"Chciałem kupić ci kolczyki - zwierzył się. - No i pyta mnie ta dziewczyna w sklepie: "Jakie kolczyki?", więc mówię: "Srebrne". Chcę jak najszybciej zapłacić i wyjść. Ona pyta dalej: czy chcę wkręty, czy długie, a może trochę krótsze? Po chwili zastanowienia odpowiadam, że może długie, wiszące.
Mam nadzieję, że zbliżyłem się do finału transakcji, ale ona nie daje mi spokoju. Pyta, czy mają być duże, rzucające się w oczy, czy może wolę coś dyskretnego. Zastanawiam się, na jakie kolczyki ty miałabyś ochotę. Przypominam sobie, że czasem nosisz takie, które widać już z daleka, i że masz też kilka drobniejszych. W każdym razie tak mi się wydaje.
Gdy tak sobie odtwarzam, jakie nosisz kolczyki, przestaję być pewien, czy dobrze kojarzę. Czuję, że finał transakcji zaczyna się powoli oddalać. Na wszelki wypadek zmieniam zdanie i proszę o średnie srebrne kolczyki. Liczę, że tak złożone zamówienie wybawi mnie z opresji. Ale ta babka chyba się na mnie uwzięła!
Pyta, czy mają być z oczkiem, czy bez. Myślę sobie, że może z oczkiem będą ładniejsze i bardziej ci się spodobają. Odpowiadam, licząc, że wyczerpał się jej zestaw pytań. W końcu średnie srebrne kolczyki z oczkiem to już pewien konkret. Na to ona jak na złość: "Czy jest jakiś kamień, który by pana interesował?". Znowu jestem w pułapce.
Czuję się gorzej niż na maturze. Proszę ją w końcu, żeby sama coś zaproponowała. Jest wobec mnie w miarę łaskawa, bo wyjmuje jakieś dziesięć par. Wiem, że ma tego więcej w swoich przepastnych szufladach. Na blacie leży teraz dziesięć świecidełek i widzę wszystkie kolory tęczy!". Wiem, że to było wyzwanie dla mojego męża. Wiem też, że tak drobiazgowo podejmowana decyzja będzie trafiona.