Niepokojąca kompozycja, z której w pamięci pozostają najbardziej dramatyczne okrzyki:
„Zośka"- nie strzelać, tu "Zośka", nie strzelać!
"Radosław" - nie strzelać, tu "Radosław", nie strzelać!
Polacy - nie strzelać, na Boga, tu Polacy!
Starówka - nie strzelać. Niech żyje Polska!”
każe zadawać sobie pytanie, jak przebiegała ewakuacja żołnierzy powstania warszawskiego ze Starówki do Śródmieścia?
Co wydarzyło się przy ulicy Bielańskiej?
„Morro”, który z powodu podpisywania się na dokumentach jako „A. Morro”, pośród kolegów nazywany był „Amorkiem”, dowodził akcją, której celem było doprowadzenie dowodzonej przezeń kompanii „Rudy” do Śródmieścia. Rzecz miała miejsce w nocy z 30 na 31 sierpnia 1944 roku.
Niemcy, którzy połapali się w zamiarach powstańców, otworzyli na Bielańskiej ostry ogień z broni maszynowej. Żołnierzom „Morro” udało się jednak dokonać trudnej sztuki. Nadmienić należy, że akcja była na tyle skomplikowana, że powiodła się dodatkowo jedynie 20 żołnierzom, którym przewodził Ryszard Białous „Jerzy” oraz kapitanowi „Trzasce”. Niepowodzenie w przeprowadzeniu całego zgrupowania ze Starówki do Śródmieścia zmusiło pozostałych powstańców do ewakuacji kanałami, którą przeprowadzano w kolejnych dniach.
Cegłami w esemanów
Grupa powstańców, której udało się przedostać ze Starówki, przemierzyła ulicę Senatorską i ukryła się w zrujnowanym sklepie, mieszczącym się naprzeciw kościoła pod wezwaniem świętego Antoniego. Niemcy bezlitośnie atakowali Polaków z broni maszynowej, a także z moździerzy. Wówczas grupa powstańców rozdzieliła się: część żołnierzy pozostała w sklepie, a grupa z nich, pod dowództwem Jerzego Gawina „Słonia”, szturmem odbiła kościół zajmowany przez znacznie liczniejszy od nich oddział niemiecki.
To duży wyczyn, zważywszy na fakt, że polscy powstańcy w porównaniu z nazistami byli skrajnie niedozbrojeni. Kiedy brakło amunicji, jeden z Polaków celował w Niemców cegłami, by osłabić ich zdolność bojową. Celem powstańców było przecięcie ulicy Senatorskiej i połączenie się z grupą „Słonia” w kościele. Niemcy, domyślając się kolejnych ruchów ze strony polskich żołnierzy, rozpoczęli ostry ostrzał przestrzeni pomiędzy sklepem a kościołem. Pomimo tego Polakom udało się schronić w kościele. Jeden z powstańców stracił życie, a „Morro” został postrzelony w twarz – kula przeszła jednak cudem na tyle szczęśliwie, że dowódca kompanii „Rudy” nie stracił nawet przytomności.
„Przechodzimy jako oddział niemiecki”
Niemcy postanowili odbić kościół za wszelką cenę – sprowadzili w tym celu pojazdy pancerne, którymi kontynuowali ostrzał budynku. Powstańcom udało się przemknąć na ulicę Bielańską, a dalej – do podziemi Pałacu Zamojskich. Ukryli się w korytarzu między piwnicami. Gdyby ich kryjówką okazały się same piwnice, zapewne by nie przeżyli, ponieważ Niemcy ostrzelali piwniczne okienka i wrzucili do środka granaty. Nad ranem zaniechali poszukiwań Polaków, a polski oddział postanowił przeczekać cały dzień w ukryciu, nim zdecydował się na kontynuację marszu.
