Schorowany Kazimierz Dyląg, emeryt nie kryje, że codziennie zagląda do skrzynki pocztowej i sprawdza, czy otrzymał wezwanie do opuszczenia mieszkania przy ul. Zygmuntowskiej. Czuje się teraz ofiarą wymiaru sprawiedliwości i dewelopera, któremu przed laty zaufał i któremu wręczył całą kwotę, by zdobyć mieszkanie o powierzchni 38 m. kwadratowych. Był pokój kuchnia, łazienka i przedpokój, czyli standard. Gdy stało się jego zainwestował kolejne sumy w urządzenie wnętrz.
Umowa przedwstępna
Dyląg i deweloper Jerzy M. w 2003 r. zawarli umowę przedwstępną. Jerzy M. zobowiązał się wybudować blok i wydzielić z niego mieszkanie dla Dyląga i przenieść na niego własność tego lokalu. Kupujący obiecał za to wpłatę 120 tys. zł i z tego obowiązku się wywiązał, po czym wprowadził do wymarzonego lokum.
Od 2008 r. jest w nim zameldowany. W 2012 r. doszło do podpisania umowy u notariusza w sprawie tego mieszkania. Dopiero wtedy pojawił się zapis przenoszący własność lokalu na Dyląga, a z czasem okazało się, że ta zwłoka jest brzemienna w skutkach dla emeryta.
Wierzyciele w akcji
W umowie notarialnej z 2012 r. znalazła się adnotacja, że deweloper zobowiązuje się do pokrycia szkód do kwoty 225 tys. gdyby doszło do egzekwowania wierzytelności zabezpieczonych hipotekami.
Adnotacja pojawiła się , bo obie strony podpisujące wtedy umowę miały świadomość, że rok wcześniej zgłosili się ludzie, którzy domagali się od dewelopera zwrotu pewnych sum. Dlatego wierzyciele doprowadzili do ustanowienia hipoteki przymusowej dla tej nieruchomości przy Zygmuntowskiej. W toku było już postępowanie egzekucyjne.
Jerzy M. zobowiązał się w umowie przed notariuszem, że pokryje możliwe zobowiązania Dyląga w terminie do 60 dni, gdy emeryt wyśle mu list polecony z żądaniem wyrównania ewentualnych swoich strat finansowych.
Choć od Dyląga dostał taki list polecony to nie miał już gotówki, by wywiązać się z tego zobowiązania.
Pojawia się komornik i sąd
Dyląg o tym, że ma poważny problem zorientował się, gdy komornik ostrzegł, że mieszkanie zostanie zlicytowane.
Skoro deweloper nie przeniósł w porę własności lokalu na Dyląga to oznaczało, że jest cały czas w zasobach Jerzego M. Można go więc sprzedać, a gotówka trafi do wierzycieli.
- Postępowanie egzekucyjne było prowadzone z mojego mieszkania przeciw Jerzemu M., a on już był niewypłacalny- opowiada Dyląg.
Jerzy M. zauważa, że 1000 innych osób dla których przygotował mieszkania nie miało takich problemów. - Do przeniesienia własności potrzeba dwóch stron. Szkoda, że Kazimierz Dyląg wcześniej się do mnie zgłosił, potem było za późno. Niestety z niezrozumiałych dla mnie powodów sąd uznał, że tamto mieszkanie było częścią mojego majątku - nie kryje deweloper.
Już po licytacji
Dyląg nie tylko do niego ma żal, ale i do komornika i sądów.
Pisał pisma, że skoro wierzyciel przez rok nie składał wniosku o licytację to jego sprawa powinna zostać umorzona przez komornika. Tak się nie stało. Na jego nieszczęście komornik przyspieszył swoje działania. Mieszkanie sprzedano na licytacji za 178 tys. zł.
Dyląg o swojej krzywdzie napisał do Zbigniewa Ziobro.
- Bezprawnie zlicytowano mi mieszkanie. Niepojęte dla mnie dlaczego osoba w podeszłym wieku jak ja zostaje pozbawiona jedynego miejsca, w którym może dożyć spokojnej starości. Z uwagi na wiek i liczne choroby, jak i dochody nie jestem w stanie kupić innego mieszkania, do którego mógłbym się przenieść - napisał.
W odpowiedzi ministerstwo wskazuje, że nie może wkraczać w nadzór sądu nad pracą komornika i spowodować powtórkę licytacji.
Polub nas na Facebooku i bądź zawsze na bieżąco!
KONIECZNIE SPRAWDŹ:
FLESZ: Mundurowi mają dość. Co dalej z naszym bezpieczeństwem?
