Koniec niemieckiej okupacji w Oświęcimiu
Pierwsze oddziały Armii Czerwonej weszły do Oświęcimia 27 stycznia 1945 roku ze wschodu, od strony Monowic. Była sobota, mroźny, słoneczny dzień. W południe mieszkańcy zobaczyli pierwszych żołnierzy z pepeszami na Rynku.
Według historyka dr. Andrzeja Strzeleckiego, ludność Oświęcimia i okolic przyjęła nadejście czerwonoarmistów z ulgą, a zarazem z nadzieją na rychły powrót do normalnego życia. Mieszkańcy byli znękani wojną i w większości całkowicie zubożali.

W KL Auschwitz wyzwolenia doczekało około 7 tysięcy więźniów
Tego samego dnia żołnierze dotarli do bram obozu. Wyzwolenia w Auschwitz, Birkenau i Monowitz doczekało około 7 tys. więźniów, w większości chorych i skrajnie wyczerpanych. Część z nich, o ile pozwalał na to stan zdrowia, powróciła do domów.

Pozostali zostali umieszczeni w szpitalach zorganizowanych w pierwszych dniach wolności na terenie obozów przez sowieckie wojskowe służby medyczne, a potem Polski Czerwony Krzyż. Trafiło do nich ponad 4,5 tys. byłych więźniów z ponad 20 państw, w większości Żydów. Wśród leczonych było także ponad 200 dzieci w wieku do 15 lat.
Co najmniej kilkudziesięciu chorych znalazło pomoc w małych szpitalach naprędce przygotowanych przez mieszkańców Oświęcimia, Brzeszcz i okolic. Do jednej z takich placówek w Brzeszczach trafiły 23 więźniarki z 24 dzieci, w tym niemowlęta.
Kierowali nią lekarze: Józef Sierankiewicz, Jan Drzewiecki i Ernest Eriebe, a w leki zaopatrywała bezinteresownie właścicielka miejscowej apteki Maria Bobrzecka. Chorzy znajdowali gościnę także w prywatnych domach.
150 ochotników z Oświęcimia i okolic z pomocą dla więźniów
Z pomocą wycieńczonym więźniom pospieszyło 150 ochotników, w większości z Oświęcimia i okolic. W pomoc zaangażowane były także siostry serafitki. W ich klasztorze znalazła opiekę część więźniów.
Część dzieci z obozu mieszkańcy Oświęcimia i okolic przyjęli do swoich domów, jak rodzina Nowaków. Małą Żydówkę Lusię w tłumie wystraszonych dzieci wypatrzyła 17-letnia Kazia Nowak. - Zapytała mnie, czy chciałabym z nią pójść. Podałam jej rękę i poszłyśmy do jej domu w mieście - opowiadała po latach Pnina Segal, która jako dziecko trafiła do obozu pod nazwiskiem Lusia Kałuszyner. Przez rok żyły jak siostry. Potem Lusia z matką, która ją odnalazła, wyjechały do Palestyny. Spotkały się ponownie pół wieku później.
Oświęcim wracał bardzo powoli do życia
Po wycofaniu się Niemców miasto powoli wracało do życia. Z ulic znikały niemieckie napisy i przywrócono polską nazwę Oświęcim (od października 1939 r. miasto było włączone do III Rzeszy jako Auschwitz).

W pierwszych dniach ludzie zaczęli od wywożenia gruzu, zasypywania lejów po bombach.
Ulga mieszała się z niepewnością, co będzie dalej. Wielu wszystko straciło.
Śnieg skrzypiał pod lichymi butami. Płakałam, bo było mi zimno w nogi. A ludzie cieszyli, że w mieście nie ma już Niemców – wspominała Zofia Piwowarczyk, wówczas niespełna 13-letnia dziewczynka.
Opowiada, jak przed wojną rodzice trudnili się kupiectwem. Okupacja wszystko im zabrała. - Straciliśmy mieszkanie i cały dobytek, ale cieszyliśmy się, że udało się przeżyć ten wojenny koszmar – dodaje.

W mieście panował chaos. Ludzie, którzy w trakcie okupacji żyli w ciasnych izbach, zaczęli na początek szukać mieszkań. Było w czym wybierać. Z miasta, które przed wojną liczyło przeszło 14 tys. mieszkańców, w pierwszych dniach po wyzwoleniu została mniej niż połowa. W lutym 1945 r. było ich niewiele ponad 6700.
Zmienił się krajobraz miasta. Niemcy, którzy postanowili urządzić Oświęcim na wzorcowe miasto niemieckie na wschodzie dokonali wyburzeń wielu budynków. Zniknęły całe kwartały zabudowy na Zasolu w związku z utworzeniem przez Niemców obozu.

Tysiące przedwojennych mieszkańców Oświęcimia nie wróciło
Z czasem zaczęły się powroty. We wrześniu 1945 r. w Oświęcimiu mieszkało ok. 7,3 tys. osób, wśród nich 186 Żydów. Przed wojną w mieście było ich 7–8 tys.

Historyk dr Artur Szyndler z Centrum Żydowskiego w Oświęcimiu podkreśla, że jak w wielu podobnych miasteczkach ok. 90 proc. ludności żydowskiej nie przeżyła Holokaustu. Ci, którym to się udało, przyjeżdżała do miasta, ale na krótko, aby zorientować się, kto przeżył z krewnych, co zostało z ich majątków.
Część oświęcimskich Żydów próbowała osiedlić się w mieście na stałe, jak rodzina Schoenkerów, której nawet udało się uruchomić przedwojenny zakład Agrochemii na Krukach. Według Szyndlera, było to możliwe w okresie do 1950 r., gdy panował jeszcze względny spokój polityczny. Potem nastały lata stalinizmu, kiedy zaczęto zwalczać prywatną inicjatywę.

Zobacz także:
