Na starcie tegorocznej edycji „World Marathon Challenge”, stanęło 35 biegaczy, którzy stanęli przed wyzwaniem pokonania dystansu 42 km i 195 metrów przez tydzień, dzień po dniu na siedmiu kontynentach! Zaczęli na Antarktydzie, potem był Kapsztad w RPA, australijskie Perth, Dubaj, Madryt, brazylijska Fortaleza i na koniec Miami.
Każdy z maratonów, David Kilgore kończył na pierwszym miejscu! Na oblodzonym pasie startowym dla samolotów na Antarktydzie uzyskał czas 3:23:17, na południowym skrawku Afryki - 2:58:15, na Antypodach 2:55:07, w Zjednoczonych Emiratach Arabskich 2:52:05, w Europie 2:44:27 a u wybrzeży Oceanu Atlantyckiego w Ameryce Południowej 2:55:59. Ostatni maraton, w Miami ukończył w czasie 2:41:50, a więc tylko niespełna 14 minut wolniej od rekordu życiowego (2:27:59) z 2019 roku, który uzyskał w maratonie w Nowym Jorku...
- Szczerze mówiąc, w miarę jak wyzwanie trwało, zacząłem czuć się coraz lepiej, jakby to było dla mnie coś normalnego. Oczywiście, jestem trochę rozbity fizycznie, z racji zmiany klimatu, różnic czasowych, pokonanych kilometrów czy braku snu, ale już wcześniej doświadczałem takich „atrakcji”... - stwierdził David Kilgore, urodzony na Wyspach Brytyjskich, wychowany w Palm Bay na Florydzie, a mieszkający w Nowym Jorku
Wszyscy uczestnicy „World Marathon Challenge” spotkali się w Kapsztadzie, skąd polecieli wyczarterowanym samolotem do każdego z miejsc rozgrywania maratonów. W sumie spędzili 68 godzin w powietrzu i był to jedyny moment, w którym mogli odpocząć i zregenerować się przed kolejnym startem.
- Właściwie spałem dość dużo. Myślę, że najwięcej było około dziewięciu godzin, kiedy mieliśmy 12-godzinny lot do Perth. W międzyczasie wszystkie nasze loty trwały co najmniej siedem godzin. Zdecydowanie dobry czas na „kocie drzemki” - dodał
