- Nie przyjmuję mandatu posła na Sejm RP - oświadcza Marek Wojciechowski.
Nie jest tajemnicą, że Wojciechowski w piątek był w siedzibie PiS przy ul. Nowogrodzkiej w Warszawie. Wyszedł z rozmowy zadowolony, a jego znajomi na portalu społecznościowym już zaczęli mu składać gratulacje. Jednak Wojciechowski się nie zdecydował.
Ale do rzeczy. Dwie dotychczasowe lubelskie posłanki PiS: Elżbieta Kruk i Beata Mazurek, zostały wybrane do Parlamentu Europejskiego. Odebranie przez nie decyzji o wyborze oznacza automatyczne wygaśnięcie mandatu w Sejmie.
Tym samym na Wiejskiej są dwa wolne miejsca: okręgu wyborczym nr 6, tzw. lubelskim (po Elżbiecie Kruk), w okręgu nr 7, tzw. chełmskim (po Beacie Mazurek).
Nikt się nie pali
Według ordynacji wyborczej te mandaty przypadają osobom, które w 2015 r. startując z listy PiS w danym okręgu, uzyskały kolejną liczbę głosów. W przypadku Kruk to Grzegorz Muszyński (były radny wojewódzki PiS, obecnie wiceprezes państwowej spółki PFR Nieruchomości), a w przypadku Mazurek Maria Gmyz (radna sejmiku i zastępca Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków).
I tu zaczął się problem. Muszyński już odmówił przyjęcia mandatu, Gmyz też nie chce pracować w Sejmie.
W takiej sytuacji propozycje dostają kolejne osoby z listy wyborczej. To wspomniany Marek Wojciechowski, radny wojewódzki i zastępca dyrektora Krajowego Ośrodka Wsparcia Rolnictwa w Lublinie (w miejsce Kruk) i Lucjan Cichosz, były senator PiS, członek zarządu Małopolskiej Hodowli Roślin.
Ten drugi zakomunikował właśnie, że zostanie posłem (za Beatę Mazurek). Wojciechowski nie chce pracować w Sejmie. W wydanym oświadczeniu pisze, że w ostatnich wyborach samorządowych został radnym sejmiku zdobywając 15 tys. głosów i to go obliguje do pracy dla regionu.
- Rozpocząłem pracę nad aktualizacją Strategii Rozwoju Województwa Lubelskiego oraz szeregiem dokumentów strategicznych i programowych, które wymagają uaktualnienia dla sprawnego rozwoju regionu - tłumaczy polityk.
Nie wyklucza jednak, że w przyszłości wystartuje w wyborach do Sejmu.
W takiej sytuacji kolejną osobą, która otrzyma propozycję jest radny wojewódzki Zdzisław Podkański.
Dlaczego nie wszyscy się garną do pracy w Sejmie? Bo do końca kadencji polskiego parlamentu zostało tylko pięć miesięcy. - Nie dziwię się, że mało kogo interesuje to, aby na kilka miesięcy zmienić wizytówki i wpisać na nich „Poseł na Sejm RP” - tak jeden z lubelskich polityków PiS komentuje sprawę wolnych mandatów poselskich i dodaje: - I będzie też martwy okres w wakacje, kiedy Sejm nie obraduje.
Gmyz mówiła dziennikarzom wprost: - Musiałabym zrezygnować z funkcji radnej i pracy w Wojewódzkim Urzędzie Ochrony Zabytków, a za dwa miesiące szykować kolejną kampanię. Gdybym nie dostała się ponownie do Sejmu, zostałabym z niczym.
Kiedy nie wiadomo...
Trzeba też przyznać, że funkcja posła nie jest kusząca finansowo. Według najnowszych oświadczeń majątkowych lubelscy posłowie w 2018 r. zarobili ok. 30 tys. zł diety i ok. 130 tys. uposażenia, czyli średnio 13,3 tys. zł miesięcznie.
Zarobki Muszyńskiego nie są jawne, ale według przepisów z 2016 r. może otrzymywać „od 7-krotności do 15-krotności przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia w sektorze przedsiębiorstw”, czyli od 34 tys. zł do prawie 73 tys. zł miesięcznie. Maria Gmyz w ubiegłym roku zarobiła średnio 5,3 tys. zł miesięcznie. Wojciechowski w KOWR średnio ponad 13 tys. zł. Oboje otrzymują jeszcze dietę radnego sejmiku.
