Mówi się, że człowiek zniesie dużo, bardzo dużo. Zapraszam was na moje wspomnienia z ostatnich dni przed wojną oraz z nocy inwazji Rosji na Ukrainę.
Pierwszy wpis z naszej relacji live miał miejsce w niedzielę 20 lutego 2022 r. o godz. 21.18. Brzmiał tak:
"Amerykański wywiad otrzymał informacje, że rosyjscy dowódcy wojskowi otrzymali rozkaz przeprowadzenia inwazji na Ukrainę - informuje CBS News".
Od tego momentu sytuacja potoczyła się jak w kalejdoskopie. Następny wpis wyglądał jeszcze groźniej, o ile pierwszy nie był już z puli tych mrożących krew w żyłach.
"Stany Zjednoczone przekazały swoim sojusznikom, że celem rosyjskiej inwazji na Ukrainę może być nie tylko Kijów, ale i inne miasta".
Po tym komunikacie każdy rozsądnie myślący człowiek już wiedział, że Putin ruszy na Ukrainę w ciągu najbliższych dni. Mieliśmy w redakcji cichą nadzieję, że to nie nastąpi, ale... inwazja nieuchronnie się zbliżała.
Szef poprosił mnie, bym wsparł relacjonowanie wojny w nocy. Wiedzieliśmy podskórnie, że ten moment nastąpi. Trochę żartem napiszę, choć nie było ani nie jest, nikomu do śmiechu, że od zawsze na moich dyżurach coś się działo, a to zamachy, a to poważne wypadki, zatem wielce prawdopodobne było, że inwazja rozpocznie się podczas mojego dyżuru redakcyjnego...
Ale po kolei. Ta noc dopiero miała nadejść.
21 lutego pojawiła się informacja, że może dojść do spotkania na szczycie Biden-Putin pod warunkiem (stawianym przez prezydenta USA), że nie dojdzie do inwazji na Ukrainę. Wtedy jeszcze wydawało się, że Putin ma odrobinę oleju w głowie. Wydawało się.
Tego samego dnia odnotowaliśmy, że na wojskowych pojazdach zbliżających się do granic z Ukrainą namalowano znak "Z". Ten znak stał się symbolem inwazji i zapewne zostanie z Rosjanami na zawsze.
Poniedziałek był zresztą pełny oświadczeń polityków, odezwał się szef ONZ, szefowa KE oraz prezydent RP. Także w poniedziałek 21 lutego pojawiła się w naszej relacji nazwa "Wagnerowcy". Dziś już wszyscy wiedzą, jak się zakończyła (oby na zawsze) historia znienawidzonego na całym świecie szefa, czyli Prigożyna, ale wtedy tzw. Wagnerowcy siali postrach w wielu częściach świata.
Nadeszła kluczowa, jak się niebawem okazało, noc z 23 na 24 lutego 2022 r.
Zazwyczaj podczas nocnych dyżurów redakcyjnych pojawiały się kryzysowe godziny. W moim przypadku było to ok. 4 nad ranem.
Jeszcze 23 lutego prezydent Ukrainy Wołodymr Zełenski poinformował, że "zainicjował próbę" rozmowy telefonicznej z Władimirem Putinem. Na próżno. Władca Kremla nie zamierzał odstępować od swoich planów podbicia Ukrainy.
Jednocześnie Zełenski wygłosił ostatnie przed agresją Rosji orędzie do narodu ukraińskiego.
Nasz wpis w nocy z 23 na 24 lutego z godziny 01:29:
"Reuters: Według wysokiego rangą urzędnika ds. obrony USA prezydent Rosji Władimir Putin postawił 80 proc. zgromadzonych przez siebie żołnierzy w pozycji do rozpoczęcia inwazji na Ukrainę na pełną skalę".
W tym momencie już wiedziałem, że TO nastąpi właśnie na moim dyżurze wydawcy portalu horyzontalnego. Jest środek nocy, co robić? Chciałem dać znać rodzinie, ale przecież wszyscy śpią...
