Łodzianka napisała doktorat. A potem książkę, że to koszmar. W "Koszmarze doktoratu" promotor zaprasza doktorantkę na plażę nudystów...

Maciej Kałach
Maciej Kałach
Książka "Koszmar doktoratu" to zapisy spotkań z kilkunastoma osobami, które zaczęły doktorat na polskich uczelniach prywatnych i publicznych – nie zawsze go kończąc.Spotkań było kilkadziesiąt, ale Katarzyna Dawidowicz twierdzi, że do książki wybrała najbardziej reprezentatywne historie (także z Łodzi). Wśród nich jest jej własna. Jednak łodzianka nie zdradza, która. Nie podaje też w książce, nazwisk: doktorantów, promotorów – i nazw uczelni.– W moim przypadku koszmar to odmienne rozumienie zasad dobrego wychowania: pomiędzy mną a moim promotorem – mówi krótko Katarzyna Dawidowicz. Jak wspomina, po każdym przejawie takiego „niezrozumienia” nie wierzyła, że coś takiego może się powtórzyć, dlatego nie gromadziła dowodów, np. wnosząc na spotkania z promotorem kamerkę wbudowaną w długopis.– Osoby, z którymi rozmawiałam, z podobnych powodów, też nie zebrały dokumentacji pozwalającej na wygraną w sądzie – mówi łodzianka. – Ta książka jest również po to, by jej czytelnicy, decydując się na doktorat, zaczęli gromadzić dowody od razu, gdy coś złego zacznie się dziać.
Książka "Koszmar doktoratu" to zapisy spotkań z kilkunastoma osobami, które zaczęły doktorat na polskich uczelniach prywatnych i publicznych – nie zawsze go kończąc.Spotkań było kilkadziesiąt, ale Katarzyna Dawidowicz twierdzi, że do książki wybrała najbardziej reprezentatywne historie (także z Łodzi). Wśród nich jest jej własna. Jednak łodzianka nie zdradza, która. Nie podaje też w książce, nazwisk: doktorantów, promotorów – i nazw uczelni.– W moim przypadku koszmar to odmienne rozumienie zasad dobrego wychowania: pomiędzy mną a moim promotorem – mówi krótko Katarzyna Dawidowicz. Jak wspomina, po każdym przejawie takiego „niezrozumienia” nie wierzyła, że coś takiego może się powtórzyć, dlatego nie gromadziła dowodów, np. wnosząc na spotkania z promotorem kamerkę wbudowaną w długopis.– Osoby, z którymi rozmawiałam, z podobnych powodów, też nie zebrały dokumentacji pozwalającej na wygraną w sądzie – mówi łodzianka. – Ta książka jest również po to, by jej czytelnicy, decydując się na doktorat, zaczęli gromadzić dowody od razu, gdy coś złego zacznie się dziać. Grzegorz Gałasiński
Dr Katarzyna Dawidowicz, łodzianka, która twierdzi, że „przeszła piekło” podczas zdobywania stopnia naukowego, napisała wspomnieniową książkę pt. „Koszmar doktoratu” i ogłosiła zbiórkę pieniędzy w internecie na jej wydanie.

W książce łodzianki doktoranci wyprowadzają promotorom psy albo myją okna w ich domach. No i starają się ukończyć swoją pracę naukową. Katarzynie Dawidowicz udało się to w 2017 r. Zdobyła wtedy tytuł doktora (nauk humanistycznych), ale czas studiów 3. stopnia uważa za „horror”. Jak mówi, odreagowała przy książce pt. „Koszmar doktoratu”.

O książce "Koszmar doktoratu" czytaj więcej w naszej galerii...

Zobacz też:

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Komentarze 42

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

D
Doktorant
21 marca, 0:16, Doktor:

Przewód doktorski nie jest przymusem. W każdym momencie życia można z niego zrezygnować. Oczernianie promotora jest nieeleganckie i świadczy jedynie o słabości doktoranta. Próba zaistnienia w świecie mediów poprzez publikowanie opisu "drogi przez mękę " jaką było pisanie doktoratu jest świadectwem braku klasy i poczucia honoru,kieruje się Pani bardzo niskimi pobudkami.Poza tym jeśli ktoś godzi się na wykorzystywanie,to świadczy jedynie o braku poczucia własnej godności.

