Lechia Gdańsk - Miedź Legnica 4:0
W piątkowy wieczór byliśmy świadkami spotkania dwóch zespołów z ligowego dna. Przedostatnia w tabeli Lechia Gdańsk podejmowała Miedź Legnica. Oba zespoły pogrążone są w kryzysie, choć gorzej na wiosnę punktowali gdańszczanie. Z sześciu spotkań w 2023 roku wygrali tylko to pierwsze (1:0 z Wisłą Płock), a następnie zaliczyli dwa remisy i trzy z rzędu porażki. To zawiodło ich w odmęty ligowego zestawienia.
Niżej jest tylko legnicka Miedź, która miała fatalną rundę jesienną. Dopiero przed przerwą mundialową, kiedy rozstano się z trenerem Wojciechem Łobodzińskim, coś w ekipie beniaminka drgnęło. W tym roku zespół Grzegorza Mokrego wygrał tylko raz (2:1 z Wisłą Płock), ale też urywał punkty Lechowi Poznań (2:2 w zaległym spotkaniu 2. kolejki), remisował z Radomiakiem, Wartą czy Jagiellonią i pozostawiał po sobie dobre wrażenie nawet w przegranych starciach z Lechem (0:1 w 19. kolejce) czy w derbach Zagłębia Miedziowego z KGHM Zagłębiem Lubin (1:2).
Tylko że dobre wrażenie, to zdecydowanie za mało dla skazywanego na spadek beniaminka. Miedzianka do Gdańska jechała z mocnym postanowieniem poprawy, bo w ostatnim meczu z Jagiellonią jej piętą achillesową była skuteczność. Trener Mokry podkreślał, że w przygotowaniach do tego spotkania jego zespół mocno pracował nad tym elementem. Miedź miała o tyle trudno, że z powodu kartek pauzować musiał jej najlepszy strzelec Ángelo Henríquez. Zabrakło też narzekających na drobne urazy Huberta Matynii i Olafa Kobackiego.
Początek spotkania na Polsat Plus Arena w Gdańsku należał do gości. To oni byli częściej w posiadaniu piłki i szukali sposobu na zaskoczenie defensywy zespołu z Trójmiasta. Prowadzili grę i mozolnie konstruowali ataki pozycyjne, lecz nie wypracowali sobie żadnej dogodnej okazji. Lechia jedyne co była w stanie zaproponować, to strzał zza pola karnego Marco Terrazzino w środek bramki.
Na gole było trzeba zaczekać do drugiej połowy. Na samym jej starcie wprowadzony w przerwie Szymon Matuszek nie upilnował we własnym polu karnym Łukasza Zwolińskiego, dzięki czemu ten doszedł do strzału głową i wyprowadził Lechię na prwoadzenie.
Miedź otrząsnęła się około 60 minuty. Często gościła pod polem karnym Dušana Kuciaka, sam Kamil Drygas kilka razy miał niezłą okazję do zdobycia bramki, a po podaniu rezerwowego Chuci część win mógł odkupić Matuszek, ale goście z Legnicy mieli fatalnie nastawione celowniki i z reguły w ogóle nie trafiali w bramkę.
Przełomowym momentem była 75 minuta. Maciej Gajos jednym podaniem uruchomił İlkay'a Durmuşa, a Turek pięknym strzałem zza szesnastki złapał na wykroku Stéfanosa Kapíno i było 2:0. Przedniej urody trafienie.
Zrezygnowana Miedź została dobita w 88 min, po tym jak Zwoliński wykorzystał karnego podyktowanego za faul Dimityra Wełkowskiego na Jakubie Bartkowskim. Sędzia Krzysztof Jakubik początkowo grę puścił, ale po interwencji VAR-u udał się do monitora i zmienił decyzję. Kapíno miał futbolówkę na rękawicy, ale uderzenie "Zwolaka" było na tyle mocne i precyzyjne, że ta i tak zatrzepotała w sieci.
Jakby tego było mało, w doliczonym czasie gry rozpędzona Lechia zadała jeszcze jeden cios. Wprowadzony w 89 min niespełna 39-letni Flávio Paixão uprzedził niepewnie wychodzącego do dośrodkowania Kapíno i ustalił wynik na 4:0 dla swojej drużyny.
Ciężki nokaut. Tak grająca Miedź praktycznie może już witać się z pierwszą ligą.
