Trzy ostatnie lata od mistrzostwa Polski w 2015 roku to dla kibiców Lecha czas bylejakości. Mecze, w których Lech Poznań zachwycał można by policzyć na palcach jednej ręki. To też czas, kiedy dało się odczuć niespotykane zobojętnienie objawiające się marną frekwencją na stadionie. Ten czas postanowiono przerwać ruchem ostatecznym, jakim jest zatrudnienie największego nazwiska dostępnego na polskim rynku.
Adam Nawałka w Lechu otrzyma wszystko, czego zapragnie – rozbudowany sztab z trzema trenerami przygotowania fizycznego, trenerem mentalnym (Franz Smuda powiedziałby, że to zbędny etat, bo "nie jesteśmy wariatami"), najwyższe standardy pracy i logistyki, słowem – wszystko zostanie zorganizowane na jego modłę.
Zobacz też: Pierwsza konferencja Adama Nawałki. Czy Lecha czeka rewolucja?
"Operacja Nawałka" ma kosztować klub prawdziwe miliony, co oznaczać będzie, że nowy trener będzie pod stałą obserwacją. To trochę, jak z uczniem, który ma wieczne problemy z matematyką. Rodzice wysyłają go na kolejne korepetycje, płacą sowicie za każdą godzinę, z uśmiechem na twarzy słuchają o kolejnych postępach dziecka, ale czekają na dzień sprawdzianu, bo to wtedy okaże się, czy warto było opłacać korepetytora...
Na pierwszy rzut oka zakontraktowanie Nawałki to świetny ruch pod względem wizerunkowym - elegancki, mający swój etos pracy, kulturalny, wymagający od swoich współpracowników. Zresztą wskaźniki wyświetleń klubowych mediów społecznościowych już oszalały – pierwszą konferencję prasową oglądało na żywo do 6 tys. osób, a posty z momentem podpisania kontaktu – nawet ponad 50 tys.
Z drugiej jednak strony nie da się oprzeć wrażeniu, że zatrudnienie Nawałki to ruch ostateczny. W Lechu próbowano już wszystkiego – trenerów młodych, doświadczonych, zagranicznych, wywodzących się z Akademii. Nic nie wypaliło na sto procent. Wydaje się, że ruch sinusoidy został zaburzony zatrudnieniem Nawałki, który akurat pozostawał bez pracy. To posunięcie obrazujące w dużym stopniu sytuację, w jakiej jest klub – wręcz rozpaczliwego szukania ratunku i to bez względu na cenę. Na pewno przy Bułgarskiej mają jednak świadomość, jak duży jest potencjał kryzysowy w przypadku niepowodzeń.
Czytaj także: Jak radzili sobie w ekstraklasie byli selekcjonerzy reprezentacji Polski?
Nowy trener wszedł do klubu w poniedziałek o 7:30 i zamienił słowo z większością pracowników, piłkarzy zagonił do pracy. Ci podobno są nastawieni pozytywnie do współpracy. Pozostaje liczyć, że Nawałka swoją energią zarazi nie tylko piłkarzy, lecz że nastrój wytężonej pracy i skupienia na celu rozniesie się po korytarzach klubowych i pozostanie na dłużej niż kilka tygodni zachwytu.
Ivan Djurdjević mówił, że nie naprawi w trzy miesiące tego, co zostało zepsute w trzy lata. Był trochę jak Lubaszenko z "Psów", który w budce telefonicznej z hamburgerem mówił: "Ale ja nie mam broni...". Nawałka otrzymał kredyt zaufania w postaci trzyletniego kontraktu. Swoboda i rozmach działania sprawiają, że nowy trener nie może mieć wymówek. W porównaniu do "Młodego" z "Psów" wychodzi na pole bitwy z naładowanym kałasznikowem. Kibicom pozostaje wierzyć, że oprócz dymu, zobaczą też ogień.
Zobacz też:
Lech Poznań: Trener Adam Nawałka niczym zbawca. Kibice komen...
Lech Poznań: Adam Nawałka w Kolejorzu. Co trzeba wiedzieć o ...
POLECAMY:
Czy Adam Nawałka osiągnie sukces z Lechem Poznań?