Jak żyć ze sknerą

rozmowia Renata Bożek
W czasach kryzysu oszczędność to cecha na wagę złota. Jak jednak wytrzymać, gdy mąż zamienia się w dusigrosza, a żona rozlicza męża z każdej złotówki? Odkryć, co kryje się pod skąpstwem, i nie bać się o tym mówić - radzi psychoterapeutka Magda Małkiewicz-Borkowska w rozmowie z Renatą Bożek

Renata Bożek: Z najnowszych badań CBOS dotyczących przemocy domowej wynika, że najczęściej kłócimy się o pieniądze. To one są powodem aż 28 proc. domowych awantur. Czy w czasach kryzysu wzajemnych oskar­żeń o rozrzutność i skąpstwo będzie coraz więcej?
Magda Małkiewicz-Borkowska: Kryzys finansowy wiąże się z lękiem, co dalej będzie z naszym życiem. Czy utrzymam pracę, czy dostanę podwyżkę, co się stanie, jak moja firma upadnie? - to pytania, które przychodzą nam do głowy, gdy słyszymy o zwolnieniach, obniżeniach pensji, bankructwach. Każdy z nas inaczej reaguje na niepewność co do przyszłości. Jeden poprawia sobie nastrój w sklepie, kupując kolejną parę butów - "kto wie, może niedługo już mnie nie będzie na nie stać". Inny wylicza, na czym może zaoszczędzić i zaciska pasa. Nie tylko sobie, ale też całej rodzinie. Nagle zaczyna go drażnić nowe pudełko z butami, które przyniosła żona. Ona dostrzega, że mąż robi się skąpy i chce ją ograniczać. Myśli: "Tyle lat z nim żyłam, a dopiero teraz dotarło do mnie, że to skąpiradło".

A może to nie on jest skąpy, tylko ona bezmyślna i rozrzutna? Może teraz ten, kto zaciska pasa, zachowuje się mądrze i rozsądnie?

Taką możliwość też musimy wziąć pod uwagę. Znam parę, która od lat dwa razy w roku wyjeżdżała na kilkutygodniowe wyprawy po Azji lub Ameryce Południowej. Ale ostatnio mąż znajomej powiedział: "Kochanie, wstrzymajmy się do lata z decyzją, gdzie pojedziemy. Zobaczmy, jak rozwinie się sytuacja, bo teraz musielibyśmy wydać dwa razy tyle co zwykle". Ona zareagowała oburzeniem: "A co ty się robisz takim skąpiradłem! Przecież mamy pieniądze na wyjazd". Naprawdę poczuła się oburzona tym, że on chce zabrać jej coś, co ona uwielbia: długie loty samolotem, zwiedzanie, zapominanie o codzienności.

W pierwszej chwili zachowała się jak tupiąca nóżkami dziewczynka, która z płaczem powtarza: "Przecież mi obiecałeś!". Potem jednak zastanowiła się, że przecież on ma rację. Bo nie wiadomo, czy ich firma będzie miała tak dużo zleceń jak kiedyś, czy będzie ich stać na utrzymanie pracowników. Zrozumiała, że propozycja męża wynika nie ze skąpstwa, tylko z odpowiedzialności - zarówno za ich rodzinę, jak i ludzi, których zatrudniają. I zaczęła spokojnie szukać rozwiązania: może wyjazd nie na cztery tygodnie, tylko na dwa? I nie do Japonii, tylko do Portugalii?

W sytuacji, gdy partner zaczyna skąpić, rozwiązaniem jest też zwiększenie granic własnej tolerancji. To trudniejsze od narzekania: "Jesteś potwornym dusigroszem" i poczucia krzywdy: "On nie rozumie moich potrzeb". Ale często zdecydowanie skuteczniejsze, jeśli chodzi o rozładowanie napięcia w związku. Jeśli wiem, że jemu zależy teraz na cięciu kosztów utrzymania domu, to przecież mogę pokazać, że liczę się z jego zdaniem. Powiedzieć: "Rozumiem, że chcesz, byśmy teraz oszczędzali.

Zastanówmy się, jak to zrobić". Tu nie chodzi o podporządkowanie się kaprysom partnera, ale pokazanie mu, że rozumiemy jego obawy i jesteśmy po jego stronie. Gdy doradzam to kobietom, one często protestują: "Dam mu palec, a on będzie chciał zabrać całą rękę". Wtedy mówię: "Sprawdź! Bo równie możliwe jest to, że on odwzajemni ci się większym zrozumieniem i nie będzie czepiał się, że kupiłaś nową bluzkę".
To nie takie proste, bo dla wielu z nas hojność partnera to dowód miłości i troski. Jego skąpstwo jest więc jednoznaczne z: "Nie dba o mnie", "Tak naprawdę ja go nie obchodzę". Jak w takiej sytuacji wyciągnąć rękę do dusigrosza?
Rzeczywiście, kobiety uważają, że jeśli partner nie potrafi zdobyć się wobec nich na gest, to mu nie zależy. Czasami tak rzeczywiście jest, bo przecież jeśli kogoś kochamy, to chcemy sprawiać mu przyjemność. Ale ja nie demonizowałabym braku bukietów i prezentów z okazji lub bez. Dlaczego za największy dowód uczucia uważamy drogi prezent? Bo żyjemy w kulturze konsumpcyjnej, w której coraz trudniej dostrzec nam niematerialne podarunki. A przecież prościej jest coś kupić, niż na przykład samodzielnie przygotować kolację, przesłać mejlem piosenkę, która rozbawi partnerkę, lub zrobić coś, co wymaga pomysłu.

Dlatego zanim oskarżymy partnera: "To sknera", warto popatrzeć na to, co nam daje. Być może on nie biegnie do sklepu, by kupić nam torebkę, ale pojechał na drugi koniec miasta, by odebrać za nas przesyłkę. W swojej praktyce psychoterapeutycznej spotkałam się wiele razy z sytuacją, gdy hojny mąż nie żałował na biżuterię czy zagraniczne wycieczki. Problem w tym, że obsypywał nimi i żonę, i kochankę. Szczodrość i gest nie zawsze oznaczają miłość i troskę. Tak samo jak narzekania męża: "Za dużo wydajesz. Musisz zacząć oszczędzać" nie muszą oznaczać, że on nie dba o potrzeby żony. Przeciwnie, dba bardziej, niż jej się wydaje, choć w sposób, który może być jej trudno zaakceptować.

Czy pani nie za bardzo broni skąpców? Przecież potrafią oni zamienić życie w koszmar!
Jeśli ktoś chce z nim żyć, to musi znaleźć sposób, by życie razem miało sens. Zwykle robimy błąd, upierając się, że to druga strona powinna się zmienić. Powinna zrozumieć, że my mamy swoje potrzeby i racje. To możliwe pod warunkiem, że my też popatrzymy ze zrozumieniem na potrzeby i racje tych, którzy skrupulatnie oszczędzają.

Warto wziąć pod uwagę to, że ci, których uważamy za skąpców, inaczej oceniają rzeczywistość niż ci, którzy nie widzą potrzeby oszczędzania. Tutaj ważną rzeczą jest poczucie bezpieczeństwa i zapewnienie bytu rodzinie. Choć w większości domów obydwoje partnerzy pracują, to wciąż obowiązuje stereotyp, że to na mężczyźnie spoczywa odpowiedzialność za warunki, w jakich żyją
żona i dzieci. Dla niego więc unikanie zbędnych wydatków jest wyrazem odpowiedzialności i dbałości o rodzinę.

Dlatego sfrustrowanym skąpstwem męża żonom radziłabym zobaczyć wspólne finanse z jego perspektywy. Warto też popatrzeć na jego rodziców i rodzeństwo. Być może pochodzi z ubogiej rodziny i lokata w banku daje mu poczucie bezpieczeństwa i świadomość, że on lepiej niż jego ojciec, który rozrzucał pieniądze na prawo i lewo, dba o rodzinę. A może pochodzi z bogatego domu, w którym wartością było odkładanie pieniędzy na określone cele, a czymś karygodnym wydawanie na kaprysy? Zrozumienie tego, skąd się wzięła u niego potrzeba oszczędzania, daje bardziej hojnemu i niefrasobliwemu parterowi szansę na zmniejszenie złości i żalu. Ba, nawet docenienie tego, że dzięki niemu odłożyliśmy na nowy samochód lub remont.
A nie lepiej skorzystać z wypróbowanych metod radzenia sobie ze skąpcem? Moja koleżanka kupuje kilka rzeczy po to, by po awanturze z mężem wejść w rolę skrzywdzonej niewinności i demonstracyjnie oddać jedną. Reszta zostaje. Mąż ma poczucie, że postawił na swoim, a ona to, co chciała kupić.
Kobiety często też odrywają metki i mówią, że bluzka kosztowała mniej, albo twierdzą, że w spożywczym wydały więcej, a "zaoszczędzone" pieniądze ukrywają przed partnerem. Są pary, które w to grają latami. Ale do czego to prowadzi? Często do rozstania, a jeszcze częściej do poczucia, że żyję z obcym człowiekiem. Można powiedzieć: "Drobne kłamstwo jest lepsze niż awantura
o parę złotych". Ale jeśli dajemy sobie prawo do okłamywania partnera, to łatwo pójść dalej i kłamać nie tylko w kwestii rachunków. To oddala ludzi od siebie, sprawia, że przestają być sobie bliscy. Nie twierdzę, że w małżeństwie nie można mieć sekretów. Czasami zatajenie ceny dla świętego spokoju może być lepsze niż kłótnia. Ale warto oddzielić jednorazowe kłamstewko od metody unikania różnicy zdań.

Czyli lepiej pokłócić się o cenę, niż skłamać dla świętego spokoju?

