polskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych o wydaleniu 45 rosyjskich dyplomatów pracujących w naszym kraju, których zidentyfikowano jako oficerów rosyjskich służb specjalnych i ich współpracowników.
"Materiały ABW dowodzą, że działalność zidentyfikowanych funkcjonariuszy i współdziałających z nimi osób służy realizacji rosyjskich przedsięwzięć wywiadowczych wymierzonych w stabilność Rzeczypospolitej Polskiej i jej partnerów na arenie międzynarodowej oraz zagraża interesom i bezpieczeństwu Polski" – poinformowano wówczas w komunikacie służb specjalnych.
Już wtedy ambasador Rosji w Polsce Siergiej Andriejew informował, że podobnych działań na zasadzie wzajemności należy spodziewać się ze strony jego kraju.
tvn24.pl
