Kiedy zwierzak jest członkiem rodziny. Życie bez psa to nie jest życie

Dorota Kowalska
Dorota Kowalska
Karolina Misztal
Takie obrazki wciąż, oczywiście, się zdarzają: pies przywiązany do drzewa, szczeniaki zostawione gdzieś pod śmietnikiem, kobieta wrzucająca do rzeki reklamówkę z małymi kociakami. Ale stosunek Polaków do zwierząt się zmienił: częściej reagujemy na ich krzywdę, jesteśmy na nią bardziej wyczuleni. A dla wielu z nas kot czy pies to często pełnoprawny członek rodziny

Takich tekstów w lipcu i sierpniu ukazują się dziesiątki. Ten sprzed tygodnia zaczyna się tak: „Pracownicy rzeszowskiego schroniska dla bezdomnych zwierząt Kundelek mają w ostatnich tygodniach pełne ręce roboty. Jak co roku w wakacje do placówki trafia dużo porzuconych czworonogów. Na nowych właścicieli czeka tam 155 psów i kotów”.

Zwierzęta nam przeszkadzają - nie zawsze można wyjechać z nimi nad morze, nie mówiąc już o wypadzie do Egiptu czy Grecji. Uświadamiamy sobie, że psiak to kłopot. A my nie chcemy kłopotów! W Kundelku całkiem też sporo czworonogów, które postanowiły posmakować wolności, a potem nie potrafiły już odnaleźć swoich panów.

Co kryje w sobie pies? Skoro to najlepszy przyjaciel człowieka, warto wiedzieć o nim wszystko. Poznaj ciekawostki, o których na pewno nie miałeś pojęcia!

Masz psa? Musisz to wiedzieć! Te intrygujące fakty powinien ...

- Niestety, prawdopodobnie pobijemy kolejny przykry rekord przyjęć psów do schroniska. Jest ich o wiele więcej niż w zeszłym roku - przyznaje Katarzyna Pokrzywa, pracownik placówki.

Zwierzaki mają u nich doskonałą opiekę, ale wiadomo - nie ma jak w domu.

Dlatego od kilku lat prowadzą w internecie akcje promujące adopcję swoich podopiecznych, jak zresztą większość schronisk w Polsce. Wrzucają zdjęcia psów i kotów do sieci, próbują im znaleźć nowych właścicieli. Wciąż nie rozumieją, jak można tak po prostu porzucić zwierzaka albo co gorsza skazać go na śmierć.

Nie dalej jak kilka dni temu miejski monitoring w Nowym Dworze Gdańskim zarejestrował moment, kiedy starsza kobieta wrzuca do rzeki reklamówkę. Były w niej kilkudniowe kocięta i kamień.

Polecane oferty

Klaudia, młoda matka spacerowała w pobliżu ze swoją 4-letnią córeczką. Usłyszała pisk zwierząt. Nie zastanawiała się długo: zrzuciła z siebie sukienkę i w samej bieliźnie wskoczyła do wody.

- Widząc, że strażacy nie są w stanie bosakiem sięgnąć tego worka, a worek coraz bardziej zanurzał się pod wodę, nie widząc też zainteresowania nikogo wejściem do wody, nie wahałam się. Stwierdziłam, że czas nagli. No i weszłam do tej wody - mówiła potem w rozmowie z TVN 24.

Na brzegu natychmiast rozpoczęła reanimację. Wzięła zwierzątka do domu, niestety, jedno z przemoczonych i zziębniętych kociąt nie przeżyło.

- Reanimowałam je, prosząc też resztę zebranych osób o pomoc. Wtedy jeszcze trzy kocięta żyły. Jedzą, załatwiają się, mam nadzieję, że wszystko będzie z nimi okej - opowiedziała.

Policja szybko zidentyfikowała 67-latkę, która wrzuciła do rzeki reklamówkę z kociętami. Została zatrzymana kilkanaście minut po zdarzeniu. Grozi jej do 5 lat pozbawienia wolności.

- Nie zdziwiło mnie zachowanie tej kobiety, która wskoczyła do wody. Zdziwiło mnie zachowanie tych, którzy tego nie zrobili - mówi Dorota Sumińska, lekarz weterynarii, publicystka, autorka książek i propagatorka dobrego traktowania zwierząt. I podkreśla, że czworonogi są całkowicie od nas zależne. Decydujemy o każdej minucie ich życia, o śmierci także.

- Gdybyśmy zapytali psy i koty, co daje im kontakt z nami, ponad połowa opowiadałaby straszne rzeczy. Ale tak nas kochają, że pójdą za nami wszędzie, nawet do piekła. Jesteśmy tak naprawdę panami niewolników, więc bądźmy dobrymi panami niewolników - tłumaczy Dorota Sumińska.

