Z przebiegu piątkowego spotkania wcale nie wynikało, że Lech Poznań zamierza bić się o mistrzostwo Polski, a Radomiak Radom będzie walczył o uniknięcie spadku z ligi. Kolejorz był co prawda lepszy piłkarsko, ale ta jakość nie przekładała się na konkrety.
Oczywiście Radomiak miał też sporo szczęścia przy dwóch sytuacjach, w których piłkarze Lecha pakowali piłkę do siatki gości. Za każdym razem sędzia liniowy sygnalizował pozycję spaloną piłkarza gospodarzy, a powtórki potwierdzały, że minimalne ofsajdy były.
Z drugiej strony beniaminek też potrafił się odgryźć, np. trafiając w poprzeczkę. Jedną z najlepszych okazji do wyjścia na prowadzenie Radomiak zmarnował jednak w sposób całkowicie kuriozalny i trudny do wytłumaczenia.
W 77. minucie niedokładne podanie stopera Lecha na połowie boiska przeciął piłkarz z Radomia. Po chwili z piłką w stronę bramki Kolejorza pędził już Mateusz Radecki. Pomocnik miał przed sobą dwóch rywali, ale po obu stronach biegło też trzech jego partnerów z drużyny. Atak czterech na dwóch był idealną szansą do wyjścia na prowadzenie.
Co zrobił Radecki? Zamiast szukać podania do partnerów wbiegających ze skrzydeł lub - nawet to byłoby lepsze - próbować dryblingu, piłkarz postanowił oddać... niecelny strzał po ziemi z ponad 40 metrów.
Zresztą sami oceńcie próbę pomocnika Radomiaka.