Ja jestem zwolenniczką konfrontacji. Nie kłótni, oskarżeń i stawiania na swoim, ale jasnego komunikowania tego, co myślę, na czym mi zależy. Namawiam kobiety, by dały sobie prawo do tego, by kupić kolejną bluzkę dla przyjemności kupienia jej, droższe masło, bo nie chciało im się iść do tańszego sklepu. Ale jednocześnie muszą zgodzić się na ponoszenie konsekwencji tych wyborów. Jedną z nich jest skonfrontowanie się z brakiem zrozumienia, złością, niezadowoleniem partnera. Powiedzeniem sobie: "On może być na mnie zły, nie musi cały czas chwalić mnie i tego, co robię".

Jesteśmy w stanie to znieść wtedy, gdy odpowiemy sobie na pytanie: "Czy naprawdę potrzebuję nieustannej akceptacji mojego mężczyzny? Czy przez to, że on zrobi złośliwą uwagę na mój temat, tracę swoją wartość, a on przestaje mnie kochać?". Nie. Jeśli to zrozumiemy, poczujemy się pewniej. A wtedy łatwiej powiedzieć: "Być może mogłabym obyć się bez tej bluzki, ale zależy mi na tym, żeby ją mieć. Ty byś jej nie kupił, ale ja nie jestem tobą". Warto też dodać: "Mogłabym powiedzieć ci, że mniej kosztowała, że dostałam ją od koleżanki i nawet byś nie zauważył. Ale to byłoby kłamstwo. Czy wolałbyś, żebym cię oszukiwała? Jeśli nie, to musisz zaakceptować, że są rzeczy, których ty nie lubisz, ale nie jestem tobą i nie zachowuję się tak jak ty".

Warto uświadomić mu, że ponosi konsekwencje bycia dusigroszem. Nie tylko naraża się na bycie okłamywanym, ale się wręcz doprasza się kłamstw. Warto skonfrontować go z tą prawdą. Nawet jeśli na początku będzie powtarzał swoje stare śpiewki: "Bo ty puściłbyś nas z torbami", "Gdyby nie ja, do niczego byśmy nie doszli", to jest szansa, że następnym razem powstrzyma się od komentarza: "Jakby chciało ci się pójść do sklepu za rogiem, kupiłabyś masło za 4 złote, a nie 4,5".
Bywa też tak, że skąpstwo partnera jest wygodne dla drugiej strony. Znam małżeństwo trzydziestoparolatków, w którym to ona trzyma kasę twardą ręką. On na papierosy lub piwo z kolegami "pożycza" od mamy, bo żona rozlicza go z każdej złotówki. Narzeka na sknerstwo żony, ale nic nie robi, by to zmienić.
Czasami coś, co z boku wygląda na układ nie do zaakceptowania, tak naprawdę parze pasuje. Skąpiec kontroluje nie tylko wydatki, ale też partnera. Ma poczucie władzy i tego, że to on decyduje. A uległy partner? Być może odpowiada mu sytuacja, że to druga strona podejmuje decyzje i bierze za nie odpowiedzialność. Narzeka na to, że żona wydziela mu kieszonkowe, ale nie robi nic, by zmienić ten układ. Wobec niej zachowuje się jak chłopczyk zależny od mamusi. Wobec własnej matki też wciąż jest dzieckiem. Może do niej pójść i powiedzieć: "Miałaś rację, ona jest strasznie skąpa. Ale przecież są dzieci, więc się nie rozwiodę. Pożycz mi na papierosy". Co w takiej sytuacji? Znów radziłabym zastanowić się, dlaczego akceptuję skąpstwo partnera? Dlaczego boję się jej lub jemu sprzeciwić? Nie zawsze odpowiedź musi być dramatyczna. Być może dlatego, że kocham mojego skąpego partnera, akceptuję jego wady.

Możliwy jest dobry związek ze skąpcem?
Tak, pod warunkiem, że zrozumiemy, co stoi za oskarżeniami: "Jesteś sknerą". Czasami chodzi o różnicę wartości i postaw życiowych. Zwykle można między nimi znaleźć złoty środek, ale najpierw trzeba je poznać. Gdy zaczniemy się zastanawiać nad tym, co dla nas jest ważne w życiu, może się okazać, że dla jednej strony najważniejsze jest zapewnienie wykształcenia dzieciom i bezpiecznej emerytury sobie, a dla drugiej dbanie o własny rozwój i dobry standard życia tu i teraz. Jeśli to będziemy wiedzieli, możemy zastanawiać się nad tym, jak pogodzić te dwa stanowiska, gdzie są wspólne cele i jak radzić sobie z różnicami. W końcu w byciu razem nie chodzi o to, byśmy się we wszystkim zgadzali, ale byśmy potrafili rozmawiać o tym, co nas różni i drażni. Wtedy ważniejsze od skąpstwa partnera staną się wspólne cele i osiąganie ich.

Wróć na i.pl Portal i.pl