Jola, Ola i wyniszczająca choroba

Anna Górska
Jola jest zawsze ze swoją córką Olą, 24 godziny na dobę. Gdy trzeba coś załatwić, do gabinetów oficjeli najpierw wtacza się wózek o tęczowych kołach. Siedzi na nim Ola, a popycha go Jola
Jola jest zawsze ze swoją córką Olą, 24 godziny na dobę. Gdy trzeba coś załatwić, do gabinetów oficjeli najpierw wtacza się wózek o tęczowych kołach. Siedzi na nim Ola, a popycha go Jola zdjęcie z Facebooka
Ani święta, ani wyjątkowa. Zwykła kochająca mama, która jest cały czas przy swojej śmiertelnie chorej córce. O życiu Joli i Oli Kuc z Wieliczki, które walczą o każdy dzień życia - pisze Anna Górska.

Wyobrażałam sobie, że kładę ją do trumny. Zostało tylko wbić gwóźdź. Nic nie mogłam robić, o niczym myśleć. Tylko płakałam. Dzień i noc. Bez przerwy. A w głowie pustka. I trumna. Tak minął rok.

Aż i tylko tyle czasu potrzebowałam, by pogodzić się i oswoić ze śmiertelną chorobą córki, która odbierała jej po kolei wszystko, czego nauczyła się przez trzy lata swojego życia. Ryczałam przez 365 dni, bo w ciągu dwóch miesięcy moja rozbiegana Ola, która nie potrafiła ani minuty usiedzieć na miejscu, przestała chodzić. Mijały dni i moja rezolutna Ola, która chciała robić wszystko "siama", prawie nie mówiła.

Kolejny rok, a moje ukochane dziecko, które łapało wszystko w lot, już nie mogło obejść się beze mnie: nie utrzymywała równowagi, nie siedziała bez podparcia, jej rączki i nóżki stały się bezwładne. Nie wypłakałam wtedy wszystkich łez, nie. Jeszcze dużo jest ich we mnie. Ale zrozumiałam jedno: nie mogę myśleć o przyszłości (co będę robić bez Oli), ani o przeszłości (wspominać, jaka była zdrowa); liczy się tylko "tu i teraz". Nie ma sensu się zadręczać, tracić czas i energię na bunt. Musimy żyć we trójkę: ja, Ola i śmiertelna, wyniszczająca ją choroba.

Siła jest kobietą
Córka: Ola Kuc, lat 13, wzrost: 1 m 41 cm, waga 33 kg. Chora na zespół Leigha, czyli miopatię mitochondrialną - to bardzo rzadka nieuleczalna i postępująca choroba. Jest to wada genetyczna, która powoduje zaburzenia procesów oddechowych oraz pozbawia mózg i mięśnie energii niezbędnej do prawidłowego funkcjonowania. Ola żyje, bo ma mamę. Silną i zdeterminowaną. Ziemię będzie gryźć, byle ratować swoje dziecko. Trzy lata temu udało się Olę włączyć do eksperymentalnego projektu, w ramach którego Ola we włoskim szpitalu w Rzymie dostaje lek hamujący postęp choroby. Nie odwraca jej, ale przynajmniej wzmacnia organizm. Badanie kliniczne wciąż trwa, a każdy dzień dla dziewczyny to wyzwanie.

Mama: Jola Kuc, lat 41, wzrost - 1 m 53 cm, waga 50 kg. Mocne nerwy, wielkie serce, ale kręgosłup zrujnowany. 24 godziny na dobę jest z Olą. Sama. I tak już dziesięć lat. Ubieranie, kąpanie, wsadzanie do auta, wysadzanie. Jak wychodzą z domu, to najpierw trzeba znieść wózek, potem córkę. Wszystko na swoich plecach. Jaki kręgosłup to wytrzyma?

Rozwiedziona. Mąż "wtedy" pękł. Błagała, by został w domu. Nie dla siebie prosiła, tylko dla córki. A on mówił, że nie ma sił. Ola jeszcze długo płakała za tatą. Zwłaszcza wtedy, gdy spotykała go przypadkiem, a on spacerował z inną dziewczynką, jej rówieśniczką. Trzymał ją za rączkę, coś mówił. Ponoć jest dobrym ojcem dla swojej pasierbicy. W życiu Oli zaś go nie ma. W ogóle, chyba że liczyć alimenty. - Nie użalam się ani nad sobą, ani nad Olunią. Nie mam na to czasu. Kawę już dziesięć lat piję w biegu, o jakiej depresji tu mowa? Muszę dziecku pomóc, konkretnie i skutecznie, a nie użalać się nad sobą. Sprowadzam więc gorsety ortopedyczne z USA, załatwiam dla Oli nowe turnusy, rehabilitacje. Szukam pieniędzy na to, bo to mit, że osoby niepełnosprawne wszystko mają na tacy. O dofinansowanie na turnus staram się już trzy lata. Bez skutku. A przecież oprócz tego i dom trzeba ogarnąć, zakupy zrobić, samochód od czasu do czasu naprawić - mówi Jola.

Stres życia codziennego
Choroba Oli to także bardzo bolesne dystonie, epilepsja, zmiany napięcia i bóle mięśniowe, skolioza i trwałe przykurcze. Najgorsze są noce. Ataki padaczki, które bezlitośnie szarpią małym ciałkiem Oli, nadchodzą właśnie nocą. Z wiekiem stają się częstsze i silniejsze. Nawet 40 razy pod rząd. Każdy atak może być ostatni.

"To" trwa od 30 sekund do 2 minut. Padaczka targa jej ciałem w różne strony. Dziewczyna krzyczy, bo ból jest rozrywający. Morfiny nie można podać, bo nie wolno jej łączyć z lekami, które przyjmuje. W końcu omdlewa. Jolanta, mama Oli: - Olu, Pan Jezus cię już woła? - Nie, mamo - kręci głową dziecko. - No to się trzymaj, córko, uratuję cię.

Drgawki są tak mocne, że Ola ma zwichnięte biodra, łamią się jak zapałki. Straszny widok, aż serce pęka. - Kładę ją szybko na bok, pilnuję, by nie przegryzła język. Jak trzeba, to reanimuję. I modlę się - opowiada Jolanta Kuc.

Pewien ksiądz powiedział kiedyś Joli, że chyba potrafi zrozumieć ból Matki Bożej, która widziała jak biczowano jej Syna. Jola stwierdziła, że jest jednak w lepszej sytuacji. - Kiedy córce jest źle, mogę ją trzymać na kolanach, głaskać, całować. Jestem przy niej, a ona przy mnie - zaznacza dzielna mama.

Mali bohaterowie
Jola od razu wiedziała, że to coś złego. Nie łudziła się ani chwili, gdy Ola jako trzylatka nagle straciła równowagę i przewróciła się. Raz, drugi. Nawet jak mocno trzymała córkę za rękę, to mała obracała się o 180 stopni i w sekundę leżała na ziemi. Za miesiąc lewa strona ciała była już sparaliżowana, język też się stał nieruchomy.

- O zespole Leigha w internecie nie było wówczas ani słowa. Stąd m.in. moja decyzja o utworzeniu stowarzyszenia "Mali bohaterowie", by rodzice kontaktowali się ze sobą, mogli wymieniać się informacjami, poradami - podkreśla Jolanta. To ona co roku organizuje spotkania rodziców z lekarzami "od chorób rzadkich". Nie tylko wtedy integrują się, ale uczą się nawzajem choroby swoich dzieci, dowiadują się o nowościach, płaczą. To właśnie Jola biegnie na złamanie karku do dziecięcego szpitala w Prokocimiu, gdy inni potrzebują wsparcia. Otwiera z determinacją wszystkie drzwi: dyrektorskie, ministerialne. Najpierw do ważnych oficjeli wjeżdża wózek Oli o tęczowych kołach, a potem wchodzi Jola. Silna mama. Ani święta, ani wyjątkowa.

***
W ub. roku spośród 15 dzieci z zespołem Leigha w Polsce zmarło siedmioro. Prawie wszyscy rodzice pierwszy telefon wykonali wtedy do Joli.

Zobacz najświeższe newsy wideo z kraju i ze świata
"Gazeta Krakowska" na Youtubie, Twitterze i Google+
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Komentarze 11

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

A
Aja
Chciałabym coś napisać, ale co? jest mi wstyd, narzekam a mam wszystko, Pani Jolu pierwszy raz usłyszałam dziś o tej chorobie, jest Pani teraz dla mnie bohaterem i te dzieci też są bohaterami, bardzo mocno Was wspieram i będę starała się żyć lepiej i piękniej, kochać ludzi i każdy dzień jaki daje mi Pan Bóg....
E
Ewelina
czy ja mogę prosić email do p. Joli? jestem mama Antka, wczesniaka z 27 t.ciązy
J
Jol i OLa
dziękuje
J
Jol i OLa
dziękuje serdecznie
Jola
B
Brawo....
Brawo dla MAMY i OLI , właśnie oglądałam program w telewizji regionalnej i tyle optymizmu zobaczyłam. Ola taka śliczna i pogodna..........Taka postawa od razu stawia człowieka do pionu. ŻYCZĘ wam dużo wytrwałości i pogody ducha ..... A tata no cóż , tacy też się zdarzają, po prostu życie.......................
a
aaa
Bóg dał mi to szczęście poznać Oleńkę i jej Mamę! Niesamowite,dzielne,silne,uparte w dążeniu do celu,zakochane w sobie nawzajem Kobiety,czyli cudowna mama i córka.:) Od razu jak je poznałam, po wróceniu do domu zaczęłam grzebać po internecie na temat tej choroby,krótko mówiąc-choroba,która wykańcza stopniowo każdego.. Dzięki Bogu Ola ma wspaniałą mamę,która jest cały czas przy niej i nie załamała rąk, mówiąc 'NIE DA SIĘ NIC JUŻ ZROBIĆ!' Szuka wszędzie,gdzie tylko może,robi co może aby podarować Oli lepsze jutro,aby wywołać na jej buźce ten piękny uśmiech,który tak wszyscy kochamy. Dlatego zwracam się z ogromną prośbą do wszystkich,których urzekła,chwyciła za serca historia Oli,Nasz jeden 1 % naprawdę może zdziałać wiele,nawet po okresie rozliczeniowym każdy datek im się przyda,uwierzcie,na pewno nie będzie zmarnowany.:) Rehabilitacja,dojazdy na nią,leki,wyjazdy do Włoch to olbrzymie koszty... Kochani,pomóżmy im cieszyć się nadal sobą,módlmy się.. Ściskam Was silne kobietki! :)
i
iwona
Nawet nie mogę się z panią porównać mimo ze moja córka choruje na tę samą chorobę. Ze mną jest zawsze mąż i kochający tata który wszystko razem z nami dzielnie znosi.
k
kafia
fantastyczne , dzielne dziewczyny-ściskam Was Kochane!
M
Mati
Tacy żałośni faceci których nie można nazwać ojcami. Takie coś nie interesują zdrowe dzieci a co dopiero chore. Tacy odważni
j
jan
banda szubrawców poczawszy od komoruskiego do wojta z cala armia urzedasow to same chieny zerujące na naszych podatkach wiec nie ma się co dziwic ze coz ich obchodzi czyjes nieszczęście najważniejsze to sobie nabic kabze. pani jolu zycze wytrwalosci
v
vika
Mama naprawdę ŚWIĘTA, a tatuś s.....yn. Jak można w takiej sytuacji zostawić żonę i własne dziecko...
Zwykły złamany ch.... a nie mężczyzna i ojciec.
Brak słów, ale niektórzy "panowie" tak mają.
Jak bieda - to zostawią żonę samą z problemami, a sami pocieszą się z inną - młodszą ze zdrowym dzieckiem. OHYDA, ale znajdą się tacy "mądrzy inaczej" którzy potępią tą, do której polazł - zamiast tego złamańca. Tak jak w przypadku Justyny.
Pani Jolu, życzę wytrwałości - jest Pani dzielna, godna największego podziwu i szacunku.
Wróć na i.pl Portal i.pl