To wtedy, wieczorem 31 sierpnia, „Morro” wydał rozkaz, by wziąć Niemców podstępem. Polacy zdjęli powstańcze opaski, co w połączeniu z hełmami i panterkami, które nosili, pozwalało wziąć ich za oddział niemiecki – szczególnie, iż na czele grupy postawiono tych, którzy biegle posługiwali się językiem wroga. Na początku wszystko szło zgodnie z planem: przejście Polaków przez Ogród Saski, gdzie gęsto było od Niemców, nie spowodowało podejrzeń. Ba, powstańcy wykazali się nawet takim tupetem, by dyskutować z niemieckimi strażnikami, którzy pilnowali krańców parku, ogrodzonego siatką. Kiedy udało im się wreszcie dostać przez dziurę w ogrodzeniu na ulicę Marszałkowską, natknęli się na gniazdo karabinu maszynowego. I tam udało się przekonać niemieckich strażników, że idą z Pałacu Brühla i są oddziałem specjalnym, a hasła, o które pytali Niemcy, nie znają, gdyż nie dotarło do nich przed wymarszem. Niemieccy strażnicy zostali udobruchani – nawet ostrzegli Polaków przed czającymi się niedaleko „polskimi szczurami”.
Tragiczna pomyłka
Oddział dowodzony przez „Morro” ruszył w kierunku powstańczych pozycji. Wówczas doszło do tragicznej pomyłki. Powstańcy skupieni na barykadzie otworzyli do ludzi Andrzeja Romockiego ogień, biorąc ich za Niemców. Życie stracił Zdzisław Skotnicki „Skowroński”. „Morro”, widząc, co się dzieje, krzyknął w kierunku kolegów:
„Nie strzelać ! Tu Polacy ! Baon Zośka. Nie strzelać. Starówka. Niech żyje Polska!”.
Oddział znajdował się w sytuacji podwójnego ostrzału, gdyż i Niemcy zorientowali się, że zostali oszukani. Polacy zgromadzeni na barykadzie szybko jednak pojęli, że trzeba wstrzymać ogień, dzięki czemu liczący 60 osób oddział „Morro” był w stanie dobiec do powstańczych pozycji.
Mundur, który umożliwił fortel. Mundur, który zabił
Chociaż podczas przebicia do Śródmieścia „Morro” otrzymał kulę prosto w twarz, cudem udało mu się przeżyć. Niestety, nie cieszył się życiem długo. Poległ od strzału dwa tygodnie później, 15 września 1944 roku przy ulicy Solec. Jedna z wersji mówi, że zginął od kuli niemieckiej, kiedy usiłował skontaktować się z lądującymi zza Wisły żołnierzami 1. Dywizji Piechoty im. Tadeusza Kościuszki 1. Armii generała Zygmunta Berlinga. Wedle tej wersji historii wyszedł do nich z biało-czerwoną flagą, zupełnie nieosłonięty.
Jednak po latach uczestnicy tamtych wydarzeń z batalionu „Parasol” przyznali, że najprawdopodobniej „Morro” padł zastrzelony przez Polaków z 1. Dywizji Piechoty, z którymi chciał nawiązać kontakt podczas ich lądowania na Czerniakowie. Wszystkiemu winne było umundurowanie – to samo, które umożliwiło podstęp podczas brawurowego przebicia do Śródmieścia. Powstańcy warszawscy, nie posiadając swoich mundurów, ubierali się w zdobyte od Niemców panterki i hełmy. Jedynie biało-czerwone opaski na ramieniu zdradzały, po której stronie konfliktu stoją. Z tego powodu nierzadko dochodziło do tragicznych pomyłek.
Kiedy „Berlingowcy” przebijający się na Czerniaków pod niemieckim ostrzałem (z którym walczył też oddział dowodzony przez Andrzeja Romockiego) w nocy z 14 na 15 września 1944 roku dowiedzieli się, iż zastrzelonym przez nich żołnierzem był nie Niemiec, a bohater powstania warszawskiego, który wyszedł ich powitać, w ich szeregach zapanowało wielkie przygnębienie. Dowiadujemy się o tym ze spisanych wspomnień uczestników tamtych wydarzeń.
Andrzej Romocki został odznaczony Krzyżem Srebrnym Orderu Wojennego Virtuti Militari, dwukrotnie Krzyżem Walecznych oraz Krzyżem Armii Krajowej. Pośmiertnie został awansowany do stopnia kapitana.
Pisząc artykuł korzystałam z informacji podanych na stronie Stowarzyszenia Pamięci Powstania Warszawskiego 1944 oraz z informacji pochodzących z książki Pamiętniki Żołnierzy Baonu AK „Zośka”. Zdjęcia, którymi został zilustrowany artykuł, udostępnione zostały dzięki uprzejmości Archiwum Akt Nowych.
Jesteśmy na Google News. Dołącz do nas i śledź Portal i.pl codziennie. Obserwuj i.pl!
mm
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?