Milczące objawienie pod Poroninem

Krzysztof Sakowski
Polskapresse
W miejscowości Małe Ciche pod Poroninem zdarzył się cud. A przynajmniej tak twierdzą miejscowi. Objawiła się Matka Boska. Nic nie powiedziała, ale to miejscowym nie przeszkadza. - Milczenie też jest wymowne - mówią. Kościół o cudzie nic nie wie. Ale na miejscu jest już kapliczka.

- Rok temu doszło tutaj do cudu - pokazuje ręką na kapliczkę stojącą na leśnej drodze z Poronina do Małego Cichego Janina Garlak, poronińska góralka. - Matka Boska pokazała się między drzewami - dodaje.
Choć kapliczka upamiętniająca "objawienie" pojawiła się przy drodze miesiąc temu, już dziś ciągną do niej pielgrzymi. W krakowskiej kurii nic nie wiedzą o coraz bardziej przybierającej na sile wierze, że Maryja ukazała się góralom. - Nie mamy żadnych informacji na ten temat - przyznaje ks. Robert Nęcek, rzecznik krakowskiej kurii.

Do objawienia miało dojść 26 stycznia 2009 r. Dwóch mężczyzn, jadących przez las samochodem, zobaczyło postać przypominającą Matkę Boską. Nie powiedzieli o zdarzeniu nikomu z miejscowych duchownych, ale o wszystkim opowiedzieli kolegom. - Teraz już jest kilka wersji o maryjnym objawieniu - mówi ojciec Sylwester, dominikanin z parafii w Małem Cichem. - Kapliczka jest ładna, ludzie się przy niej modlą, ale jeśli chodzi o objawienie, to byłbym ostrożny z jakimkolwiek osądem - zaznacza duchowny.

Górale nie mają jednak wątpliwości. - Już kilka razy tak bywało, że duchowni nie wierzyli, a objawienia były. Nie to, żebym jakoś atakował księży, ale powinni jednak bardziej zaangażować się w wyjaśnienie tego, co się tutaj stało - apeluje młoda kobieta, którą spotkaliśmy modlącą się przy kapliczce z synem.
Ksiądz Adam Boniecki, redaktor naczelny "Tygodnika Powszechnego", podkreśla, że miejsca objawienia uznane przez Kościół zawsze były kiedyś miejscami nieuznanymi. - A ludzie przychodzili się do nich modlić. W każdym z przypadków miejsca objawienia stawały się najpierw miejscami kultu, a dopiero potem Kościół stwierdzał autentyczność objawienia. Nie ma w tym nic dziwnego, że ludzie chcą się w Małem Cichem modlić i wybudowali kapliczkę - dodaje.

Każdego dnia do kapliczki przychodzą dziesiątki osób. Nie tylko miejscowych. - Będzie koniec świata - wieszczy starszy mężczyzna siedzący na drewnianej ławeczce przed kapliczką z figurą Matki Boskiej. Odmawia różaniec. - Madonna się w tym miejscu pokazała. Nic nie mówiła, tylko stała, ale takie milczenie też wiele znaczy. Że się nawrócić trzeba, uwierzyć w Boga, bo koniec jest blisko - opowiada.
On sam nie widział Matki Boskiej, ale... - Widziało ją dwóch mężczyzn, którzy jechali z Małego Cichego do Poronina.
Był mroźny styczniowy poranek 2009 roku. Padał śnieg. - Jacyś mężczyźni jechali samochodem przez ten lasek między Cichem a Poroninem - opowiada ojciec Sylwester, dominikanin z parafii w Małem Cichem. - Opisuję to, co powtarzają ludzie. To są informacje z drugiej, a nawet trzeciej ręki - zaznacza.
W czymś, co przypominało mgłę, mężczyźni mieli zobaczyć postać Maryi. - W to, że oni mieli jakieś widzenie, wierzę, ale że to było objawienie... W tym miejscu byłbym bardzo ostrożny - zaznacza o. Sylwester.

