Kołymski czyściec, który przetrwała Eugenia Ginzburg

Mariusz Grabowski
Tom wspomnień "Stroma ściana" Eugenii Ginzburg to klasyka spod znaku tzw. literatury łagrowej, stawiana obok pism Aleksandra Sołżenicyna, Warłama Szałamowa, Aleksandra Weissberga-Cybulskiego czy wreszcie Gustawa Herlinga-Grudzińskiego.

Wstrząsające wyznania autorki, która większość 18 lat zesłania spędziła w obozach na Kołymie, to poza tym jedno z niewielu świadectw, które wyszły spod kobiecej ręki. Nowe, kompletne wydanie "Stromej ściany", w przekładzie Andrzeja Mandaliana i wydane nakładem Czytelnika, trafiło właśnie na księgarskie lady.

Co ciekawe, wspomnienia autorki, w latach 30. zaangażowanej komunistki z uniwersytetu w Kazaniu i żony partyjnego działacza Tatarstanu, to jedno z najbardziej wymownych oskarżeń okresu stalinowskiej wielkiej czystki. NKWD upomniało się o duszę naszej bohaterki w 1937 r. i wtedy też, oskarżona o działalność kontrrewolucyjną, została skazana na 10 lat obozu.

Pierwsze dwa lata spędziła w ciężkim więzieniu jarosławskim, a potem wraz z transportem podobnych jej fanatycznych komunistek popłynęła na Kołymę. Wróciła stamtąd po blisko dwóch dekadach z doświadczeniem kogoś, kto spędził je w piekle (w 1956 r. została częściowo zrehabilitowana). W 1967 r. pierwsza część jej wspomnień została wydana na Zachodzie (w Związku Radzieckim władze konsekwentnie zakazały ich druku). Eugenia Ginzburg zmarła w 1977 r., w wieku 71 lat.

Największym walorem "Stromej ściany" jest szczerość. Pod piórem autorki ukazuje się nam prawdziwie piekielna czeluść. Setki tysięcy więźniów pracujących w lodowatym zimnie przy wyrębie tajgi, ryjących złoto i uran w kopalniach i ginących na kołymskich bagnach. Sowiecka machina zagłady nie ominęła nikogo: ani wierzących do końca w Stalina komunistów, ani trockistów, ani wreszcie błatnych, jak w obozowym slangu zwano kryminalnych. Wszystkich czekał ten sam los - wyniszczająca praca, nierzadko przy 50-stopniowym mrozie, ciągły głód, zezwierzęceni strażnicy, wreszcie śmierć i pochówek w płytkim, przysypanym śniegiem dole. Eugenia Ginzburg miała wyjątkowe szczęście przeżyć kołymskie piekło i dać świadectwo tamtych czasów.

Obszar ok. 2,6 mln km kw. Jakuckiej ASSR stał się grobem dla kilku milionów więźniów. Pierwsi przybyli tam już w lutym 1932 r., ostatni opuścili zaś ćwierć wieku później, po jego likwidacji. Co ciekawe, świat nie przyjmował do wiadomości prawdziwego powodu istnienia kołymskim łagrów. W maju 1944 r. jeden z przygotowanych wzorcowo obozów wizytował nawet wiceprezydent USA Henry Wallace. Pytany po powrocie o przeżycia był pod wrażeniem sowieckiej organizacji i pracowitości.

Eugenia Ginzburg nie wspomina słowem o odwiedzinach jankeskiego alianta. Nic dziwnego, więźniowie byli izolowani od jakichkolwiek wieści ze świata. Ostatnie lata zesłania autorka spędziła na Kołymie jako "wolniaczka", czekając, aż skończy się wyrok jej poślubionego w łagrze męża.

A po blisko czterdziestu latach historia dopisała filmowy epilog do jej wspomnień o zaplanowanej z zimną krwią zagładzie kilku pokoleń rosyjskich inteligentów komunistów. To zrealizowany w 2009 r. film "Wichry Kołymy", który na podstawie "Stromej ściany" nakręciła Holenderka Marleen Gorris. Rolę Eugenii zagrała wielce przekonująco Emily Watson, zaś spośród wielu znakomitych aktorów na ekranie pojawili się także Polacy, m.in. Agata Buzek, Maria Seweryn i Zbigniew Zamachowski.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl