Natalia Zastępa: Trzeba mieć oczy dookoła głowy i samemu pilnować swoich spraw

Paweł Gzyl
Paweł Gzyl
Natalia Zastępa wygrała tegoroczny konkurs "Premier" na festiwalu w Opolu z piosenką „Wiesz jak jest”
Natalia Zastępa wygrała tegoroczny konkurs "Premier" na festiwalu w Opolu z piosenką „Wiesz jak jest” Marcin Ziółko
Ma zaledwie 19 lat, a już wygrała konkurs „Premier” podczas niedawnej edycji festiwalu polskiej piosenki w Opolu. Zaliczyła też w sukcesy w programach „The Voice Kids” i „The Voice of Poland” oraz nagrała debiutancką płytę „Nie żałuję”. Poznajcie ją bliżej – oto Natalia Zastępa.

- Ochłonęłaś już po sukcesie w Opolu?
- Tak ochłonęłam, że jestem teraz chora. (śmiech) To przez te wielkie emocje i brak ostrożności. Od razu po Opolu pojechaliśmy do Augustowa na koncert. To dało mi trochę popalić – i organizm zareagował.

- Zgarnęłaś w Opolu najważniejszą nagrodę – w konkursie „Premier”. Spodziewałaś się, że odniesiesz taki sukces?
- Zupełnie nie. Brałam już udział w wielu konkursach – „The Voice Kids”, potem „The Voice of Poland”, wreszcie w opolskich „Debiutach”. Dlatego podchodzę do tego z dystansem. Bardziej zależało mi, żeby być zadowoloną ze swojego występu. Tak też się stało, a ta nagroda to miły dodatek.

- Co sprawiło, że jury wybrało akurat ciebie?
- Wiele osób powiedziało mi, że dałam charyzmatyczny występ. Cieszyliśmy się, że gramy i taką samą pozytywną energię dostałam od opolskiej publiczności. Kiedy zeszłam ze sceny, czułam, że dałam z siebie wszystko. Cieszę się, że jury też to zauważyło.

- Jakie to uczucie śpiewać na deskach słynnego amfiteatru?
- To nie był mój pierwszy raz. Wystąpiłam na festiwalu już dwukrotnie w poprzednich latach. Tak w ogóle to jestem prawie z Opola – bo z Krapkowic. Uczyłam się śpiewać w Opolu i po raz pierwszy występowałam publicznie podczas festiwali piosenki dziecięcej właśnie na deskach tego słynnego amfiteatru. Dlatego jestem dobrze obeznana z tą sceną.

- Kiedy po raz pierwszy zamarzyłaś, aby wystąpić na słynnym opolskim festiwalu?
- Miałam chyba 10 czy 11 lat. Rodzice oglądali wtedy festiwal w telewizji. „Co to za koncert?” – zapytałam. „To legendarny polski festiwal, na którym występują największe gwiazdy” – usłyszałam w odpowiedzi. „Wow! Ja też chciałabym tam zaśpiewać” – pomyślałam. Bo byłam wtedy fanką takich gwiazd jak Edyta Górniak czy Beata Kozidrak. No i w końcu w 2019 roku wystąpiłam na festiwalu w koncercie „Debiutów”.

- Jak świętowałaś swój opolski sukces?
- „Premiery” były w tym roku dosyć późno i wyniki podano dopiero o pierwszej w nocy. Potem trzeba było udzielić kilku wywiadów, zrobić zdjęcia, chciałam też podejść podziękować kilku osobom. A następnego dnia miałam koncert w Augustowie i całą Polskę do przejechania busem. Myśleliśmy więc, że będziemy świętować w drodze. Kiedy jednak weszliśmy do samochodu, to wszyscy padli i zasnęli. Odrobiliśmy to dopiero kilka dni później. (śmiech)

- Jaka atmosfera panowała za kulisami festiwalowej sceny?
- Na zakończenie festiwalu zawsze się świętuje, w mniejszym lub większym gronie. W poprzednim roku miałam okazję uczestniczyć w pofestiwalowej imprezie, było fajnie, bo mogłam pójść i poznać różne ciekawe osoby, ale też spędzić czas ze znajomymi. W tym roku mnie to ominęło. W moim odczuciu podczas tegorocznego festiwalu panowała bardziej przygaszona atmosfera. Za kulisami nie widziałam wielu wykonawców, miałam wrażenie, że każdy się izoluje. Zazwyczaj artystom towarzyszą na backstage'u całe ekipy, a teraz ze względu na pandemię mocno ograniczano ilość ludzi.

- Jak twoi koledzy i koleżanki przyjęli twój triumf?
- Dużo osób mi gratulowało. Roksana Węgiel czy Kasia Moś. Nie czułam żadnej zazdrości. Na tym poziomie każdy z nas robi swoją muzykę i nie przejmuje się tym, czy dostał jakąś nagrodę czy nie, bo wie, że nie jest to wyznacznikiem tego, czy jest lepszy czy gorszy od innych.

