Mój pies wywąchał królicę, którą ktoś włożył do worka i wyrzucił przy drodze. To był las w Szotkowicach [granice sołectwa Moszczenica w Jastrzębiu-Zdroju - red.]. Okazało się, że to był rasowy królik, w fatalnym stanie. Od razu zaczęłyśmy szukać pomocy - opowiada 15-letnia Zuzanna Stryczek, która w minioną sobotę razem z mamą - Katarzyną Stryczek - znalazły w lesie królika, który był w makabrycznym stanie. Żaden weterynarz nie chciał pomóc - albo mówił, że nie ma czasu, albo żądał zapłaty za przyjazd. Dopiero Fundacja Królewska z Warszawy wzięła sprawy w swoje ręce.
Wolontariuszka z Rybnika postanawia pomóc
- Pojechałam na miejsce z Rybnika, bo fundacja mnie o to poprosiła. Sama mam od nich królika, więc często im pomagam. To, co zobaczyłam na miejscu totalnie mnie przeraziło - opowiada 23-letnia Aleksandra Stolarów, mieszkanka Rybnika, która ruszyła na pomoc królicy.
Jak opisuje dziewczyna, zwierzę było w stanie agonalnym. Było słabe, ledwo trzymało się na nogach, strasznie mokre, zabłocone, zmarznięte. Miało zamknięte oczy. Musiało leżeć w worku od kilku dni, bo od środka żywcem zjadały go larwy. Były głęboko w narządach płciowych. Słowem: dramat!
- Zabrałam go do siebie, do mieszkania w Rybniku. Dostał glukozę na wzmocnienie i coś przeciwbólowego. Nie reagował na nic, nawet na jedzenie. W Rybniku też żaden weterynarz nie chciał nam pomóc, a jedne z lepszych klinik były zamknięte - mówi zszokowana Aleksandra Stolarów.
Przyjechali z Warszawy, bo tu nikt nie chciał pomóc
Na miejsce po kilku godzinach prosto z Warszawy [ponad 300 km do Jastrzębia - red.] przyjeżdża Aleksandra Borgosz, prezes Fundacji Królewska.
- Królica była zimna i obolała, masakrycznie zagłodzona i odwodniona. Od razu dostała leki dożylnie, płyny, witaminy i minerały. O 23. wyjechaliśmy do Warszawy, by tam jej pomóc. Na miejscu byliśmy około 2 w nocy, w niedzielę - mówi pani Aleksandra w rozmowie z „DziennikiemZachodnim”.
Stan Pepper - takie imię nadano królicy - był jednak dramatyczny. Całe krocze i ogon był pełen wijących się robaków, nawet w stopach znajdowało się kłębowisko larw.
- Próbowałam usunąć i uśmiercić przynajmniej część robactwa. Rano Pepper czuła się lepiej, ale wraz z lepszym samopoczuciem zaczęły z niej wychodzić nowe pokłady larw. W pachwinie, głęboko pod gęstym futrem, wszędzie. Była wyżerana już od jakiegoś czasu. Decyzja o eutanazji wydaje się oczywista, ale uwierzcie, to była jedna z najtrudniejszych decyzji. Chciałam cudu. Chciałam ją ocalić, wyleczyć, przeprosić za ludzi i dać chociaż trochę dobrego życia. Tylko jak do tej pory nie posiadam nadprzyrodzonych mocy. To moja największa wada - mówi pani Aleksandra.
To nie jedyny przypadek. Znęcają się nad pupilami
To nie jedyny przypadek znęcania się nad futrzakami. Na początku maja pisaliśmy o dwóch nastolatkach, którzy w Jaworzniku skatowali dwa psy, a następnie je powiesili.
Proces czeka też 36-latka z Kochcic, który przywiązał szczeniaka do drabiny, a później zabił go metalowymi grabiami. Dlaczego oni to robią?!
- Z takim przypadkiem, jak w Jastrzębiu, jeszcze się nie spotkałam. Niestety często interweniujemy jednak w podobnych sprawach. Są to króliki z połamanymi nogami, niechodzące, wyrzucone w reklamówce pod szpitalem, znajdowane w śmietniku. To zwierzęta wyrzucane dlatego, że zaczynają chorować, przestają chodzić, mają niedowłady kończyn. I wtedy ludzie je zostawiają - mówi Aleksandra Borgosz.
Coraz więcej rannych. To prawdziwa plaga
Jak podkreśla pani Ola, wyrzucanie zwierząt to ostatnio prawdziwa plaga. Dziennie zdarza się 10-15 telefonów dotyczących porzuconych pupili.
- Ludzie nie wiedzą, że zwierzę może zachorować, że wyrośnie, że trzeba je np. wykastrować, a to wszystko jest kosztowne. Z roku na rok jest coraz mniejsza odpowiedzialność ludzi, mimo że świadomość powinna się zwiększać. Trzeba więc pilnować, by ludzie tak traktujący zwierzaki byli karani, bo w Polsce najczęściej wnioski są umarzane ze względu na niską szkodliwość. Mimo tego, że przygotowujemy bogatą dokumentację opartą na diagnozach lekarzy i weterynarzy, które wskazują szczególne okrucieństwo niejednokrotnie. Ale i tak co najwyżej sprawcy dostają wysokie grzywny, tyle. W przypadku królicy z Jastrzębia-Zdroju na pewno dopilnujemy, by sprawca za to odpowiedział - zaznacza Aleksandra Borgosz.
*Niesamowite oświadczyny na dachu Spodka w Katowicach ZDJĘCIA
*Takie wyposażenie samochodów naprawdę ułatwia życie
*Słynna restauracja Kryształowa w Katowicach będzie zamknięta
*Nowy abonament RTV, czyli opłata audiowizualna z rachunkiem za prąd ZASADY, KWOTY, ZWOLNIENIA!
*Tak wyglądają nowe biurowce KTW przy rondzie w Katowicach
*WNIOSKI I DOKUMENTY na 500 zł na dziecko w ramach Programu Rodzina 500 PLUS