Mogłeś zasnąć spokojnie po meczu w Kielcach?
Pierwszy dzień był trudny. Strata punktów w Kielcach to dla nas nieprzyjemna sytuacja. To jednak dopiero początek rundy rewanżowej i gramy dalej.
Miałeś pustą bramkę i nie więcej niż dwa metry do niej. Z punktu widzenia z trybun czy telewizji ta sytuacja wydawała się niemożliwa do tego, żeby jej nie wykorzystać.
Z perspektywy boiska wyglądało to tak, że boisko było grząskie i w końcówce meczu nie wyglądało najlepiej. Najpierw przewrócił się bramkarz a później prawa noga odjechała mi przy strzale i dlatego nie trafiłem lewą w piłkę. Nie będę się teraz usprawiedliwiał na różne sposoby i użalał, sytuacja była stuprocentowa i musiała zakończyć się bramką.
Zdążyłeś pomyśleć, że to będzie gol zanim jeszcze próbowałeś oddać strzał?
Była już taka myśl. Sekundę wcześniej przychodzi do głowy, że zaraz stanie się coś fajnego. A skończyło się zupełnie inaczej. Przygotowujesz się do meczu cały tydzień, masz 90 minut na boisku, żeby wypaść jak najlepiej, a pięć sekund decyduje o tym, czy zostajesz bohaterem czy antybohaterem. Taka jest piłka.
Były żale, czy raczej wsparcie. Co usłyszałeś od kolegów i trenera po meczu?
Ani jedno ani drugie. Wszyscy pytali, co tam się stało. Szkoda mi tej sytuacji, bo mogliśmy wywieźć punkt z Kielc, a do tego to mógł być mój trzeci gol w tym sezonie. W moim najlepszym miałem właśnie trzy bramki. Tego mi szkoda, ale wierzę, że to jeszcze wróci do mnie.
Sytuacja tym bardziej bolesna, że zadecydowało o porażce w Kielcach z Koroną, czyli bezpośrednim rywalem w walce o utrzymanie w PKO Ekstraklasie.
I to jest dodatkowy argument. Nie jesteśmy zadowoleni z 14 miejsca w tabeli, ale przy 13 czy 12 też nie byłoby radości. Jednak, żeby być wyżej, to trzeba wygrywać mecze i wykorzystywać takie sytuacje.
Wiesz, że Twoja sytuacja stała się popularna w memach i na wideo w Europie? Pewnie nie o takiej sławie marzyłeś?
Nie, ale po każdej akcji następuje reakcja, to jest naturalne. To, co się stało, muszę teraz wziąć na klatę.
Lechia w dwóch pierwszych meczach rundy zdobyła cztery punkty i mówiło się o pozytywnym starcie. Patrząc jednak inaczej na liczby, to w trzech ostatnich meczach dopisaliście tylko dwa punkty strzelając jednego gola. Słabo jak na zespół, który walczy o życie.
Wyciąganie takich rzeczy, że po trzech kolejkach rundy jesteśmy w czubie tabeli, a po czwartym jest gorzej, nie ma sensu. Wszystko można interpretować na swój sposób. Nie możemy patrzeć zbyt daleko w przeszłość ani w przyszłość tylko musimy skupić się na jak najlepszym przygotowaniu do najbliższego meczu.
Dużo gracie niskim pressingiem i z koncentracją na grze defensywnej, czekając na kontry. Czy to nie za duży optymizm, że zawsze uda się zagrać na zero z tyłu i wykorzystać jedną z dwóch, trzech groźnych kontr?
Z tego co obserwuję, to mało kiedy drużyna z dołu tabeli, dominowała na boisku i dłużej utrzymywała się przy piłce. W Kielcach mieliśmy przewagę w posiadaniu piłki, była czerwona kartka dla rywala, sytuacje bramkowe, z których powinniśmy coś strzelić i dziś wszystko wyglądałoby inaczej.
CZYTAJ TAKŻE: Lechia nie uciekła od strefy spadkowej. Co trzeba pilnie poprawić?
Lechia nie potrafiła jednak poważniej zagrozić Koronie, a obraz meczu zmienił się tylko i wyłącznie z powodu czerwonej kartki dla piłkarza zespołu z Kielc.
Nie będę się upierać, że graliśmy bardzo dobrze i mieliśmy dużo czystych sytuacji bramkowych. Piłka jednak wgrywana była sześć czy siedem razy na drugi metr wzdłuż bramki Korony, a to lepsze sytuacje niż strzał z 25 metra. Nie chcę oczywiście nikomu mydlić oczu, że to był nasz najlepszy mecz, bo tak nie było. Gdybyśmy zagrali bardzo dobrze, to byśmy wygrali 3:0, a nie przegrali 0:1.
Lechia niemal w tym składzie wywalczyła grę w kwalifikacjach Ligi Konferencji, w poprzednim sezonie potrafiła u siebie całkowicie zdominować chociażby Legię Warszawa. Czy to nie czas, żeby w końcu pokazać grę ofensywną, piłkarską jakość, wziąć sprawy w swoje ręce i dyktować warunki gry, a nie czekać na to, co zrobi przeciwnik?
Wszystko wynika z sytuacji. Jak zdominowaliśmy Legię, to byliśmy na fali, a rywale walczyli o utrzymanie. Czasami tak się zdarza i ciężko to racjonalnie wytłumaczyć. Jak złapiemy pewność siebie to jestem przekonany, że wrócimy na dobre tory.
W sobotę zagracie z Radomiakiem w Gdańsku. Trzeba wygrać za wszelką cenę?
Każdy mecz jest taki. Przed spotkaniem z Widzewem miałem pytania, czy coś zmieni obecność na trybunach selekcjonera Fernando Santosa. Do każdego meczu podchodzimy na sto procent i z identyczną mobilizacją.
CZYTAJ TAKŻE: Lechia sprzedała Okoniewskiego. Młody piłkarz zostaje w PKO Ekstraklasie
Jesteście przygotowani na to, że być może o utrzymanie trzeba będzie walczyć do ostatniego meczu z Piastem w Gliwicach?
Nie możemy myśleć w ten sposób, co będzie za trzy miesiące. Bo wtedy nic z tego nie wyjdzie. Każdy musi się skupić na sobie, na meczu z Radomiakiem, a to dobra droga, żeby wyjść z tej sytuacji.