Nie tędy droga ....

Zgadzam się że to jest brak poczucia własnej godności. Ale z czasem jesteś już tak zmanipulowany że sobie z tym nie radzisz. Toksyczne osobowości potrafią cię całkowicie ubezwłasnowolnić. Nie potrafisz się sprzeciwić i masz poczucie winy. Boisz się osmieszenia w momencie rezygnacji. Jesteś jak w sekcie i nie potrafisz się uwolnić. Niestety relacje mistrz uczeń nie zawsze są prawidłowe.

D
Doktorant

Dla mnie doktorat to prawdziwy koszmar, który trwał bardzo długo. Początkowo nie myślałam o doktoracie, ale przez 2 lata nie mogłam znaleść pracy w moim mieście a bardzo nie chciałam z niego wyjeżdżać. Byłam przekwalifikowana. Dwa kierunki studiów i studia podyplowe skutecznie uniemożliwiły mi znalezienie pracy. Musiałam wyjechać do Warszawy. Zdecydowałam się na doktorat. Na moją decyzję miało wpływ atrakcyjne stypendium, ciekawy temat oraz rozmowa z przyszłym promotorem. Niestety promotor okazał się oszustem i manipulatorem. Bałam się zrezygnować bo stypendium było moim jedynym źródłem utrzymania. Potem jest coraz trudniej. Ma się poczucie że straciło się 2-3 lata życia w momencie rezygnacji. Niestety doktorat w naukach medycznych przy bardzo zaawansowanym technologicznie temacie trwa do 8 lat. Mój promotor wcale nie przejmował się mną. Okazało się że wogóle nie mam środków na badania. Mało tego zagrożono mi że jeśli zrezygnuje po 2 roku będę musiała zwracać całe stypendium. Doktorat to było najgorsze co mi się w życiu przydarzyło. Najgorsze że mój promotor znowu przyjął kolejne osoby które uwierzyły w jego kłamstwa. I koszmar rozpoczyna się od nowa.... Niestety ja trafiłam na patologię. Nie wiem dla kogo to jest branża. Ale przemielą cię tam jak mieso mielone i pozostawią sępom na pożarcie...

w
www.habilitacja.eu
Przy habilitacjach jest jeszcze gorzej...
D
Doktorant
Jak widzę niektóre komentarze to mam wrażenie, że piszą je przedstawiciele uczelnianej wierchuszki lub osoby, które nie mają o doktoracie pojęcia. Ogólnie jest to ciężka praca, ktòra dla 80% doktorantòw jest darmowa. Po ukończeniu doktoratu mały procent z nas dostanie etat, zwykle w wyniku znajomości, a nie osiągnięć. Trzymam kciuki za tą książkę!
D
Doktor
Przewód doktorski nie jest przymusem. W każdym momencie życia można z niego zrezygnować. Oczernianie promotora jest nieeleganckie i świadczy jedynie o słabości doktoranta. Próba zaistnienia w świecie mediów poprzez publikowanie opisu "drogi przez mękę " jaką było pisanie doktoratu jest świadectwem braku klasy i poczucia honoru,kieruje się Pani bardzo niskimi pobudkami.Poza tym jeśli ktoś godzi się na wykorzystywanie,to świadczy jedynie o braku poczucia własnej godności.
Nie tędy droga ....
J
Jarvena
Duża część ludzi, który byli ze mną na studiach doktoranckich, podobnie zresztą jak ja, jednocześnie pracowała. Mnie udało się zrobić badania, opisać je i zedytować tekst doktoratu w ciągu trzech ciężkich lat pracy w zasadzie na dwa etaty. Ale dzięki temu mogłam zmienić pracę. I zarobki :) Więc argument o przedłużaniu studiów niekoniecznie jest trafiony. Co więcej: miałam fantastycznego promotora, człowieka wielkiej kultury osobistej i wiedzy. I nie działo się to w latach przedwojennych, a w ciągu ostatnich pięciu lat. I nie, nie przypłaciłam zdobycia tytułu ani nerwicą, ani anoreksją lub inną nieciekawą przypadłością. Bardzo niemetodologicznie jest wrzucać wszystkich do jednego worka. A że zdarzają się patologie - tak, oczywiście i warto je piętnować, żeby ta nasza nauka szła do przodu! Pozdrawiam
m
m.
Poza autorem - idąc Twoim tropem myślenia, to trzeba zrezygnować z recenzowania prac naukowych i funkcji promotora sprawdzającego artykuł - przecież zainteresowane osoby zrozumieją!

Nie. Nielogicznego bełkotu z błędami w szyku zdania nikt nie zrozumie. A obecność tej pani jest o tyle istotna, że ona też musi znać się na tym, co redaguje, żeby wyłapać niuanse. To, że ktoś tam niżej porównał ją do sekretarki, świadczy tylko o tym, że studia, nawet te wielce chwalone techniczne, logicznego myślenia nie uczą.
m
m.
Mieszkałam kilka lat w akademiku najlepszej polskiej politechniki. Studenci piątego-szóstego roku elektrotechniki nie potrafili naprawić korków (ja to robiłam, a zajmuję się medycyną). Nie wiedzieli co to jest "bryła", nie znali podstawowych wzorów, nie mówiąc o całkach. Przepychani z ośmioma warunkami na raz, bo "niedobory na uczelni, promotor straci pracę". Większość bezkarnie powtarzała rok przez pięć lat, co nawet na polonistyce UW jest nie do pomyślenia, nie mówiąc o prawie. Żaden student nie dorabiał, nie stażował, bo po co, jak będzie dyplom, to będą miliony "w informatyce".

To byłoby tyle na temat wielkiej inteligencji i przydatności przeciętnego studenta politechniki, zwłaszcza z uczelni im. Zapchajdziury i kierunku z niedoborem. A humanista, to wbrew pozorom nie jest człowiek, który został nim, bo miał dopa z matematyki. Tam też się pojawiają ścisłe przedmioty. Nie mówiąc o kierunkach społecznych, gdzie matematyki i programowania jest sporo, a statystyki użytkowej więcej niż na niejednym kierunku z polibudy.
m
m.
Ale co ma do tego bycie w piątej setce? Przecież masa doktorantów po skończeniu doktoratu spada na Zachód - w sumie ci lepsi, więc uczelnia się nie odkuje. Szczególnie w naukach społecznych, medycznych i przyrodniczych, bo u nas po prostu nie ma hajsu na te badania, więc osiągnięć pod afiliacją uczelni mieć nie będą.
H
Heh
Ja jestem po doktoracie i zarabiam 15k netto. Pomysł na siebie miałam super
A
Ag
Oj! Nie ładnie pluć na macierzystą uczelnię! Czyżbyś nie dostał się na studia doktoranckie tamże?
z
zet
Wpis wyraźnie sponsorowany???
p
promotor
Promotor jest autorem koncepcji pracy, nadzoruje badania, wykonuję korektę pracy, czyli zarzuty w stosunku do promotora są delikatnie mówiąc niestosowne. Doktorant uzyskuje różnego rodzaju stypendia nieopodatkowane, wyższe od pensji asystenta, można również starać się o granty. Decydując się na studia doktoranckie należy znać ich zasady i specyfikę i po prostu do tego się nadawać. Sądząc po treści wpisu doktoranta ma z tym kłopot!!!
m
menago
niech sie zglosi do papryka vegety, moze to gotowy scenariusz na jego kolejny film.
r
rose29
Większość osób, które tu komentują pluja jadem na sam widok słowa doktorant. Nie rozumiem skąd się to bierze. Widać po komentarzach, że pojęcia nie mają o czym mówią, jak chociażby o stypendium. Trzeba się na nie natyrac jak by się miało etat, a i tak można go nie dostać. Przykro czytać takie bezrefleksyjne wypociny frustratów. Zgadzam się z Twoim komentarzem, że to niewdzięczne zajęcie dla wytrwałych
Wróć na i.pl Portal i.pl