Niektórzy panami są świetnymi. Traktują psy i koty jak równoprawnych członków rodziny. Żyją wśród zwierząt, nie obok nich, z nimi.

- Zwierzęta zawsze były ze mną. Zarówno fizycznie, jak też metafizycznie. Choćby w postaci opowieści o tych wszystkich psach, kotach, wiewiórkach, a także kurach, które - oswojone, kochane, tulone - przewijały się przez historię mojej rodziny - opowiada Mira Suchodolska, dziennikarka, publicystka, obecnie redaktorka działu społeczno-politycznego Polskiej Agencji Prasowej.

Jak opowiada, pies Amor wychował jej matkę, Wandę Suchodolską-Paszko (rocznik 1944), zwaną Dzidzią (ten przydomek przylgnął do niej na zawsze). Dzidka ubierała Amora w ciuszki niemowlaka, wsadzała go do wózka dla lalek i woziła wokół domu. A Amor sapał i się ślinił, ale robił wszystko, żeby zadowolić swoją małą opiekunkę.

Te rasy psów są uznawane za agresywne. By je mieć, musisz posiadać zezwolenie. Zobacz, o które psy chodzi.

Te rasy psów uznawane są za szczególnie agresywne. Jeśli chc...

Amora nie zabiły Ruskie, choć bardzo chciały, już go smażyły nad ogniskiem, bo ukradł im kęs kiełbasy, ale siostra Dzidki, o 13 lat starsza Marysia skutecznie interweniowała, drąc się w dziesięciu ruskich narzeczach. Odpuścili. Amor zginął otruty przez właściciela masarni, któremu kradł mięso i kiełbasy. Nie po to, żeby zjeść samemu, ale żeby przynieść do domu.

- Nie ma odznaczeń dla zwierząt patriotów, ale gdyby były, Amor powinien dostać przynajmniej Złoty Krzyż Zasługi - śmieje się Suchodolska. Wychowywana w rodzinie, w której wartości patriotyczne nierozwiązalnie łączyły się z miłością do zwierząt, nie wyobrażała sobie życia bez nich.

- Kiedy miałam jakieś pięć lat, uczennica mojej mamy przyniosła nam szczeniaka. Był bardzo waleczny, z charakterem, dostał na imię Kuba. Z Kubą był taki problem, że rzucał się na łydki przyjaciółek mojej babuni - opowiada. Mały piesek, biały w czarne łaty, siał postrach w okolicy. Kiedyś dobrał się do sztucznej szczęki babuni.

- Spałyśmy z mamą, kiedy obudził nas jakiś hałas. Przecierając oczy ze snu, podążyłyśmy za awanturą. Widok, jaki się nam objawił, wciąż mam przed oczyma: pies Kuba, trzymając w paszczy sztuczną szczękę mojej babuni, biegał po kuchni. A ona, na czworakach, starała się dogonić bestię i odzyskać swoje uzębienie. „Pocekaj, pocekaj, oddaj mi moje zęby” - krzyczała, sepleniąc. Byłam wówczas małym dzieckiem, ale pamiętam, jak posikałam się ze śmiechu - wspomina dziennikarka.

Po psie Kubie było jeszcze wiele innych psiaków. Zazwyczaj ratowanych ze złego otoczenia, przygarnianych bezdomniaków. Przychodziły i odchodziły. Za każdym z nich płakała, obiecywała sobie, że już nigdy więcej.

- Tyle że życie bez psa to nie jest życie - wzrusza ramionami.

I opowiada o tym, jak przeniosła się ze Śląska do Warszawy. Zanim się to stało, w jej dorosłym już życiu były kolejne psy. Kochane, wybiegane, przytulane. Ale decyzja o przeniesieniu się do stolicy wywróciła jej życie do góry nogami.

Tęskniła za psem. Mieszkając w wynajętym przez redakcję mieszkaniu, nie miała szansy, żeby wziąć jakiś ogon pod opiekę. Wtedy postanowiła, że wybuduje dom. Dla rodziny, ale głównie dla wymarzonego zwierzaka. Z ogrodem, żeby ten miał gdzie biegać. I tak się stało.

- W naszym życiu pojawiła się Kira, labradorka - opowiada. - Sąsiedzi byli przerażeni: nowy dom, nowy trawnik, a suka biega wokół budynku, jak oszalała, wydeptując ścieżki.

- Pies powinien spać w budzie - mówili.