W objawienie wierzą jednak miejscowi górale - i nie tylko. Na miejsce "cudu" przyjeżdżają też turyści. Sprawdziliśmy. Wczoraj w ciągu pięciu godzin pod kapliczką pojawiło się 26 osób. Większość z różańcami w dłoniach. Podjeżdża samochód z warszawską rejestracją. Elegancka pani wysiada z auta i razem z mężem podchodzą do kapliczki. Przyklękają wpatrzeni w figurę Matki Boskiej. Po chwili wstają. - Przyjechaliśmy na wakacje do Zakopanego. Tam usłyszałam o objawieniu. Jestem osobą wierzącą i musiałam tutaj przyjechać, aby poprosić Maryję o zdrowie - mówi Natalia Szewczyk. Jako jedna z nielicznych przedstawia się z nazwiska, ale nie chce powiedzieć, czym się zajmuje na co dzień. - Wie pan. Ludzi, którzy wierzą w cuda, Boga i rzeczy nadprzyrodzone, traktuje się jak wariatów. Natalii Szewczyk jest dużo, a jak powiem, gdzie pracuję, grono się zawęzi - wyjaśnia.

Kapliczka pojawiła się miesiąc temu. Świeże kwiaty i palące się wokół znicze świadczą o tym, że ludzie odwiedzają ją codziennie. - Kapliczka jest ładna, ale napis na niej, mówiący o objawieniu, zupełnie nietrafiony - komentuje o. Sylwester. - Do prywatnych objawień Kościół podchodzi ostrożnie, choć traktuje je poważnie. W tym wypadku mamy jednak problem. Nie wiadomo, kto doświadczył rzekomego objawienia. Władze kościelne nie zostały o tym poinformowane... więc jak to zweryfikować? - zastanawia się.
Górale z Poronina kierują nas do pana Jana z Szaflar. - To przecież on jechał wtedy samochodem ze swoim pracownikiem - nie ma wątpliwości człowiek, którego zaczepiamy przed kościołem w Poroninie. Jedziemy do Szaflar. - Dajcie spokój. Ani ja, ani mój mąż nie mamy z tym nic wspólnego. W Małem Cichem dobrze o tym wiedzą - zapewnia żona Jana. Na tym rozmowa się kończy.

Wracamy do kapliczki. Na ławeczce siedzi młoda kobieta z synem. - Wierzę w to objawienie. Możecie się śmiać - mówi spokojnym głosem. - Jak sobie przypomnicie Wiktorówki, to też nikt z początku nie wierzył - mówi. Wiktorówki to polana w Tatrach. W 1861 r. Matka Boska pokazała się tam 14-letniej pastuszce. Kolega dziewczynki, genialny artysta, wyrzeźbił z drewna figurkę Madonny i postawił w miejscu objawienia. Jeszcze przed II wojną światową górale własnymi rękami wybudowali tam sporą kaplicę. Proboszcz z Bukowiny w 1932 r. odprawił w niej mszę. Dziś jest tam maryjne sanktuarium.

- Nie widzę nic złego w tym, że ludzie modlą się przy kapliczce w Małem Cichem - podkreśla o. Sylwester. - Jest jednak zbyt wiele znaków zapytania, by móc wyrokować o przyszłości tego miejsca. Poza tym nie zapominajmy, że objawienia w Kościele dzieją się codziennie, podczas mszy świętej. Bóg przychodzi do nas pod postacią chleba. Dla mnie to jest objawienie i cud - mówi dominikanin.

Ksiądz dr Robert Nęcek, rzecznik prasowy krakowskiej kurii, nie chce komentować tej sytuacji. - Nas nikt nie poinformował o tej sprawie. Nie mamy możliwości w jakikolwiek sposób się do niej odnieść - mówi.

Wróć na i.pl Portal i.pl