- „Wiesz jak jest” pochodzi z twojej debiutanckiej płyty „Nie żałuję”, która niedawno się ukazała. Jesteś z niej zadowolona?
- Zawsze bym coś zmieniła. (śmiech) Ale patrząc na ostatnie trzy lata, które poświęciłam na jej nagranie, ostatecznie dobrze ją oceniam. Miałam bowiem chwile zwątpienia – i nawet o tym śpiewam. Jako młodej debiutantce, trudno było mi się odnaleźć w dużej wytwórni. Dopiero po pewnym czasie zrozumiałam jak to wszystko funkcjonuje. Mogłam więc pewne rzeczy zrobić inaczej. Ostatecznie jednak zgodnie z tytułem – niczego „Nie żałuję”.

- Nad twoimi piosenkami pracował cały sztab kompozytorów i producentów. Jak się odnalazłaś w tym różnorodnym towarzystwie?
- To było ciekawe doświadczenie. Nikogo z nich wcześniej nie znałam. Dlatego na początku byłam trochę zawstydzona. Dopiero po pewnym czasie zrozumiałam, że ja też mam prawo wyrazić swoje zdanie. Dzisiaj znam już wielu różnych producentów i wiem, że u tej osoby podoba mi się taki sposób pracy, a u tamtej - inny. Dzięki temu będę dokładnie wiedziała, z kim chcę pracować nad drugim albumem.

- Sama jesteś współautorką kilku piosenek. Spodobało ci się komponowanie?
- Zawsze tego chciałam, bo wiem, że potrafię pisać piosenki i mogę coś dać z siebie wartościowego. Musiałam tylko przełamać pewne bariery. Trudno mi się było tak od razu otworzyć przed osobą, którą dopiero co poznałam. Tym bardziej, że często byli to ludzie o wiele starsi ode mnie. Dlatego znajdowaliśmy wspólny język dopiero po jakimś czasie. W końcu się jednak otworzyłam i na płycie są trzy utwory, których jestem współautorką.

- Będziesz dalej chciała iść tym tropem?
- Tak. Ale nie zamykam się na kompozycje innych autorów. Czasem było bowiem tak, że siedzieliśmy w studiu i ktoś podgrywał jakąś melodię. Kiedy wpadała mi w ucho, zaczynaliśmy nad nią pracować. I tak powstawała piosenka. To też mi się podobało.

- Recenzenci piszący o „Nie żałuję” zauważają, że twoje piosenki są w klimacie retro. Wolisz muzykę sprzed lat niż tę współczesną?
- Na pewno więcej słucham starszych piosenek. Bo jestem wychowana na dawnych wykonawcach. Dlatego chciałam to trochę przekazać na mojej płycie. Całość jest pop-rockowa, ale są na niej numery, w których słychać echa soulu czy nawet bluesa.

- Lekcje śpiewu zaczęłaś pobierać, kiedy miałaś osiem lat. To była decyzja rodziców?
- Lubiłam słuchać muzyki i tańczyć do niej. Potem chodziłam po domu i śpiewałam ulubione piosenki. Rodzice zwrócili na to uwagę i zapytali mnie czy chciałabym chodzić do szkoły muzycznej. Nieświadoma ile to jest nauki i dodatkowych obowiązków, odpowiedziałam, że tak. (śmiech) Przez pierwsze lata grałam na wiolonczeli i ciężko mi było z tym. Rodzice się jednak poświęcili i wozili mnie na zajęcia. Podobnie zresztą moją starszą siostrę i brata, który poszedł w bardziej piłkarskie strony. Teraz to doceniam.

- No właśnie: przydaje ci się dzisiaj umiejętność gry na wiolonczeli i pianinie?
- Na pianinie – bardzo. Dzięki temu sama mogę komponować różne melodie. Często więc wykorzystuję tę umiejętność. Kilka razy zdarzyło mi się również podczas koncertu siąść przy pianinie i zagrać. Wiolonczela to dosyć specyficzny, ale piękny instrument. Może kiedyś też wykorzystam go na scenie czy w studiu?

- Od dziecka występujesz w rożnych konkursach wokalnych. Lubisz taką rywalizację?
- Nie. Te dziecięce konkursy są fajne tylko na początku. Dziecko nabywa dzięki nim doświadczenia i poznaje podobnych sobie rówieśników. Ale potem w niektórych przypadkach zamienia się to w coś w rodzaju sportowych zawodów. Niektórzy jeżdżą z dziećmi na te konkursy tylko po to, aby wygrywać. Kiedy miałam trzynaście lat zauważyłam, że na kolejnych imprezach pojawiają się te same osoby, z tymi samymi piosenkami, a nawet z tymi samymi ruchami. Dlatego zaczęło mnie to irytować.

- Rodzice wspierali cię w realizowaniu twoich marzeń?
- Zawsze. Widzieli, że zależy mi na tym i dużo nad tym pracuję. Dlatego umacniali moją wiarę w siebie. Ale pilnowali też, abym się dobrze uczyła.

- Rodzeństwo też cię dopinguje?
- Tak. Szczególnie starsza siostra. Kiedy byłyśmy dziećmi, śpiewałyśmy i występowałyśmy razem. Potem jednak ona poszła w innym kierunku. Brat jest młodszy, więc bywa bardziej przekorny. Po zwycięstwie Opolu przysłał mi co prawda sms-a z gratulacjami, ale dodał: „Wiesz, że na farcie wygrałaś”. (śmiech) To cały mój brat.

