Zobacz wideo: Takie są skutki wprowadzenia programu 500 plus.

Niedawno opisywaliśmy horror, jaki według ustaleń prokuratury przeżyli pacjenci neurologiczni i udarowi Specjalistycznego Szpitala Miejskiego w Toruniu przy ul. Batorego. Sanitariusz Marcin S. w okresie pandemii miał ich wiązać bez potrzeby pasami, upokarzać, kneblować, fotografować półnagich i rozsyłać zdjęcia znajomym. Został oskarżony o znęcanie się nad bezbronnymi chorymi i stanie przed sądem.
Polecamy
Ta sprawa wywołała reakcję rodzin innych pacjentów, którzy mieli być nieludzko traktowani w czasie pandemii. - Tak było w przypadku zmarłej już mojej mamy Benedykty Stępień. Jej ostatnia wolą było, by to nagłośnić. Nie mam niczego do ukrycia - mówi Ineza Malcherczyk. "Nowościom" przekazała nie tylko szczegółową relację, ale i zdjęcia.
Od razu podkreślmy, że to przerażające traktowanie pacjentki nie miało miejsca w miejskim szpitalu przy ul. Batorego w Toruniu, tylko w innej lecznicy.
"Wiązana pasami, leżąca w odchodach, okradana... A personel pił nocami"
Benedykta Stępień była bydgoszczanką. Jej ostatnim miejscem pracy był dom opieki na Czyżkówku (dzielnica na obrzeżach Bydgoszczy). Była tam salową. Szanowała pracę najniższego personelu opiekuńczego i znała jej trudy. Podobnej troski w opisywanym szpitalu nie zaznała...
- Mama przez ostatnie lata życia była pensjonariuszką Domu Pomocy Społecznej w Dobrzejewicach koło Torunia. Wymagała całodobowej, specjalnej opieki z uwagi na stan zdrowia i sytuacje rodzinną. Ja jej tej opieki zapewnić nie mogłam, bo jestem po udarach i chora onkologicznie - tłumaczy Ineza Malcherczyk.
W lipcu 2021 roku pani Benedykta z DPS-u trafiła do pewnego szpitala w Kujawsko-Pomorskiem. Tam 75-letnia chora kobieta doświadczyła po prostu nieludzkiego traktowania - tak twierdzi jej rodzina.
Polecamy
- Mama była bez potrzeby wiązana pasami do łóżka. Nie zmieniano jej pieluchy i miała koszmarne odleżyny (załączam zdjęcia). Odmawiano jej podania wody, gdy prosiła o popicie. Zostały jej rany po wyrwaniu wenflonu. Była upokarzana przez personel; zresztą inni pacjenci też. Pielęgniarka zabierała jej maseczki jednorazowe, papierosy, zapalniczkę. Mówiła, że mamie "to się przecież i tak już nie przyda" - relacjonuje pani Ineza.
W szpitalu obowiązywał wówczas zakaz odwiedzin w związku z pandemią. Według matki i córki, personel niższego szczebla korzystał z tego w karygodny sposób. - Po nocach pito tam regularnie alkohol. Raz, gdy mama nie była uwiązana, wzięła komórkę i zadzwoniła na policję. Policjant, owszem, o wszystko ją powypytywał. Ostatecznie jednak stwierdził, że zgłaszać nocne libacje powinna w ich trakcie, a nie po fakcie. Po tym telefonie personel traktował ją jeszcze gorzej - relacjonuje córka.
Pani Benedykta zmarła w szpitalu miejskim w Toruniu. "Tutaj traktowano ją dobrze"
Po krzywdzie, której doświadczyła w opisywanym szpitalu, pani Benedykta zapowiedziała, że odmawia zgody na dalsze hospitalizacje w nim. A wiedziała, że jest poważnie chora i kwestią czasu tylko są kolejne pobyty w szpitalach. Nie myliła się.
-Po lipcowym pobycie w innej lecznicy ta pani trafiła do naszego szpitala 17 sierpnia 2021 roku i przebywała u nas do 10 września. Po raz kolejny była u nas hospitalizowana od 24 do 27 września 2021 roku - przekazuje Eryk Milarski, rzecznik Specjalistycznego Szpitala Miejskiego w Toruniu.
Polecamy
W tej też lecznicy pani Benedykta zmarła. -Tutaj jednak mama była dobrze i godnie traktowana. Słowa skargi na personel od niej nie słyszałam, a była świadoma do ostatnich chwil - podkreśla Ineza Malcherczyk.
"Na skargę szpital do dziś mi nie odpowiedział". Redakcja poprosiła o wyjaśnienia
Pani Ineza napisała skargę na traktowanie swojej mamy i wysłała mailem do szpitala. -Zrobiłam to trzy miesiące po śmierci mamy, bo wcześniej byłam w takiej traumie, że po prostu nie dałam rady. Do dziś żadnej odpowiedzi na tę skargę nie dostałam - skarży się pani Ineza.
Bydgoszczanka dostarczyła "Nowościom" zdjęcia części dokumentacji medycznej oraz zdjęcia obrazujące m.in. odleżyny mamy, które miała po lipcowym pobycie w szpitalu. Są tak drastyczne, że nie publikujemy ich.
"Nowości" zwróciły do rzecznika opisywanego szpitala o wyjaśnienia. Do tej sprawy zatem na pewno wrócimy.
Co się działo w pandemii w szpitalach w Toruniu? Codziennością było ratowanie życia i zdrowia
Historie takie, jak pacjentów neurologicznych szpitala miejskiego karygodnie traktowanych przez sanitariusza czy też opisywanej pani Benedykty nie powinny nigdy się wydarzyć. Nie można jednak tracić z pola widzenia tego, że należą do wyjątków. Codziennością w trudnym także dla szpitali okresie pandemii było ratowanie ludzkiego życia i zdrowia.
-29 lipca 2020 roku trafiłam do Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Toruniu. Miałam zawał. Najpierw byłam na SOR-ze, a następnie na Oddziale Kardiologii i Intensywnej Terapii Kardiologicznej. Złego słowa na temat pracy salowych, pielęgniarek i lekarzy nie powiem - wręcz przeciwnie! Mogę tylko podziękować, a lekarzom takim jak kardiolog Waldemar Bębenek być szczególnie wdzięczną - wspomina czas pandemii pani Bożena, emerytka z Torunia.
Pan Piotr natomiast, również toruński emeryt, z zawałem serca trafił w podobnym czasie do miejskiego szpitala przy ul. Batorego. I on podkreśla, że lekarze i cały personel stawali tutaj na wysokości zadania. Żadnej krytyki - tylko wyrazy wdzięczności. Jego rodzina też tak zapamiętała tamten czas.
Polecamy nasze grupy i strony na Facebooku:
- Bieżące wypadki i utrudnienia w Kujawsko-Pomorskiem
- Gdzie dobrze zjeść w Toruniu i okolicach?
- Toruń Retro!
- Sport w Toruniu
- Nie był łatwy, bo obowiązywał zakaz odwiedzin. Aby dostarczyć ojcu paczkę z podręcznymi rzeczami, czekało się w kolejce do namiotu przed szpitalem. Pamiętam serdeczne osoby z tego punktu i pielęgniarki z oddziału. Paczka błyskawicznie trafiła do taty, a pielęgniarka specjalnie zeszła i przez uchylone drzwi przekazała informacje o jego stanie zdrowie. Takie gesty też się pamięta - podkreśla córka torunianina.