Żeby się lepiej wpasować w tło, zakupili budę. Dużą. Ale Kira nie przespała w niej ani jednej nocy, może bezdomne koty się w niej czasem zatrzymywały. Kira była łóżkowym psem.

- Ale to, co mi najważniejszego w życiu dała, to to, że razem ze mną wychowała mojego syna - mówi dziennikarka. W jaki sposób? Prosty. Chodzili razem na spacery z psem. I gadali. Chodzili i gadali. Gadali i chodzili. Było porozumienie. Kira miała 10 lat, kiedy zachorowała. Nerki. Nie było ratunku. Razem z synem głaskali ją po grzbiecie, pod gardełkiem, kiedy odchodziła za tęczowy most. To był zastrzyk miłosierdzia.

- Życie bez psa to nie jest życie - powtarza znowu.

Chodzenie po lesie bez psa? Bez sensu. Nie minął miesiąc, kiedy w jej domu pojawiła się Amba. Blachara, dziewczyna z blokowiska. Jeśli komuś wydaje się, że każdy labrador jest słodkim psiakiem, takim jak je postrzegamy z amerykańskich filmów familijnych, jest w błędzie. Jeśli wziąć pod uwagę światowe statystyki, to najwięcej pogryzień ludzi przez psy jest autorstwa właśnie labradorów i retriverów. Głównie w USA, ale nie tylko. Dlaczego? Z tego samego powodu, dla którego ratlerki, yorki, buldożki nie są traktowane przez swoich opiekunów poważnie. Natomiast każdy pies, niezależnie od swoich gabarytów, bardzo poważne podchodzi do swojego stada. Właśnie tak - stada. Bo psy są zwierzętami stadnymi. Tak samo jak wilki, z których się wywodzą. W stadzie natomiast obowiązuje zasada, że musi mieć ono swojego szefa. Który nadaje kierunek, wprowadza zasady, jakimi stado się kieruje.

Obecnie w jej domu żyją trzy psy (dwa labradory i dog niemiecki, plus dwa koty). I towarzystwo się nawzajem szanuje. Ale to ona ustala zasady. Człowiek, który weźmie na siebie ciężar bycia przewodnikiem stada, nie pozwoli na przykład, żeby psy goniły koty. Będzie mówił swoim zwierzakom, co jest dobre, a co złe. Jeśli tego nie zrobi, to nawet najmniejszy piesek, choćby york, weźmie na siebie ten ciężki obowiązek.

- I będzie wprowadzał swoje zasady - komentuje Mira Suchodolska. Jej ojciec ma pieska, spaniela, który jest obecnie sensem jego życia. Ale to Ami rządzi w domu. Przejął na siebie obowiązki szefa, karci głupich ludzi, jeśli się nie słuchają. Kiedy Mira odwiedza ojca, Ami jest szczęśliwy, bo już nie musi rządzić.

- Saszka pojawiła się w naszym życiu przypadkiem - opowiada nasza rozmówczyni. Chciała wziąć drugiego labka, żeby Ambie nie było smutno, kiedy sama zostaje w domu.

- Saszka była psem z fundacji. To było pięć lat temu: obudziłam się, wzięłam do ręki smartfona i zobaczyłam tę czarną, nieco posiwiałą, psią twarz o przesmutnych oczach - opowiada.

Przeszłość tej suki w typie doga niemieckiego była trudna, ekstremalnie. Pies był bity, głodzony, ponad dwa lata spędził w klatce, bez chociażby ściery, na której mógłby się położyć.

- Przyszło do mnie dzikie, przestraszone stworzenie. Sasza nie umiała chodzić po schodach, nie umiała się bawić, niczego nie umiała. Teraz, po pięciu latach, intensywnej nauce mam psa, który nie tylko mnie kocha, jest w stanie pójść za mną w dym, ale przede wszystkim mam najlepszego przyjaciela. Ułożoną, kochaną Saszkę, której nie muszę się wstydzić, gdziekolwiek jesteśmy. I jeszcze co ważne, Sasza cementuje naszą rodzinę. Bardzo o nią dbamy, jak, nie przymierzając, rodzice o dziecko specjalnej troski. Nawet kiedy wściekamy się na siebie, szybko się uspokajamy, bo Saszka, jak się zdenerwuje, a niczym najczulszy detektor wykrywa każde zdenerwowanie, każdą złą energię, boi się i trzęsie. I nie chce jeść - wzrusza ramionami dziennikarka.

Te gwiazdy przygarnęły bezdomne zwierzęta. Adoptowane psy i ...

