Podejrzewano, że to kolejne, drugie już ognisko ptasiej grypy w powiecie ostrowskim. 40-letni hodowca kaczek typu Pekin ze wsi Zamość na początku stycznia zgłosił Powiatowej Inspekcji Weterynaryjnej w Ostrowie Wielkopolskim, że padają mu kolejne sztuki ptactwa. Za przyczynę wskazał początkowo zarażenie wirusem H5N8. Zaledwie kilka dni wcześniej ptasią grypę wykryto w miejscowości Topola Osiedle.
Czytaj: W Wielkopolsce wykryto ognisko wirusa ptasiej grypy. 65 tysięcy kur do utylizacji
Hodowca zagłodził stado kaczek
- Po pierwszych oględzinach mieliśmy podejrzenie, że przyczyną śmierci kaczek nie jest wirus ptasiej grypy, ale by upewnić się, pobraliśmy próby i wysłaliśmy je do Państwowego Instytutu Weterynarii w Puławach. Wyniki potwierdziły nasze przypuszczenia, przyczyna śmierci ptactwa była inna - mówi Andrzej Żarnecki, wojewódzki lekarz weterynarii.
Sprawdź też:
Ze stada 4 100 kaczek typu Pekin 40-latkowi pozostało zaledwie 112 sztuk. Reszta, czyli 3 988 padło z głodu.
- Mężczyzna zagłodził zwierzęta. W czasie oględzin takie były podejrzenia powiatowego lekarza weterynarii. Kaczki były zbyt chude - mówi Żarnecki.
Zobacz: Kolejny przypadek ptasiej grypy w Wielkopolsce. Tym razem u gęsi z Zalesia pod Kołem
Sprawa została przekazana przez PIW organom ścigania. 40-latek został zatrzymany. Zastosowano wobec niego areszt tymczasowy. Usłyszał już zarzut znęcania się nad zwierzętami ze szczególnym okrucieństwem.
Hodowca usłyszał zarzut znęcania się nad zwierzętami
- W toku prowadzonych działań okazało się, że od 9 grudnia do 8 stycznia mężczyzna zagłodził stado. Zamiast podawać im dzienną dawkę paszy 1 300 kilogramów, podawał kaczkom 400 kilogramów pożywienia co drugi dzień. Tego skutkiem była śmierć 3 988 sztuk kaszek. Usłyszał zarzut z art. 35 ustawy o ochronie zwierząt - znęcania się nad zwierzętami ze szczególnym okrucieństwem - mówi prokurator Sylwia Wróbel, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Ostrowie Wlkp.
Sprawdź też:
Grozi mu pięć lat więzienia. Mężczyzna ostatecznie przyznał się do zarzucanego mu czynu.
- Jednak jego tłumaczenie nie do końca jest konsekwentne - mówi prok. Sylwia Wróbel. - Stwierdził, że od lipca tego roku gospodarstwo nie przynosiło mu dochodów, ponieważ wcześniej 600 sztuk kaczek zostało porażonych prądem. Będziemy w dalszym toku wyjaśniać sprawę. Sytuacja jest rozwojowa - dodaje.
Zobacz:
Wielkopolska: Fantastyczne zwierzęta w naszych lasach. Zobac...
Sprawdź też:
