Spis treści
Zaznaczam na samym początku - treść wyroku w sprawie Zygmunta Pytlińskiego widziałem na własne oczy. Mimo wniosków i oficjalnych pism, na koniec udało się do niego dotrzeć dziełem przypadku. Gdyby nie to, ten artykuł by nie powstał. Pierwszy, gdzie przypomniałem kulisy porwania i zabójstwa Bohdana Piaseckiego ukazał się 16 marca.
Po kolejnych tygodniach analizy kolejno udostępnianych dokumentów, ich zawartość w ocenie redakcji nie budzi wątpliwości. Choć nie dotyczą bezpośrednio ani Piaseckiego ani jego najlepszego przyjaciela, czyli mojego ojca. Podobnie jak sam wyrok.
Onanizacja, wzajemna onanizacja, nakłanianie do stosunków seksualnych osób poniżej 15. roku życia. Wystarczy, szczegóły są zbędne. Choć sąd wskazał konkretne daty, miasta i okoliczności, to zwyczajnie nie jestem w stanie ich powtórzyć. Czy mam do nich dostęp? Tak. Czy mogę wymienić nazwisko którejś z ofiar? Nie. Zapamiętałem tylko, że nie ma dwóch nazwisk, których nie chciałem znaleźć - Piasecki i Szczęsny. Znalazłem za to nazwisko sprawcy, który znał ich obu. Według sądu za to, co zrobił, zasłużył na 10 lat więzienia oraz utratę praw publicznych i obywatelskich praw honorowych na 5 lat.
Wyrok w sprawie mężczyzny, który wykorzystywał seksualnie oddanych mu pod opiekę dzieci, zapadł w kwietniu 1959 roku. 21 lat później treść orzeczenia została przekazana do zniszczenia. Ale dokument dotyczący udowodnienia winy Zygmuntowi Pytlińskiemu posługującemu się też dokumentami na nazwisko Sławomir Stempień - obecnemu w aktach dotyczących sprawy porwania i zabójstwa Bohdana Piaseckiego - istnieje. Przybliżam zatem historię instruktora Armii Krajowej ps. „Arcymewa”.
Cel: Zostać z chłopcami
Czy można w ciągu kilku miesięcy osobiście odebrać trzy medale - „Krzyż Grunwaldu” wręczony w 1946 roku przez ministra obrony narodowej i marszałka Polski Michała Rolę-Żymierskiego, „Krzyż Partyzancki” za walkę z „hitlerowskim najeźdźcą” i „Srebrny Krzyż Zasługi” za „walkę z niemieckim najeźdźcą” i jednocześnie utrzymywać, że broniło się stolicy w 1944 roku, kiedy w ogóle nie było się w Warszawie? Jak najbardziej. Przecież dzieci były najważniejsze. Także w Polskiej Organizacji Wojskoweej (POW), Związku Strzeleckim oraz Związku Harcerstwa Polskiego. Ze wszystkich tych organizacji miał być usuwany za „sprawy obyczajowe”.
Według informacji zgromadzonych przez służby badające sprawę porwania i zabójstwa Bohdana Piaseckiego, Zygmunt Pytliński, wieloletni wychowawca i instruktor, od września 1942 do sierpnia 1944 roku był bardzo zaangażowany w działalność - także konspiracyjną - grup młodzieżowych. Na ich udział w Powstaniu jednak się nie zgodził. Razem z 70 wychowankami - za zgodą Towarzystwa Gniazd Sierockich - latem 1944 roku wyjechał na kolonie w Uwielinach. A stamtąd m.in. przez Gniazdowo i Kraków, trafił Karpacza, gdzie został kierownikiem szkoły dla sierot wojennych, którą wizytowali najwyżsi państwowi notable.
Orlinek. Sobotnie „wypłaty”
Historia „Szkoły Orląt Grunwaldzkich” to osobny temat. Przez chwilę ośrodek był oczkiem w głowie ówczesnych władz. W poniemieckim budynku przebywało do kilkuset nieletnich, w późniejszym czasie także dziewczynek. Umundurowanych, z dostępem do broni sprowadzonej specjalnie z Włoch. Broń miał też kierownik, czyli Zygmunt Pytliński.
Wychowankowie tuż po zakończeniu II wojny światowej mieli walczyć z oddziałami partyzanckimi „Werewolf” z Niemiec, które nie chciały pogodzić się z utratą ziem III Rzeszy na rzecz Polski. Ale mówiło się też, że broń wykorzystywana jest w trakcie napadów rabunkowych.
Dokładne kulisy podjęcia decyzji o zamknięciu „Orlinka” nie są wyjaśnione, ale według jednej z wersji mogły mieć bezpośredni związek z działalnością jej kierownika. Który jeszcze w Warszawie wobec wychowanków stosował brutalne kary cielesne. Przytaczamy słowa jednego z nich:
„Bicie miało swój charakter (…) Dany chłopak rozbierał się do naga i był kolejno przez wszystkich kolejno bity (...)trwało to jednak bardzo długo i kończyło się przeważnie załatwieniem się chłopca, który prawdopodobnie z bólu dostawał rozwolnienia i pryskał dookoła”.
