Legia - Wisła 3:3. Biała Gwiazda w pięć minut wstrząsnęła Legią. Carlitos uratował remis w końcówce

Tomasz Dębek
Carlitos
Carlitos Bartek Syta
LOTTO EKSTRAKLASA 12 KOLEJKA LEGIA WARSZAWA WISŁA KRAKÓW 3:3. Trudno o lepszą reklamę ekstraklasy niż niedzielny mecz. W pierwszej połowie Legia dominowała i prowadziła 2:0. Po przerwie goście w pięć minut strzelili trzy gole. Ostatnie słowo miał jednak do powiedzenia były lider Wisły, Carlitos, który uratował legionistom remis.

Niedzielny mecz Legii z Wisłą na papierze był starciem pięściarzy wagi ciężkiej. Oba kluby zdominowały rozgrywki ekstraklasy w XXI wieku, a łącznie na koncie mają po 13 mistrzostw Polski (legioniści przypisują sobie też 14., z 1993 roku, odebrane im przez PZPN). W ostatnich latach wiślacy spuścili z tonu, ale obecny sezon zaczęli zaskakująco dobrze i są w ścisłej czołówce tabeli. Smaczku rywalizacji dodała też strata punktów przez Lechię. Obu drużynom trzy punkty przy Łazienkowskiej dawały pozycję lidera tabeli.

Nerwy lepiej wytrzymali gospodarze. Już w drugiej minucie objęli prowadzenie po dośrodkowaniu Michała Kucharczyka, które strzałem głową zamknął Dominik Nagy. Oskrzydlona golem Legia tworzyła sobie kolejne sytuacje. Bardzo aktywny był zwłaszcza Carlitos, który do Wojskowych trafił właśnie z Krakowa. Król strzelców poprzedniego sezonu Lotto Ekstraklasy najpierw pomylił się niewiele strzelając z dystansu, a kilka minut później trafił w poprzeczkę.

Jeśli w Hiszpanii znają porzekadła „do trzech razy sztuka” czy „co się odwlecze to nie uciecze”, to Lopez idealnie się do nich zastosował. Sytuację wypracował mu Nagy, a 28-letni napastnik musiał tylko dostawić nogę. Piłka odbiła się jeszcze od nóg Mateusza Lisa, ale ostatecznie wturlała się do bramki Wisły.

Kibice nie mieli na co narzekać. Mecz toczył się w szybkim tempie, nie brakowało kolejnych okazji na podwyższenie wyniku. Wisła próbowała się odgryzać kontrami, ale legioniści byli lepsi zarówno pod względem piłkarskim, jak też fizycznym. 7:0 w strzałach, 3:0 w celnych – tak wyglądały statystyki w pierwszej połowie. Gdyby piłkarze Legii grali tak od początku sezonu, przygoda z pucharami na pewno nie skończyłaby się dla nich już w połowie sierpnia...

Wisły nie należy jednak lekceważyć nawet z dwiema bramkami zapasu. Dwa miesiące temu przekonał się o tym Lech, który wygrywał z Białą Gwiazdą 2:0, po czym stracił pięć goli. Wiślacy w podobny sposób skarcili też Legię. W ciągu pięciu minut Arkadiusza Malarza pokonali Jesus Imaz (dwa razy) i Martin Kostal. Coś podobnego kibice przy Łazienkowskiej przeżyli ostatnio w 1997 r. w meczu z Widzewem. Tym razem piłkarze mieli jednak jeszcze pół godziny na odrobienie strat.

Wisła miała szanse na to, by dobić rywali. W końcówce grała na czas, by utrzymać prowadzenie. Nie udało się, a bramkę na 3:3 zdobył nie kto inny jak Carlitos. Po niesamowitych emocjach w ostatnich minutach wynik się utrzymał, a obie drużyny podzieliły się punktami.

W piątek o 20.30 legionistów czeka mecz w Białymstoku z Jagiellonią. O to, że nie pojadą tam jako lider, pretensje mogą mieć tylko do siebie.

Tomasz Dębek
Obserwuj autora artykułu na Twitterze

Artur Jędrzejczyk: Robiłem wszystko by wrócić do drużyny

Wróć na i.pl Portal i.pl