FLESZ - Koronawirus - kwarantanna w całej Polsce

Restrykcje związane z pandemią koronawirusa, uniemożliwiające lub drastycznie utrudniające działalność blisko połowy firm w Polsce, nie potrwają dwa tygodnie, ani „do świąt wielkanocnych”, ale zapewne co najmniej do lipca. Z ich powodu tysiącom przedsiębiorców w Krakowie i Małopolsce już dziś grozi upadek. Wiele najmniejszych likwiduje działalność, nie widząc przed sobą perspektyw. Inne z dnia na dzień zwalniają pracowników, zwłaszcza zatrudnionych na umowy zlecenia.
W Krakowie problem dotyczy „na dziś” około 200 tys. firm, czyli 40 proc. istniejących. Ale zaraza szybko rozlewa się na kolejne – bo rządowe ograniczenia wygaszają popyt, odbierają firmom klientów. Wczoraj rozpaczliwe petycje do rządu skierowali potentaci z branży okiennej i meblarskiej, w których to obszarach Polska (jak dotąd) wiedzie prym w Europie; zarówno jako producent, jak i eksporter.
CZYTAJ TAKŻE: BRANŻE NAJBARDZIEJ ZAGROŻONE W ZWIĄZKU Z EPIDEMIĄ
Ale nie wolno składać broni! Możemy wspólnie ograniczać skutki dramatycznego wygaszenia popytu i podaży, w ramach sieci samopomocy i wsparcia organizowanej przez organizacje współdziałające z Forum Przedsiębiorców Małopolski. Dwoją się i troją członkowie i działacze BCC, MZP Lewiatan, Izby Przemysłowo-Handlowej w Krakowie, Małopolskiej Izby Rzemiosła i Przedsiębiorczości, ABSL, ASPIRE, Jurajskiej Izby Gospodarczej i innych zrzeszonych w Małopolskim Porozumieniu Organizacji Gospodarczych.
Tragiczny TOP10. Sektory gospodarki najbardziej zagrożone kr...
Nie tylko ślą wspólne apele do minister rozwoju Jadwigi Emilewicz, nie tylko aktualizują i komentują pomysły władzy dotyczące tzw. tarczy antykryzysowej, ale i na co dzień wspierają przedsiębiorców radząc, co można zrobić dla przetrwania ciężkiego okresu i minimalizowania strat. Na swoich łamach nagłaśniamy służące temu inicjatywy. Wychodzimy też z własnymi, jak ZamawiajDoDomu i ZamawiajZdomu – informujące o firmach gastronomicznych, handlowych i usługowych, które przyjmują zlecenia zdalnie.
Dzięki naszym akcjom wiem np., że ASO w Krakowie zaczęły odbierać od klientów auta i odwozić je po wykonaniu usługi (naprawy czy wymiany opon) wyozonowane. To samo robią myjnie. Restauracje rozwijają system zamówień pod drzwi. Stołówki zakładowe (w których normalnie gromadzi się tłum) przeszły na lunchpackety. Niektóre pensjonaty zaczęły oferować kwarantannę z widokiem na Tatry.
Przykładów radzenia sobie jest wiele. Proponuję, byśmy się dzielili dobrymi praktykami - w gronie współdziałających w kryzysie organizacji. Będę to promować w ramach pobudzania gasnącego popytu. Zapraszam wszystkich chętnych.
Ile TO potrwa?
Eksperci są zgodni, że nikt nie jest w stanie dziś przewidzieć skutków ekonomicznych epidemii i walki z nią. - Najwięcej zależy od tego, jak długo administracyjne ograniczenia, wprowadzone w celu ograniczenia pandemii, będą uniemożliwiać lub utrudniać prowadzenie biznesu. Na podstawie obserwacji tego, co dzieje się w świecie, można przypuszczać, że nie będą to dwa tygodnie. Wszyscy przedsiębiorcy winni się przygotować na bardziej pesymistyczny scenariusz, czyli że TO potrwa wiele tygodni, a skutki w niektórych branżach trwać będą dużo dłużej. Może to wymagać całkowitej zmiany modelu biznesowego, np. w turystyce. Bo czy klienci będą mogli latać na wakacje, jak wcześniej? Czy będą chcieli? – mówi prof. Witold Orłowski, znany ekonomista, rektor Akademii Finansów i Biznesu Vistula.
Radzi przy tym właścicielom firm, menedżerom i pracownikom, by zbytnio nie liczyli na pomoc rządową, czyli szumnie zapowiadaną „Tarczę Antykryzysową”. - To może być jedynie dodatek do jedynej rzeczy, na jaką przedsiębiorcy mogą w Polsce liczyć, czyli – do ich własnej aktywności, zaradności i pomysłowości – podkreśla prof. Orłowski.
Jaka to może być aktywność? W większości firm można zmienić sposób działania – w całości lub w jakimś obszarze. Przykładem są choćby restauracje, które w kilka dni przeistoczyły się w firmy dostarczające posiłki do domów. Wiele usług (np. kosmetycznych, fryzjerskich) można świadczyć w domach, po wdrożeniu wszystkich możliwych zabezpieczeń.
– Najgorsze, co można zrobić, to nie zmieniać nic i czekać. Ten kryzys raczej szybko nie minie, a pomoc państwa na pewno nie rozwiąże kluczowych problemów. Najważniejsze jest w tej chwili przetrwanie firm, w możliwie niezmienionym składzie osobowym. Najlepszym sposobem jest utrzymanie możliwie dużych przychodów, nawet bez marży. Ci, którym się uda, wyjdą z kryzysu – mówi ekspert.
Ile potrwa koronakryzys? Powtórzmy: to zależy od tego, jak długo Polska i kraje, z którymi jesteśmy powiązani, będą utrzymywać ograniczenia służące zwalczaniu epidemii. Doświadczenie chińskie pokazuje, że nawet po tygodniu „bez rodzimych zakażeń” nie ma mowy o powrocie do normalnego przemieszczania się ludzi, a więc także przywróceniu 100 proc. mocy produkcyjnych i pełnej wymiany handlowej. W jednych branżach wznowienie i odbudowa działalności trwa krócej, w innych potrzeba na to wielu miesięcy, jeszcze inne (jak turystyka) nadal nie mogą być pewne jutra.
Dramat międzynarodowej turystyki i eksporterów
Chińczycy (o ile można wierzyć deklaracjom tamtejszych władz) wywalczyli pierwszy „tydzień bez nowych zakażeń” po trzech miesiącach walki – i drakońskich restrykcji. Polska wchodzi właśnie w trzeci TYDZIEŃ batalii, szczyt zachorowań dopiero przed nami, ma ich być w sumie około 9 tysięcy, czyli na tle Włoch, Hiszpanii czy Francji – stosunkowo mało, ponieważ relatywnie wcześnie rząd wprowadził restrykcje dla biznesu i zamykanie placówek oświaty.
Nie oznacza to jednak, że Polska jest do tej batalii przygotowana lepiej od innych. O elementarnych brakach w służbie zdrowia piszemy na co dzień. Równocześnie budżet państwa nie ma (jak to jest np. w Niemczech) nadwyżki niezbędnej w czasach kryzysu. Państwo będzie musiało się więc potwornie zadłużyć – zwłaszcza że rządzący nie rezygnują z rozbudowanego socjalu: wypłaty trzynastych emerytur i rozszerzonych zasiłków z 500 plus.
Przedstawiciele władzy przekonują, że „danie ludziom tych pieniędzy nakręci popyt”. Jakby nie zdawali sobie sprawy, że mogłoby to być prawdą w normalnych czasach, w których firmy funkcjonują bez zakłóceń. Tymczasem my znaleźliśmy się nagle – i przez jakiś czas będziemy żyć – w rzeczywistości, w której LICZNE firmy NIE MOGĄ DZIAŁAĆ z uwagi na administracyjne zakazy.
Przykład? Rząd zamknął duże salony meblowe. To dla kogo branża meblarska ma produkować meble? Gdzie je sprzedawać?
Mnóstwo czołowych polskich firm słusznie oparło swój rozwój na eksporcie. Ów eksport jest w tej chwili mocno utrudniony, a w niektórych kierunkach – dramatycznie zaburzony. Wynika to po pierwsze z zerwania globalnego łańcucha współpracy (brak dostaw z Chin i zarazem brak zamówień z zachodnich fabryk: z tego powodu stoją fabryki bardzo silnego w Polsce segmentu motoryzacyjnego), a po drugie – z drastycznie wygaszonego popytu w krajach walczących, jak my, z epidemią.
Dwa tygodnie temu Europa, która jest naszym głównym partnerem gospodarczym i handlowym (a więc też kierunkiem eksportowym polskich firm), stała się epicentrum COVID-19; rozchwiane są przez to tak ważne dla nas rynki, jak włoski, hiszpański i francuski. Rządy wprowadzają coraz bardziej drakońskie restrykcje, z zakazem wychodzenia z domów włącznie. Niemcy, nasz główny partner, też nie działają normalnie. Wkrótce epicentrum kryzysu stanie się do Wielka Brytania...
Nie wiadomo, co wydarzy się na Wschodzie, w Rosji, na Białorusi i Ukrainie (która była rezerwuarem pracowników dla polskich firm).
- Niezwykle ważna dla nas jest też sytuacja w USA. Mamy tam dynamiczny wzrost zakażeń, w kluczowych dla globalnej gospodarki ośrodkach, jak Nowy Jork czy Kalifornia, co – jak się zdaje - jest pochodną osobistych przekonań prezydenta Donalda Trumpa na temat koronawirusa. Zdaniem większości epidemiologów, Stany spóźniły się przez to z reakcją i mogą ponieść tego konsekwencje. Zdrowotne i gospodarcze. Bo może się okazać, że epidemia zacznie tam wygasać znacznie później niż w Europie. A to oznacza, że szybka normalizacja wzajemnych relacji, na dotychczasowych zasadach, będzie po prostu niemożliwa – opisuje prof. Orłowski.
Najbardziej zagrożone branże
Dwa tygodnie temu zamarło 13,7 tys. firm w Polsce zajmujących się organizacją turystyki. Aż 13,5 tys. z nich to firmy mikro, zatrudniające do 9 osób. Sparaliżowanych jest 82,6 tys. firm (w tym ponad 79 tys. mikro) z sektora kultury, rozrywki i rekreacji. Dramatycznie ograniczona jest działalność gastronomii, w tym ponad 100 tys. barów i restauracji.
Leży prywatny transport, którym zajmuje się na co dzień 242 tys. firm w Polsce, w tym 237 tys. mikro i blisko 4 tys. małych; najgorzej mają te działające w branży przewozu osób.
Radykalnie okrojona jest działalność 410 tys. firm (w tym 392 tys. mikro) prowadzących szeroko pojętą działalność hotelarską. W praktyce nie działają centra handlowe, w których swoje sklepy i punkty usługowe mają mikro i mali przedsiębiorcy;
W bardzo trudnej sytuacji zalazły się firmy świadczące niektóre usługi (jak salony fryzjerskie. Kiepsko jest w prywatnych placówkach edukacyjnych – zwłaszcza żłobkach i przedszkolach (praca zdalna z maluchem jest niemożliwa).
Na dłuższą metę poważnie zagrożone jest przetwórstwo przemysłowe, czyli 381 tys. firm (w tym 350 tys. małych), zatrudniających aż 2,8 mln Polek i Polaków. Znaczna ich część należy do globalnego łańcucha dostaw, jak skumulowane w Polsce południowej (Śląsk, Małopolska, Podkarpacie) wytwórnie części samochodowych.
- Gdzie jest koronawirus w Polsce i na świecie? Zobacz mapy
- Koronawirus w Polsce. Gdzie stwierdzono zachorowania?
- Sława papieru toaletowego w memach
- Tego Krakowa już nie ma. Zobacz prawdziwe skarby [ZDJĘCIA]
- Tu wiedzą, jak się "polewa". Wsie z alkoholem w nazwie
- A może zamieszkać na wsi? Wystarczy niespełna 100 tys. zł!