Według informacji zgromadzonych przez służby milicyjne w związku ze sprawą porwania Bohdana Piaseckiego, ustalono że w Orlinku początkowo przebywali chłopcy urodzeni w latach 1929-1933. Część z nich była wcześniej członkami założonego przez Pytlińskiego „Kręgu Srebrnego Sygnetu”. Już wtedy, zgodnie z relacjami służb, harcmistrz „członków tej organizacji nauczał zboczeń seksualnych (pisownia oryginalna) / onanizowania się na na tzw. seansach/, które następnie były praktykowane przez młodzież”.
Młodzież, która została wywieziona ze stolicy przed Powstaniem Warszawskim, otrzymała Krzyże Walecznych oraz Virtuti Militari.
Wpadka
Według ustaleń służb w 1947 roku Zygmunt Pytliński sprowadził do ośrodka swoją znajomą, ale tylko po to, by na miejscu znalazł się jej syn. Gdy sprawa wyszła na jaw, kobieta zawiadomiła o wszystkim ówczesne Ministerstwo Oświaty. Interwencja nie przyniosła skutku (być może dlatego, że w kierownictwie resortu znajdowały się osoby znane Pytlińskiemu z Robotniczego Towarzystwa Przyjaciół Dzieci, które umożliwiło mu pracę w Karpaczu). Lokalny, jeleniogórski Urząd Bezpieczeństwa zareagował dopiero wtedy, gdy Pytliński zorganizował napad na mieszkanie kobiety. Aresztowano 60 osób, z których część została skazana. Ale Pytliński zbiegł. Od tego czasu przez długie lata był poszukiwany przez służby. Trasa jego kolejnych podróży z udziałem nieletnich była monitorowana niemal na bieżąco. Do zatrzymania doszło jednak dopiero dekadę później.
Sprawa „Zagubionego”. Przypadek?
Na przełomie 1956 i 1957 roku Pytliński znalazł się w Warszawie. Wcześniej podczas obozów na południu Polski poznał m.in. Bohdana Piaseckiego, syna szefa organizacji PAX. W wyroku znajdującym się w zasobach IPN jest jasno wskazane, w grudniu w Zakopanem dopuścił się czynu z art. 203 kk, za który został skazany na 10 lat więzienia. Według informacji zgromadzonych przez służby, mimo to umożliwiono mu ukrywanie się w jej internacie na warszawskim Mokotowie. W tym czasie najprawdopodobniej wiedziano, dlaczego się ukrywa. Mimo to pomagano mu w tym. W międzyczasie, 22 stycznia 1957 roku, Bohdan Piasecki został porwany i zamordowany. Śledczy wskazali na wątek Pytlińskiego, ale został on „nie do końca wyjaśniony”. Nie ma pewności, czy służby wiedziały, że harcmistrz nie tylko przebywał w bursie liceum im. św. Augustyna, do którego uczęszczał syn Piaseckiego, ale bardzo dobrze znał jego najlepszego przyjaciela, a więc zapewne i jego samego.
Gdzie jest wyrok?
7 kwietnia 2025 roku. Sąd Rejonowy dla m.st. Warszawy w odpowiedzi na moje drugie pismo potwierdza: ustalono, iż protokół brakowania akt został sporządzony w dniu 25 kwietnia 1980 roku. Wcześniejsza wiadomość mówiła o ich zniszczeniu „w latach 90.”. Sprecyzowałem pytanie, otrzymałem bardziej precyzyjną odpowiedź. Akta teoretycznie powinny już nie istnieć.
Wstępna, kilkumiesięczna kwerenda Instytutu Pamięci Narodowej, także została zakończona z „wynikiem negatywnym”. Niemniej dzięki dobrej woli, przypadkowi i zrządzeniu losu wyrok się znalazł. I został mi udostępniony w trybie wniosku dziennikarskiego. Akta okazały się dostępne.
„Arcymewa”
We wspomnianym wcześniej tekście opublikowanym w „Polsce ” oraz portalu i.pl, była mowa o usuniętym biogramie „Arcymewy” z Wikipedii. Nadal można za to tam przeczytać - przynajmniej do czasu publikacji tego artykułu - o jego zastępcy z czasów działalności w szkole dla sierot i dzieci ocalałych z Powstania Warszawskiego w Karpaczu. Tak brzmiała przynajmniej oficjalna wersja, bo większość z opisanych osób w sierpniu i wrześniu 1944 roku przebywała poza stolicą. Według portalu Stefan Łoś, bo o nim mowa, został usunięty w latach 30. z harcerstwa „za pedofilię”, a po wojnie „nie ukrywał, ale i nie afiszował się ze swoim homoseksualizmem”. Dokładnie tak jak Zygmunt Pytliński, który wpadł, tylko nieco później, dostał wyrok, a potem wyszedł z więzienia i dalej opiekował się młodzieżą w czasie licznych wycieczek krajoznawczych po 1965 roku.
Ale to już bardziej lokalny, choć równie bulwersujący finisz historii „Arcymewy”, o którego szczegółach postaram się opowiedzieć w kolejnym artykule.
Artykuł powstał na podstawie materiałów udostępnionych autorowi przez Instytut Pamięci Narodowej na wniosek po śmierci ojca oraz wniosek redakcji złożony w trybie dziennikarskim.
