Mazowiecki Szpital Specjalistyczny w Radomiu powoli staje na nogi. Już jakiś czas temu wszyscy pacjenci z koronawirusem zostali przewiezieni do placówek jednoimiennych. Od około dwóch tygodni nie ma tam też żadnych nowych przypadków zachorowań. To bardzo dobra wiadomość, ponieważ placówka była jednym z największych ognisk koronawirusa w naszym kraju.
Około trzysta osób na zwolnieniach
Szpital wciąż boryka się z dużymi brakami kadrowymi. Na różnego rodzaju zwolnieniach znajduje się obecnie około trzysta osób. Większość oddziałów szpitala funkcjonuje, jednak w ograniczonym stopniu.
- Ze względu na braki kadrowe nie możemy na razie uruchomić drugiego oddziału wewnętrznego. Na tyle, na ile możemy zapełniamy wakaty tymi osobami, które mogą pracować. Mówimy tu o nadgodzinach, czy też dodatkach do pensji. Braki są mimo wszystko widoczne gołym okiem - mówi Łukasz Skrzeczyński, wiceprezes Mazowieckiego Szpitala Specjalistycznego.
Sytuacji kadrowej nie ułatwiają skomplikowane procedury, które musi przeprowadzać sanepid. Nakładają one na pracowników szpitala szereg obowiązków, które musi spełnić po izolacji, aby móc wrócić do pracy - Staramy się to przyspieszać między innymi poprzez uruchomienie mobilnego punktu badan, który odciąża sanepid. Badamy naszych pracowników i przedstawiamy wyniki radomskiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej - mówi Skrzeczyński.
Zdaniem dyrekcji szpitala trudno określić, jak długo zajmie przywracanie tych osób do pracy - Pamiętajmy, że przeszło sto osób z naszej kadry opiekuje się swoimi dziećmi. Jest to zrozumiałe, ponieważ szkoły są na razie zamknięte. Widać przez to, że nie wszystko jest zależne od nas, dlatego ciężko mówić o konkretnym planie, który pozwoli nam poprawić sytuację kadrową - mówi Skrzeczyński.
Urząd Marszałkowski pomaga
Szpital jest obecnie znacznie lepiej wyposażony niż jeszcze kilka tygodni temu. Dużą rolę odgrywa w tym Urząd Marszałkowski Województwa Mazowieckiego, który bardzo aktywnie wspiera lecznicę. Do szpitala regularnie trafiają maseczki i kombinezony ochronne, przyłbice, czy też płyny dezynfekujące.
- Mówimy tu o tysiącach sztuk środków ochrony osobistej, tysiącach litrów środków do dezynfekcji. Wciąż zdarzają się braki sprzętowe, jednak nie są one duże. Obecnie na rynku jest problem z dostaniem fartuchów flizelinowych. Dotyczy to nie tylko naszego szpitala, ale myślę, że dość szybko uda się je pozyskać - dodaje Skrzeczyński.
Wydarzenia z Józefowa lekcją dla innych szpitali
Wiceprezes podkreśla, że szpital nie był przeznaczony do walki z koronawirusem i to dlatego nie był odpowiednio wyposażony - Nie wystarczająco dużo sprzętu, aby przez dłuższy czas opiekować się zakażonymi pacjentami, do czego ostatecznie zmusiła nas sytuacja. Zbyt długo nie mogliśmy ich relokować do szpitali temu dedykowanych. Wynikało to z możliwości innych placówek - mówi Skrzeczyński.
Skrzeczyński ma nadzieję, że szpital na Józefowie jest lekcją dla innych placówek, aby nie ufały w proponowane odgórnie rozwiązania i na własną rękę jak najmocniej zaopatrywały się we wszelkiego rodzaju środki ochronne.
- Mając teraz w tyle głowy wydarzenia sprzed miesiąca, nie ufamy w proponowany odgórnie plan walki z koronawirusem i zabezpieczamy się teraz wszelkimi możliwymi środkami. Tworzymy śluzy, które w jakiś sposób będą mogły zahamować rozprzestrzenianie się choroby. Mamy znacznie więcej środków ochrony osobistej. Wszystko po to, aby nie dopuścić do sytuacji, do której już raz u nas doszło - mówi wiceprezes Mazowieckiego Szpitala Specjalistycznego.
