W rozmowie z serwisem Pomponik.pl Anna Popek wyraziła zaskoczenie, że "redakcja, która zawsze dbała o prawa kobiet i o prawa obywatelskie w ogóle, a nawet podkreślała to ostentacyjnie, pozwalała sobie, by we własnych szeregach dochodziło do takich sytuacji".
– To, jak Ania opisywała te sceny mobbingu, do czego była doprowadzana, jest dla mnie przerażające. Była na świeczniku, w centrum dużego miasta, (...) w redakcji, która miała kontakty ze wszystkimi. Aż nie chce mi się wierzyć, że pozwalano sobie na takie zachowania, to jest naganne. Już pomijając kwestię, czy wobec kobiety czy mężczyzny - po ludzku to obrzydliwe – oceniła.
Podkreśliła, że Wendzikowską publikacja takiego wpisu musiała naprawdę wiele kosztować.
"To groźne dla opinii publicznej"
Według Popek, każdy powinien być w pracy traktowany z szacunkiem. Zwróciła uwagę, że w przypadku wykonywania zawodu dziennikarza ma to szczególne znaczenie.
– Wolałabym, żeby dziennikarze - ludzie, którzy posługują się piórem, mikrofonem - żeby mogli mówić prawdę, muszą być traktowani z szacunkiem. Wyobrażam sobie, że jeśli ktoś żyje w takim napięciu, trudno mu przedstawiać sprawy takimi, jakimi są, a to już jest groźne dla opinii publicznej i przedstawiania prawdy – stwierdziła.
Mobbing w TVP? "Nie wyobrażam sobie..."
W rozmowie z serwisem Popek została zapytana, czy z podobnymi praktykami spotkała się kiedykolwiek w TVP. Odpowiedź była jednoznaczna. Wskazując, że "różnie w życiu bywa" i czasem są to kwestie związane z "otoczeniem towarzyskimi", podkreśliła:
"Natomiast nie wyobrażam sobie, żeby u nas [w TVP] zgłoszono taką sytuację przełożonym i nie było reakcji. Myślę, że byłby na pewno jakiś rodzaj współpracy z taką osobą, która cierpiałaby z powodu mobbingu albo jakiejś formy molestowania".
pomponik.pl

TD