Takich jak ona, psiarzy, kociarzy, którzy nie wyobrażają sobie życia bez nich, jest coraz więcej. W ogóle z badań wynika, że zmienia się nasz stosunek do braci mniejszych. Rok temu, przy okazji nowelizacji ustawy o ochronie zwierząt, zwanej piątką dla zwierząt, CBOS zapytał Polaków o zmiany, które miała wprowadzić wspomniana wyżej nowelizacja. Każde z rozwiązań, o które pytano, spotykało się z aprobatą Polaków: 69 procent badanych popierało zakaz wykorzystywania zwierząt w celach rozrywkowych, 63 procent - było za zakazem zabijania zwierząt bez wcześniejszego ogłuszenia, 59 procent - popierało zakaz hodowli zwierząt na futra.

Stajemy się też coraz bardziej wrażliwi na krzywdę wyrządzaną psom i coraz chętniej im pomagamy. Ponad 36 procent badanych, którzy wzięli udział w ankiecie „Jak Polacy traktują zwierzęta?” przeprowadzonej w 2019 roku, zadeklarowało, że, gdy widzi psa przywiązanego do łańcucha, próbuje rozmawiać z jego właścicielem. Niemal tyle samo osób - blisko 35 procent - powiadamia lokalną organizację pomocową o błąkającym się po ulicy czworonogu. Aż 87 procent ankietowanych, na pytanie „Czy pomagasz zwierzętom?”, odpowiedziało twierdząco, a 10 procent zadeklarowało, że jest wolontariuszem w schronisku dla zwierząt.

- Kontakt z życzliwą, serdeczną istotą jest zawsze potrzebny gatunkowi społecznemu, a takim jest człowiek i pies, także kot, chociaż ten w trochę mniejszym stopniu - tłumaczy Dorota Sumińska.

Wojtek Fablewski, informatyk, jest właścicielem psa i dwóch kotów. Zwierzaki żyją ze sobą w świetnej komitywie. On też, jak Mira Suchodolska, wychowywał się w domu, po którym biegały czworonogi.

- Mój tata bardzo kochał zwierzęta, zarówno psy, jak i koty. Mieliśmy w domu dwa psiaki: Arisa i Nera, to były owczarki niemieckie. Zajmowały tyle miejsca w pokojach co ja z moim młodszym bratem - opowiada ze śmiechem.

Aris i Nero byli pełnoprawnymi członkami rodziny. Czasami udało im się nawet wskoczyć do łóżka któregoś z domowników i przespać w nim noc.

- Nie było wtedy wygodnie - wzdycha Wojtek Fablewski.

Kiedy założył własną rodzinę, nie wyobrażał sobie, żeby w jego domu nie było zwierząt. Żona woli koty, on chyba jednak psy.

- Układamy swoje życie trochę pod naszych „współlokatorów”. Do pracy jeżdżę na godz. 8.00, więc często jestem w lesie z psiakiem już przed godz. 6.00. Po przyjściu do domu pierwsze, co robię, to chwytam smycz i wyprowadzam Koksa, bo tak ma na imię nasz pies - relacjonuje.

Każde wczasy, urlop spędzają ze swoimi zwierzakami. Jeśli już naprawdę muszą wyjechać gdzieś sami, zapewniają opiekę czworonożnym domownikom.

- Zwierzęta bardzo pomagają w wychowaniu dzieci. Uczą ich obowiązkowości, ale też nasze dzieciaki mówią, że psy i koty to ich najważniejsi przyjaciele - tłumaczy Fablewski. - Widzimy z żoną, że dzięki nim lepiej się rozwijają, są bardzo otwarte, empatyczne - dodaje mężczyzna.

Ma rację. Pięcioletnie badania na grupie 600 dzieci w wieku od 3 do 18 lat wykazały, że dzieci z rodzin posiadających zwierzęta, które mają problem w nauce lub przechodzą rozwód rodziców, łatwiej radzą sobie ze stresem niż te, które nie mają kontaktu ze zwierzętami. Dziecko wychowane z przyjacielskim czworonogiem ma lepiej rozwiniętą empatię, jest bardziej otwarte, spontaniczne i obowiązkowe. Pies kocha nas bezwarunkowo takimi, jacy jesteśmy. Będzie nas uważać za najlepszego człowieka na świecie, witać, liżąc po twarzy i wesoło merdając ogonem. Trzymanie zwierzęcia w domu poprawia stan psychiczny człowieka, a niejednokrotnie ratuje mu życie. Z kolei dr Deborah Wells, psycholog z Uniwersytetu Queens w Belfaście, stwierdziła, że właściciele psów mają niższe ciśnienia krwi oraz niższy poziomu cholesterolu niż ci, którzy psa nie posiadają. Poza tym już dawno udowodniono, że obecność psów w naszym życiu pomaga w leczeniu chorób układu krążenia. Pies może zasygnalizować nadchodzący atak choroby, niektóre psy wyczuwają obecność nowotworu. To żywe, mądre istoty i na szczęście, coraz częściej, mamy tego świadomość.

