Neronę odwiedzamy w stajni przy Katedrze i Klinice Chirurgii na Uniwersytecie Przyrodniczym we Wrocławiu. Nie boi się ludzi. Jest przyzwyczajona do obecności człowieka i do pokazywania się. Nie raz przed gonitwą brała udział w prezentacji i pozowała do zdjęć.
Aż do wyścigów na Wrocławskim Torze Wyścigów Konnych na Partynicach w ubiegłym roku. Zwichnęła staw, zerwała ścięgna, złamała kość, a mimo to dobiegła do mety jako trzecia. Na tym jej kariera sportowa się skończyła. Właściciel miał ją "wybrakować", czyli w praktyce sprzedać do rzeźni. Za Neronę otrzymałby około 4 tys. zł. Sprzedał ją jednak Uniwersytetowi Przyrodniczemu za znacznie niższą cenę - 1,5 tys. zł.
O to, by uczelnia przygarnęła klacz, u rektora zabiegała Anna Zwyrzykowska, doktorantka na Uniwersytecie Przyrodniczym. A prof. Roman Kołacz się zgodził.
- Było mi żal, że koń, który miał takie wspaniałe osiągnięcia, miałby skończyć życie w tak okrutny sposób. A po drugie urzekły mnie emocje i zaangażowanie Ani, która była zdeterminowana do tego stopnia, że sama by go kupiła, gdyby tylko miała go gdzie trzymać - tłumaczył prof. Kołacz. Sam jest lekarzem weterynarii.
Od blisko pół roku Nerona mieszka w uczelnianej stajni przy pl. Grunwaldzkim. Lekarze z kliniki prof. Zdzisława Kiełbowicza wyleczyli klacz. Przeszła m.in. kilkanaście zabiegów laseroterapii, teraz przechodzi rehabilitację ruchową.
- Miała zerwane ścięgna w około 90 procentach, nie była w stanie chodzić, utrzymywała się na trzech nogach. Dziś chodzi, nie kuleje, wraca do zdrowia - mówi profesor.
Nerona nie zostanie w szpitalnej stajni na stałe. W ciągu miesiąca powinna zamieszkać w uczelnianych stajniach na Pawłowicach. Uczelnia ma poważne plany wobec Nerony.
- Ma bardzo dobre geny i choć na tor wyścigowy już nie wróci, może je przekazać przyszłym czempionom - dodaje dr hab. Zdzisław Kiełbowicz.