Jędrzej Pasierski książką „Roztopy” nad wyraz udanie zachęca czytelników do wybrania się w okolice Gorlic. To górska kraina, którą przez wieki zamieszkiwali Łemkowie. Komunistyczne państwo biorąc ich za Ukraińców, z całą miejscową ludnością rozprawiło się równie brutalnie. Akcja Wisła, czyli brutalna deportacja pod pretekstem walk z bandami UPA zamieniła kwitnące niegdyś wioski i kolonie w zarośnięte chwastami ruiny. Część z mieszkańców tych ziem Sowieci wywieźli w głąb ZSRS bez szansy na powrót do Polski. Ale od czegóż polska pomysłowość i umiłowanie swoich małych ojczyzn? I tak naprawdę to o tym opowiadają „Roztopy”, zaś szkatułkowe śledztwo, jakie poprowadzi na urlopie Nina Warwiłow, zdaje się być li tylko pretekstem do przypominania najwstydliwszych kart z historii PRL-u.
Jędrzej Pasierski bez przerwy utrzymuje czytelników w napięciu, co i rusz odkrywając kolejne karty swojej układanki. Jednocześnie pozwala im być na tyle sprytnym, że co prawda nie muszą się domyślić kto ostatecznie i kog zabił, a kto cieszy się dobrym życiem, ale zaskoczeń nie będzie brakowało do ostatniej strony. No i mnóstwo w tej książce… miłości. Rodziców do dzieci, mężów do żon, ba nawet sama Warwiłow pełna jest i pożądania, i zazdrości. Z pierwszej części „Dom bez klamek” można pamiętać, że jej rosyjski ojciec to zdeklarowany alkoholik, ale kto tamtą powieść przegapił, bez trudu połapie się w meandrach życia ambitnej policjantki wczytując się w „Roztopy”.
Zgoda – te wszystkie zwroty akcji gdzieś tam obijają się z tyłu głowy, ale kultura z jaką układa je w szufladkach swojej powieści Jędrzej Pasierski połączona z pasją do przypominania historii i fascynacją gorlickim krajobrazem czynią z „Roztopów” dużo więcej niż przyjemne czytadło z dreszczykiem.