W redakcji umówiliśmy się, że "jak coś, to dzwoń". To taka dość powszechna formułka, często mówimy ją sobie na zakończenie pracy w mediach (w sumie to ta nasza praca wcale się nie kończy). Tym razem nie była taka zwykła, mówiona na "do widzenia".
Tymczasem zegar tyka coraz szybciej. Minutami stają się sekundami, godziny minutami, strach i niepewność zaglądają w moje osadzone na zapałkach. Z drugiej strony odpowiedzialność, by nocne Marki miały najświeższe informacje na stronie głównej, nie pozwalała oczom zasnąć.
Ten wpis w naszej relacji z godz. 01:36 mówi sam za siebie:
"Sekretarz Stanu USA Antony Blinken: Rosja zaatakuje Ukrainę przed końcem nocy".
Mimo zimowej aury za oknem było mi bardzo gorąco, niczym w martenowskim piecu na końcu świata. Tak w tamtej chwili chciałem być w domu, z rodziną, lub wraz z nimi gdzieś właśnie na końcu świata. Pomyślałem też, jak się czują, lub mogą czuć, Ukraińcy...
Jest godzina 02:38. Czytamy w naszej relacji:
"Rosja zawiadomiła lotnictwo cywilne, że zamyka praktycznie całą wschodnią ukraińską przestrzeń powietrzną na granicy z Rosją, podaje grupa monitorująca Open Source Intelligence Monitor".
Jak się okazało, samolot LOT-u lecący w nocy z Warszawy do Kijowa (LOT755) zawrócił nad Lublinem na Okęcie, wykonując tzw. "u turn" (zwrot o 180 st.).
Jeszcze przed godz. 03:00 także Ukraina zamknęła swoje niebo dla samolotów pasażerskich. Niechybnie nadchodziło najgorsze z najgorszych.
Wpis w relacji live z sytuacji na Ukrainie z godz. 03:42:
"Rosyjska telewizja nadaje wystąpienie prezydenta Rosji Władimira Putina. Według niektórych użytkowników Twittera to odtworzenie wcześniejszego wystąpienia".
Oglądałem to "wystąpienie", ale nie mogłem w to uwierzyć, co ten człowiek wygadywał.
Mój wpis z godz. 04:16 wyglądał wtedy tak:
"Prezydent Rosji Władimir Putin zapowiedział specjalną operację wojskową mającą na celu ochronę Donbasu, promoskiewskiego regionu separatystów we wschodniej Ukrainie. Putin wezwał jednocześnie ukraińskich żołnierzy do natychmiastowego złożenia broni i powrotu do domów. W telewizyjnym wystąpieniu w czwartek rano Putin wzywa ukraińskich żołnierzy w strefie walk na wschodzie Ukrainy do złożenia broni i powrotu do swoich domów. Ostrzegł Ukrainę, że będzie obwiniana o rozlew krwi. Putin ostrzegł, że cała odpowiedzialność za ewentualny rozlew krwi będzie spoczywać na sumieniu ukraińskiego rządu i wyraził przekonanie, że rosyjscy żołnierze wypełnią swój obowiązek".
Gdyby mi wtedy zmierzono puls, zapewne byłby bardzo wysoki, niczym sprintera podczas finału biegu na 100 m podczas Igrzysk Olimpijskich. Mimo że byłem przyzwyczajony do obsługi dramatycznych wydarzeń, to przekraczało wyraźnie poziom akceptacji organizmu.
Po tym strasznym oświadczeniu, tym co się stało dalej, przez te tysiąc dni, świat już nigdy nie będzie taki sam.
Dziękuję, że dotarliście do końca. Nie zapomnę tej nocy do końca życia, a akurat tę chciałbym wymazać z pamięci jak żadnej innej.
Tomasz Dereszyński, zastępca redaktora naczelnego portalu i.pl, wtedy wydawca strony głównej portalu.