Poniedziałek jest 19. dniem inwazji Rosji na Ukrainę. W niedzielę Ołeksij Arestowycz, doradca prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego informował, że wojska rosyjskie pod Kijowem są obecnie rozbite i nie ma teraz bezpośredniego zagrożenia wojennego dla stolicy Ukrainy.
W poniedziałek CNN informowała o tym, że kilka silnych eksplozji było słychać w Kijowie około godz. 11:00 czasu miejscowego (godz. 10:00 w Polsce). Prawdopodobnie były to odgłosy ukraińskiej obrony przeciwlotniczej strzelającej do rosyjskich samolotów lub rakiet.
Olena Szeremetew, polsko-ukraińska tłumaczka, która mieszka w Kijowie, relacjonowała w rozmowie z polskatimes.pl, że przebywa z rodziną w domu i praktycznie z nikim się nie widzi. – Moi rodzice wychodzą po zakupy – mówiła. Dopytywana, czy wszystko jest dostępne w sklepach spożywczych, powiedziała, że nie, ale są dostawy. – Dostępny jest świeży nabiał, dzisiaj kupiliśmy świeży, jeszcze ciepły chleb. Oczywiście, nie wszystko wygląda tak, jak w normalnej sytuacji, ale żywność jest dostępna – mówiła. Dodała, że otwarte są również niektóre apteki, w których można kupić leki, ale jest ich mało.
Olena pytana o to, jakie nastroje panują na ulicach Kijowa, czy jest niepokój, czy życie płynie w miarę normalnie, odpowiedziała, że ludzi w mieście jest mało. – Duża część mieszkańców stolicy Ukrainy wyjechała, obserwujemy to po budynku, w którym mieszkają moi rodzice – mówiła. Zwróciła jednak uwagę, że sporo ludzi w Kijowie zostało. – Ci, którzy zostali, nie panikują, wszyscy dzielnie się trzymają. Cieszą się codziennie, że mając co jeść, że jest w miarę cicho i spokojnie – mówiła. Dodała, że ci, którzy zostali w Kijowie, są pogodzeni z sytuacją, że np. muszą ukrywać się podczas alarmów przeciwlotniczych, że muszą siedzieć w domu i mają pozaklejane taśmą okna. – Próbujemy sobie radzić w tych okolicznościach – relacjonowała.
