Ten mecz miał być odpowiedzią, na dwa wyjazdowe remisy, które rozczarowały wszystkich kibiców Lecha Poznań, ale jego pierwsza połowa, była równie nieudana jak mecze w Mielcu czy Łęcznej. Kolejorz co prawda już w drugiej minucie miał szansę na objęcie prowadzenia, gdy po zamieszaniu w polu karnym piłka trafiła do Radosława Murawskiego, ale wychowanek Piasta uderzył wysoko nad poprzeczką.
Filip Bednarek po meczu Lecha Poznań z Piastem Gliwice:

W miarę upływu czasu, akcje gospodarzy traciły tempo i dynamikę. W 8 min. jeszcze w boczną siatkę trafił jeszcze Joao Amaral, ale potem już obserwowaliśmy typowe dla naszej ekstraklasy "bicie głową w mur". Piast był głęboko wycofany, bronił momentami ośmioma zawodnikami w swoim polu karnym, lechici natomiast uporczywie próbowali dośrodkowywać z bocznych sektorów boiska. A, że niemal wszystkie wrzutki były niecelne i nie docierały do mało ruchliwego w polu karnym Ishaka, z boiska wiało nudą.
Piast od czasu do czasu dalekimi podaniami, próbował uruchomić swoich ofensywnych zawodników, ale poza przewrotką Alberto Torila tez niewiele miał do zaoferowania.
Czytaj też: Maciej Skorża po meczu Lecha Poznań z Piastem Gliwice: Joao Amaral był głównym reżyserem zwycięstwa
Po przejęciu piłki lechici zbyt wolno rozgrywali swoje akcje, brakowało strzałów z dystansu, czy indywidualnych zrywów, tak jak choćby w 29 min. gdy próbował przedrzeć się Jakub Kamiński. Reprezentant Polski został jednak zatrzymany faulem, po którym z wolnego bardzo źle strzelił Amaral.
Spodziewaliśmy się, że lechici będą więcej ryzykować, grać z większą determinacją, tymczasem minuty mijały, a Piast bez większych kłopotów, realizował swój plan taktyczny na ten pojedynek.
W doliczonym czasie gry lechitom nawet dopisało szczęście, bo po dośrodkowaniu Piast zaskoczył naszą obronę i Sokołowski umieścił piłkę w siatce. Po interwencji VAR okazało się, że gliwiczanin był na spalonym.
Na drugą połowę nie wyszedł już Ramirez. W jego miejsce trener Skorża desygnował do gry Adriela Ba Louę i szybko przekonaliśmy się, że w nowym ustawieniu Kolejorz czuje się znacznie lepiej. Iworyjczyk w 48 min. był bliski pokonania Placha, ale bramkarz Piasta popisał się dobrą interwencją.
Lech wyraźnie przyspieszył swoje akcje i w 55 min. wreszcie strzelił gola. Joel Pereira otrzymał piłkę od Ba Louy na prawej stronie pola karnego, przytomnie zagrał w środek do nadbiegającego Amarala, a ten wykorzystał brak krycia i uderzeniem bez przyjęcia, z 8 metrów, pokonał dobrze spisującego się do tej pory Placha. Było to już jego 7. trafienie w tym sezonie.
Kolejorz starał się "pójść za ciosem". Rozochocony Amaral chwilę później mocno kropnął z dystansu, lecz minimalnie niecelnie.
Potem jednak lechici znów próbowali uspokoić grę. Na chwilę, do głosu doszedł Piast, lecz nie potrafił wykreować sobie okazji strzeleckiej. Lech miał korzystny wynik, ale 1:0 to za mało, by być pewnym zwycięstwa. Przydałby się drugi gol, który zamknąłby mecz. Lechici jedna sprawiali wrażenie, jakby chcieli tylko kontrolować sytuację. Byli częściej przy piłce, wywalczyli kilka rzutów rożnych, ale klarownych sytuacji już nie było.
Lech wygrał ostatecznie bardzo skromnie, po remisie 3:3 Lechii Gdańsk w Mielcu powrócił na fotel lidera. Jak przypomniał portal kkslech.com, Kolejorz ostatni mecz u siebie po przerwie na kadrę wygrał w 2019 roku. I było to spotkanie w listopadzie z Piastem, które lechici wygrali 3:0. Ostatnią bramkę strzelił wtedy Joao Amaral. Teraz Portugalczyk sam zapewnił swojej drużynie trzy punkty.
Zobacz galerię zdjęć z meczu Lecha Poznań z Piastem Gliwice:
Zobacz oceny piłkarzy Kolejorza:
Lech Poznań się męczył, ale uporał się z żelazną defensywą P...