Urodzony w szwedzkim Göteborgu 41-letni dzisiaj Magnus von Horn, reżyser i scenarzysta, absolwent Wydziału Reżyserii łódzkiej Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej, o którym jest coraz głośniej na całym świecie, ma z Łodzią relacje intensywne. Sam nie kryje, że to miasto w dużej mierze ukształtowało jego charakter. Nie tylko stworzyło go jako artystę, nauczyło filmowego rzemiosła, ale - dosłownie - dało mu też w kość.
W Łodzi żywimy nie pozbawioną silnych podstaw nadzieję, iż w nocy z 2 na 3 marca będziemy wraz z Magnusem von Hornem cieszyć się z Oscara dla jego filmu „Dziewczyna z igłą” w kategorii najlepszy film międzynarodowy. To koprodukcja przede wszystkim duńska, z udziałem Polski i Szwecji, dlatego właśnie Danię reprezentuje ten obraz pośród nominowanych filmów, lecz został on - jeszcze pod roboczym tytułem „Mamka” - w dużej części nakręcony w Łodzi i Zgierzu.
Liczne łódzkie plenery oraz wnętrza „zagrały” na ekranie Danię sprzed ponad stu lat. To wstrząsająca, piekielnie precyzyjnie i wymownie opowiedziana historia młodej ciężarnej szwaczki Karoline, której mąż nie wrócił z wojny i która stara się przetrwać w bezwzględnych powojennych realiach. Natrafia na Dagmar, kobietę, która na tyłach swojego sklepu prowadzi coś na kształt agencji adopcyjnej i znajduje porzuconym dzieciom nowe domy. Dagmar pomaga również Karoline, która postanawia się do niej wprowadzić i opiekować tymi, którzy jeszcze czekają na swoje rodziny. Film został zainspirowany autentycznymi losami duńskiej seryjnej morderczyni dzieci, Dagmar Overbye. Powstał chwytający równie silnie za serce, jak i za gardło, okrutnie bolesny podczas projekcji obraz, przy pomocy czarno-białych zdjęć (autorstwa Michała Dymka, także absolwenta Szkoły Filmowej w Łodzi) opowiadający o złożoności ludzkiej kondycji i wyborów podejmowanych w przerażających okolicznościach. Tytuł już wyróżniony licznymi laurami, między innymi na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni, Europejskimi Nagrodami Filmowymi, nominacją do Złotych Globów. Oscar w tym gronie będzie miał właściwe sobie miejsce.
Magnus von Horn pochodzi z rodziny inżynierów, o arystokratycznych korzeniach. W jego rodzinie nie było filmowych tradycji - jedynie ciotka zajmowała się dystrybucją filmów i wypożyczała chłopakowi kasety VHS z nowymi produkcjami. Zaczynał jako nastolatek kręcąc krótkie filmy amatorską kamerą i montując je na domowym komputerze. Po maturze studiował filmoznawstwo w rodzinnym mieście, pracował w firmie produkcyjnej. Aż w roku 2003 przyjechał do Polski i podjął studia w łódzkiej Szkole Filmowej. Jak sam przyznaje, po młodości spędzonej w dostatniej Szwecji, Łódź wydała mu się siermiężnym, mającym - delikatnie mówiąc - problemy z estetyką miastem.
Wybrał łódzką uczelnię, ponieważ cenił kino Kieślowskiego, Skolimowskiego, Wajdę.
- Takie filmy chciałem wtedy robić - zapewniał po latach.
Szybko pochłonęła go nauka, w Szkole Filmowej do dzisiaj jest wspominany jako jeden z najzdolniejszych studentów w swoim czasie. Od początku szukał tematów, które dotyczyły ludzi znajdujących się w ekstremalnych sytuacjach, zmuszonych do przekraczania społecznych granic i podejmowania najtrudniejszych moralnych decyzji.
Zauważył też wtedy, że Polacy, w odróżnieniu od Szwedów, mają konfrontacyjną naturę. Przekonał się o tym zresztą dotkliwie.
- Wkrótce po przyjeździe do Łodzi doświadczyłem bezzasadnej, irracjonalnej agresji. Zostałem napadnięty na ulicy i ciężko pobity - mówi o tym wydarzeniu Magnus von Horn.
Artysta z licznymi obrażeniami wylądował w szpitalu. To wydarzenie znalazło swoje odbicie w pierwszej studenckiej etiudzie młodego reżysera, zatytułowanej „Radek”. To krótki dokument o łódzkim „dresiarzu”, młodym mężczyźnie, który po opuszczeniu więzienia próbuje nauczyć się panować nad swoją agresją. Magnus von Horn spędził dużo czasu ze swoim bohaterem, próbując zrozumieć mentalność tego typu osobowości. Czy zrozumiał? Na pewno zrealizował udany debiut, wyróżniony Nagrodą im. Macieja Szumowskiego, przyznawaną podczas Krakowskiego Festiwalu Filmowego za szczególną społeczną wrażliwość. I postanowił wówczas jak najszybciej z Łodzi wyjechać. W wywiadach i rozmowach wspominał potem lata spędzone w Łodzi jako czas konfrontacji z biedą, zacofaniem, znieczulicą, wykluczeniem i przemocą. Dziś jednak regularnie tu przyjeżdża, wykłada na Wydziale Reżyserii Szkoły Filmowej, lubi pracować z ludźmi, których tutaj poznał. Zapewnia, iż dostrzega zmiany w mieście, które zaszły od czasów jego studiów, ale powtarza przy tym, że życie w Łodzi to ciągła walka. Magnus von Horn ma mieszkanie w Warszawie i dom w Szwecji, posiada podwójne obywatelstwo szwedzko-polskie. W Polsce poznał swoją życiową partnerkę, podkreśla, że przestał się czuć u nas outsiderem.
Gdy pracował na scenariuszem i planował zdjęcia do „Dziewczyny z igłą”, opowieści o szwaczce sprzed stu lat, od razu przypomniał sobie łódzkie fabryki, pałace i robotnicze famuły. I postanowił tutaj umiejscowić filmową Kopenhagę.
- Naszym świadomym celem było nie tyle stworzenie idealnej repliki miasta, co raczej baśniowego obrazu miejscowości sprzed stu lat - powiedział.
Doszło do tego, że prawdziwej Kopenhagi nie widzimy na ekranie ani razu. Film prawie w całości został zrealizowany w Polsce - oprócz Łodzi i Zgierza, także we Wrocławiu i na Dolnym Śląsku. Jak informują producenci przedsięwzięcia, osoby odpowiedzialne za odszukanie właściwych lokacji miały za zadanie odnaleźć miejsca, które zatrzymały się w czasie i lata świetności często mają już za sobą. Kopenhaską łaźnię, gdzie Karoline poznaje Dagmar, gra jeden z najstarszych krytych basenów w Polsce, zbudowany w Zgierzu w 1929 roku.
W Łodzi filmowcy powrócili do Szkoły Filmowej (jej absolwentem i obecnie wykładowcą jest również polski producent „Dziewczyny z igłą”, Mariusz Włodarski z łódzkiego studia Lava Films). Mieszkanie Karoline odtworzyli w najstarszym atelier uczelni - w którym swoje etiudy od lat realizują przyszli reżyserzy i operatorzy. Plenery wokół szwalni, w której pracuje Karoline, zagrał przede wszystkim zespół fabryczny Księży Młyn. Na Błoniach kręcone były sceny cyrkowe, sklep zaś powstał w halach Opus Filmu. Efekt jest taki, że odpowiedzialna za scenografię Jagna Dobesz otrzymała Europejską Nagrodą Filmową.
Magnus von Horn zapewnia, że lubi pracować z ludźmi, którym ufa - pewnie więc jeszcze do Łodzi wróci, by pracować z Mariuszem Włodarskim, z którym zrealizował wszystkie swoje filmy. Jako łodzianie wiemy najlepiej, że Łódź tak łatwo z człowieka nie wychodzi. Można też zakładać, że filmowa tradycja Łodzi z jednej strony i jej mroczna, trudna codzienność z drugiej, w niemałym stopniu ukształtowały charakter i wrażliwość na ludzi funkcjonujących na aucie reżysera, któremu „Dziewczyna z igłą” otworzy zapewne także hollywoodzkie wrota. Zawsze to jest jakieś dokonanie współczesnej HollyŁodzi...
