Spis treści
– Czego można mi życzyć? Tylko zdrowia! A wie pan, dlaczego? Bo jak jest zdrowie, oczywiście raz lepsze, raz gorsze, to zawsze damy sobie radę. A bez zdrowia to wiadomo, jak jest...
– przyznał 100-krotny reprezentant Polski i zdobywca 45 goli w narodowych barwach, później trener, senator RP i w latach 2008-12 prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej.

Operacja kolana we wrześniu zeszłego roku
Na szczęście, jak dodał Grzegorz Lato, w jego przypadku nie można narzekać.
– Jak się czuję? Przyznam szczerze, że zdrowie jest słuszne według wieku. Tak jak u 75-latka. Solidnie, elegancko. Cieszmy się z każdego dnia i... aby do przodu
– zaznaczył jubilat.
W ostatnich miesiącach były wybitny piłkarz musiał jednak znacznie ograniczyć aktywność fizyczną.
– We wrześniu ubiegłego roku miałem operację kolana. Pozostały jeszcze drobne dolegliwości z tym związane, ale z dnia na dzień jest coraz lepiej. Powiedziano mi, że do roku nerwy mają się połączyć i wszystko wróci do dawnego stanu
– przyznał.
– Mam oczywiście swój program rehabilitacji, już drugiego dnia po operacji mnie „męczyli”. I potem ciężka praca przez sześć tygodni. Powiem szczerze, trochę „przeszedłem” od czasu, gdy mi szwy wyciągnięto. Od poniedziałku do piątku, przerwa tylko w sobotę i niedzielę. Ale już mogę normalnie chodzić, bez żadnego problemu
– dodał.
Odwołana „sześćdziesiątka” po tragedii w Smoleńsku
Wreszcie „Bolek” może spokojnie świętować swoje ważne urodziny, bowiem, jak przypomniał, różnie z tym w przeszłości bywało.
– Miałem trochę pecha, zwłaszcza do okrągłych urodzin. W 2010 roku moja „sześćdziesiątka” wypadała w czwartek, a w sobotę wieczorem żona chciała zrobić przyjęcie dla bliskich i znajomych. Wiadomo jednak, co się wydarzyło w Smoleńsku w sobotę rano, czyli 10 kwietnia. Tragedia... Zginęło tylu wspaniałych ludzi. No i odwołaliśmy urodziny
– wspominał Lato. Z kolei w 2020 roku nie mógł obchodzić uroczyście 70. urodzin z powodu pandemii koronawirusa.
Teraz, jak podkreślił, nic nie stoi na przeszkodzie, żeby odpowiednio uczcić urodziny.
– Jak najbardziej, wszystko już jest załatwione. Nie odpuszczą mi!
– zaśmiał się Lato.
Oczywiście w dalszym ciągu uważnie śledzi polski futbol. I martwi się losem Stali Mielec, której jest wychowankiem. Na siedem kolejek przed końcem sezonu ekstraklasy drużyna znajduje się w strefie spadkowej.
– Nie ukrywam, że niepokoję się o Stal. Ale skoro sprzedaje się najlepszego bramkarza i napastnika... (Mateusza Kochalskiego i Ilję Szkurina – przyp. red.). To nie jest budowa drużyny. Powinno się zostawiać najsilniejsze jednostki w klubie, a wymieniać najsłabsze. Ciężko będzie się Stali utrzymać, na dodatek ma wymagający kalendarz. Martwię się. A proszę zobaczyć, co robi ostatnio Śląsk Wrocław. Lechia Gdańsk też się nie poddaje. Łatwo spaść z ekstraklasy, ale wrócić – znacznie trudniej. Przykładem Wisła Kraków, która już trzeci sezon męczy się w 1. lidze. To nie jest taka prosta sprawa
– podkreślił.

Król strzelców mistrzostw świata w RFN
Urodzony 8 kwietnia 1950 roku w Malborku Lato jest dwukrotnym medalistą mistrzostw świata (trzecie miejsce w 1974 i 1982 roku), mistrzem olimpijskim z 1972 i wicemistrzem olimpijskim z 1976 roku, królem strzelców mistrzostw świata 1974.
Kilka lat temu, wspominając weltmannschaft w RFN, mówił:
– Nigdy nie zapomnę pierwszego meczu w grupie, wygranego 3:2 z Argentyną. Nikt w nas nie wierzył. Przecież rywale byli potęgą, podobnie jak Włosi, wówczas wicemistrzowie świata. My i Haiti mieliśmy być „chłopcami do bicia”. Tymczasem mecz z Argentyną pokazał, że wcześniejsze eliminacje i spotkania z Anglikami, których u siebie pokonaliśmy 2:0, nie były przypadkiem
– zaznaczył.

Ostatecznie Biało-Czerwoni pod wodzą trenera Kazimierza Górskiego zajęli trzecie miejsce w turnieju, a Lato z dorobkiem siedmiu goli został królem strzelców.
– Szkoda meczu z RFN, przegranego 0:1, decydującego o awansie do finału. To spotkanie w ogóle nie powinno się odbyć, bo to było waterpolo, a nie futbol. Piłka stawała w wodzie jak rzucona cegłówka, chwilami nie dało się jej kopnąć. Bardzo żałuję, że nasi działacze zgodzili się na grę w takich warunkach
– przyznał.
– No i potem zostało nam spotkanie o trzecie miejsce, z Brazylią. To był bardzo ważny mecz, bo stanęliśmy przed szansą wywalczenia pierwszego w historii medalu mistrzostw świata dla Polski
– dodał Lato, którego gol zapewnił Biało-Czerwonym zwycięstwo 1:0.
Mundial w Hiszpanii równie ważny jak weltmannschaft w RFN
Osiem lat później drużyna z dynamicznym skrzydłowym w składzie, ale już prowadzona przez Antoniego Piechniczka, również zajęła trzecie miejsce w mistrzostwach świata. Mundialu w Hiszpanii, jak zapewnił, wcale nie stawia niżej niż tego w RFN.

– Ja nie dzielę medali z 1974 i 1982. One są dla mnie tak samo ważne. Medal to medal. Wiadomo, jaka była sytuacja przed turniejem w Hiszpanii, w Polsce był stan wojenny. Nie graliśmy towarzyskich meczów, jedynie z zespołami klubowymi. Nasza dyspozycja była niewiadomą, na dodatek na początku mundialu kontuzji doznali Andrzej Iwan i Jan Jałocha
– przypomniał.
– Te pechowe sytuacje nie załamały jednak zespołu. Za Iwana został przesunięty do przodu Zbigniew Boniek, a Jałochę zmienił Marek Dziuba, z którym świetnie mi się współpracowało. Robiliśmy dobrą robotę na prawej stronie
– powiedział.
W sukcesie z 1982 roku Lato też miał swój duży udział. Zdobył bramkę w wygranym 5:1 meczu z Peru, a w spotkaniu drugiej fazy grupowej (wówczas obowiązywał inny system turnieju) zaliczył – jak przypomniał – dwie asysty z Belgią (3:0). Trzy gole strzelił wówczas Boniek.

Od Stali Mielec, przez Lokeren do Atlante Meksyk
W Polsce jego jedynym klubem była Stal, z którą zdobył mistrzostwo kraju w 1973 i 1976 roku, był również dwukrotnie królem strzelców ekstraklasy (1973, 1975).

Po wyjeździe z kraju grał w belgijskim Lokeren (1980-82), a kolejne dwa lata w meksykańskim Atlante FC. Karierę zakończył w 1984 roku, a później – już tylko amatorsko – grał w Kanadzie w polonijnym klubie Polonia Hamilton.(PAP)