Oto najmądrzejsze rasy psów! Są najbardziej posłuszne i inteligentne. Sprawdź, czy jest tu twój pies!

Oto najmądrzejsze rasy psów! Te psy są najbardziej posłuszne...

Jedno z internetowych forów.

Internauta 1: „W mojej rodzinie zawsze był czworonóg - inaczej czegoś by nam brakowało. Nie wyobrażam sobie domu bez zwierząt - dzieci się wtedy wychowują zupełnie inaczej. Pewnych rzeczy nie trzeba ich uczyć, są dla nich naturalne, np. gdy miałem kanapkę, połowę oddawałem psu”.

Internauta 2: „Też tak robiłam:) pamiętam, że mama zawsze mnie za to ganiła. Miarą człowieka jest jego stosunek do zwierząt. Myślę, że dzieci, które mieszkają z psami, często wyrastają na lepszych ludzi”.

Internauta 3: „Mam psa, śliczną sunię. Ktoś mi kiedyś powiedział, że ludzie dzielą się na tych, którzy przyznają się do tego, że śpią z psem, i na tych, którzy się do tego nie przyznają. Ja się przyznaję”.

Internauta 4: „Mój pies śpi albo w swoim posłaniu, albo w moich nogach. Jest moim najlepszym przyjacielem, więc na wiele mu pozwalam:) Moi znajomi mają podobnie:)”.

W mediach społecznościowych modą stało się, że internauci przy okazji swoich urodzin udostępniają zbiórki pieniędzy na schroniska dla zwierząt, a ich znajomi w ramach składanych życzeń wysyłają na nie pieniążki. Coraz więcej osób rezygnuje z sylwestrowych petard, bo wiedzą, jak reagują na nie zwierzęta. Powoli zaczynamy dostrzegać, że na planecie Ziemia nie żyjemy sami.

Anna Borkowska, właścicielka tak zwanego dachowca, czyli kota bez rasowego rodowodu, kociego odpowiednika kundelka.

- Ruda była u nas od zawsze. Wprowadziliśmy się do nowego domu, starzy właściciele powiedzieli nam, że Ruda po prostu jest. Nie sprowadzili jej do domu. Sama przychodzi od czasu do czasu, więc poradzili, aby mieć zawsze dla niej coś do jedzenia i picia - opowiada kobieta.

Ruda przyszła drugiego dnia po ich przeprowadzce. Popatrzyła podejrzliwie, pokręciła w kółko i odeszła. Wróciła po kilku dniach. Anna miała dla niej przygotowane jedzenie i picie. Łaskawie się poczęstowała.

- Z czasem zaczęła przychodzić codziennie. Mamy ogromny taras, wchodziła do domu właśnie przez niego. Marta, nasza córka, miała wówczas cztery, może pięć lat. Pewnej nocy Ruda wpadła do naszej sypialni i zaczęła strasznie miauczeć, obudziłam się, usłyszałam płacz Marty. Kotka jej strasznie pilnowała, chciała nam powiedzieć, że dzieje się coś złego - wspomina Anna Borkowska. - I rzeczywiście, okazało się, że Marta ma gorączkę - dodaje.

Z czasem Ruda całkowicie się u nich zadomowiła. Zaczęła znosić do domu upolowane myszy i ptaki. Przychodziła na taras i kładła swoje zdobycze pod drzwiami.

- W ten sposób okazywała nam swoje przywiązanie, dzieliła się z nami jedzeniem - tłumaczy kobieta.

Kiedy wyjechali do rodziców na święta Bożego Narodzenia, Ruda się obraziła. Wrócili, a ona demonstracyjnie omijała ich szerokim łukiem, nie dała się pogłaskać jak wcześniej. Tylko Marta mogła się do niej przytulić. Ale kiedy Anna zobaczyła, jak Ruda po kilku dniach kładzie pod tarasowymi drzwiami kolejną upolowaną mysz, wiedziała, że kotka im odpuściła. Dzisiaj nie wyobraża sobie, że przychodzi z pracy i nie ma Rudej. Ta jakby miała zegar w głowie. Dokładnie o godz. 17.20 kładzie się przed wejściowymi drzwiami. Czeka na nią.

Współpraca: Konrad Karaś

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl