- Nie ma żadnej reakcji ze strony kierownictwa Poczty Polskiej. W ogóle nie bierze sobie do serca obaw pracowników i ryzyka, na jakie są narażeni - zaznacza Piotr Moniuszko, prezes Wolnego Związku Zawodowego Pracowników Poczty. Od piątku czeka na odpowiedź zarządu na pismo z żądaniami zmian. Bez efektu. A nastroje wśród pracowników są coraz gorsze.
ZOBACZ: Koronawirus - Białystok i woj. podlaskie - RAPORT
- Z oczywistych względów nie możemy wyjść na ulicę i protestować. Ale obawiam się, że pracownicy ze strachu zaczną chodzić masowo na zwolnienia lekarskie - dodaje Piotr Moniuszko.
To tylko ostrzeżenie, ale problem już jest widoczny. Poczta Polska zamieściła w poniedziałek komunikat, iż z uwagi na podwyższoną absencję pracowników Poczta skróciła godziny pracy placówek pocztowych.
Może to być oczywiście efekt odwołania zajęć w szkole i koniecznością opieki na dziećmi. Ale frekwencja może się jeszcze pogorszyć. Chyba, że spółka spełni postulaty pracowników. Ci apelują o natychmiastowe wstrzymanie przyjmowania przesyłek za pobraniem i ze zwrotnych poświadczeniem odbioru (jak szacuje związkowiec, każdy listonosz ma około kilkadziesiąt takich przesyłek dziennie). Na czas pandemii listy polecone doręczyciele chcieliby zostawiać w skrzynce. Z kolei renty, emerytury i przekazy dostarczać w zapakowanych bezpiecznie kopertach, wcześniej przeliczone komisyjnie w urzędach pocztowych.
To sposób na ograniczenie kontaktu z adresatami, wśród nich - potencjalnie zakażonymi osobami i objętymi kwarantanną. Rzeczniczka Poczty Polskiej, Justyna Siwek, w odpowiedzi na nasze pytania, twierdziła, że spółka jest w stałym kontakcie ze służbami sanitarnymi, a adresaci pobierający emeryturę zostali objęci specjalnymi procedurami. Ponad to 23 marca poinformowała, że Poczta nie będzie doręczać korespondencji adresatom objętym kwarantanną.
Przesyłki będą oczekiwać na nich w odpowiedniej placówce pocztowej. Okres przechowywania będzie na tyle długi, by klienci mogli w ciągu tygodnia od zakończenia okresu kwarantanny odebrać swoją korespondencję.
Według Piotra Moniuszki, nie każdy region dysponuje listą objętych kwarantanną. Poza tym wykazy nie są uaktualniane, a sanepid zasłania się ustawą RODO. W poniedziałek tylko w woj. podlaskim kwarantanna dotyczyła ponad 1100 osób, a liczba ta zmienia się niemal z godziny na godzinę.
- W tamtym tygodniu mieliśmy przypadki, że sam sanepid nadawał przesyłki polecone z potwierdzeniem odbioru do osób objętych kwarantanną. To jakieś kuriozum! Nad tym nikt nie panuje - podkreśla Piotr Moniuszko.
Zobacz także: Koronawirus w Białymstoku. Stan epidemii. Zobacz Rynek Kościuszki, park Planty czy okolice galerii handlowych (zdjęcia, wideo)
Dlatego uważa, że spółka w ogóle nie powinna przyjmować tego rodzaju korespondencji. "Nie czas liczyć zyski, tylko dmuchać na zimne".
- To reakcja łańcuchowa. Listonosz wychodzi w rejon. W wielu przypadkach boi się doręczyć przesyłkę do domu. Wtedy ją awizuje. A co robi klient? Ustawia się w kolejce na pocztę - wychodzi z domu - opisuje paradoks sytuacji szef WZZPP. Dodaje, że zakażony listonosz wirusa może przenieść na swoją rodzinę i na współpracowników. - A to oznaczałoby zamknięcie całego urzędu pocztowego. Wstrzymanie niektórych przesyłek wydaje się mniejszym złem.
Tu oglądasz: Epidemia koronawirusa. Jak wygląda kwarantanna w Polsce
🔔🔔🔔
Pobierz bezpłatną aplikację Gazety Współczesnej i bądź na bieżąco!
Oprócz standardowych kategorii, z powodu panującej epidemii, wprowadziliśmy do niej zakładkę, w której znajdziesz wszystkie aktualne informacje związane z epidemią koronawirusa.
Aplikacja jest bezpłatna i nie wymaga logowania.