- Po raz pierwszy usłyszeliśmy o tobie 3 lata temu, kiedy dostałaś się do „The Voice Kids”. To była pierwsza edycja programu. Trudno było przecierać szlaki?
- To był wyjątkowo mocno skład, była tam m.in. Roksana Węgiel i Zuza Jabłońska, czyli te osoby, które teraz profesjonalnie działają już na muzycznym rynku. Pierwsze zderzenie z telewizją na pewno zrobiło na mnie duże wrażenie, ale przede wszystkim był to ogromny stres. Zupełnie nowa estradowo sytuacja: kamery, ekipa, jurorzy, cały dzień czekania na zaśpiewanie dwóch minut utworu. Dla 15-latki to sporo nieznanych bodźców. Sama Warszawa była też wtedy dla mnie czymś „wow”, bo nigdy wcześniej nie miałam okazji jej odwiedzić.

- Twoją trenerką była Edyta Górniak. Czego się od niej nauczyłaś?
- To były konkretne uwagi dotyczące wykonania konkretnych piosenek. Pani Edyta traktowała zajęcia z nami bardzo profesjonalnie: wiedziała, że to jest telewizyjny program, robiła sobie z każdym dzieckiem zdjęcie, odpowiadała na pytania i brała na kolana, a potem wychodziła do garderoby i było po wszystkim. Po prostu przychodziła do swojej pracy, aby wypełnić obowiązki.

- Nie wygrałaś „The Voice Kids”. Trudno ci się było z tym pogodzić?
- Nie. Przeczuwałam, że to Roksana pójdzie dalej. Intuicja mi to podpowiadała. Byłam jednak bardzo zadowolona ze swego występu. Śpiewałam „Niech żyje bal” w innej aranżacji. To trudny utwór i pamiętam, że kiedy go dostałam, byłam wręcz przestraszona. Gdy znalazłam na niego pomysł i przećwiczyłam go, bardzo mi się jednak spodobał. Kiedy więc przegrałam, nie miałam poczucia, że byłam gorsza, bo wiedziałam, że wykonałam swoje zadanie najlepiej jak mogłam.

- Zaledwie kilka miesięcy później pojawiłaś się w „The Voice of Poland”. Kto wpadł na ten pomysł?
- Po „The Voice Kids” dostałam od wytwórni propozycję współpracy. A miałam wtedy już 16 lat. Pomyślano więc, że dobrze by było, gdybym pokazała się starszej publiczności. I zaproponowano mi rok później czy nie chciałabym wziąć udziału w „The Voice of Poland”. Na początku byłam totalnie na nie: „Chyba powariowaliście wszyscy”. Program tego rodzaju zajmuje bowiem dużo czasu i niesie wiele stresu. I jak już mówiłam, nie przepadam za rywalizacją. Z czasem przekonano mnie, że taki krok ma jednak więcej plusów. I udało mi się dojść do finału.

- Tym razem twoim trenerem był Michał Szpak. Jak ci się z nim współpracowało?
- Z nim miałam bliższą relację, pewnie dlatego, że to młodsze pokolenie. Mieliśmy okazję dłużej pracować, bo „The Voice of Poland” jest dłuższym programem od „The Voice Kids”. Michał był mocno zaangażowany i nawet poświęcał swój prywatny czas uczestnikom. Bardzo to doceniałam. Dlatego lepiej mi się z nim dogadywało.

- Który etap programu był dla ciebie najtrudniejszy?
- Każdy jest specyficzny. Ten program bardzo mocno gra na emocjach. Podczas przesłuchań w ciemno wszystko jest nowe: scena, kamery, odwrócone fotele. Potem w czasie bitew pojawia się ostra rywalizacja. Dlatego to właśnie one były dla mnie najtrudniejsze.

- Zadowoliło cię drugie miejsce?
- Bardzo podziwiam Marcina Sójkę, który wygrał. Jest dwa razy starszy ode mnie, ma większe doświadczenie, śpiewał w teatrze i na scenie. Kiedy słyszałam go na próbach, miałam totalne ciarki. Zdawałam sobie sprawę, że mogłabym od niego pobierać lekcje. Wiedziałam więc, że to on będzie triumfował. Ja i tak daleko zaszłam, pokonując wielu bardziej dojrzałych wokalistów ode mnie.

- Potem nagraliście z Marcinem wspólną piosenkę do filmu „Jak zostać gwiazdą”. Jak ci się z nim śpiewało?
- Super. Mam z Marcinem bardzo dobrą relację. Teraz jesteśmy kumplami, niedawno spotkaliśmy się w Opolu. Oboje jesteśmy w jednej wytwórni i kiedy padła propozycja zaśpiewania wspólnej piosenki, bardzo się ucieszyłam. Myślę, że na tym nie koniec i kiedyś jeszcze nagramy kolejny duet.

- Odczuwasz swoją popularność, kiedy wychodzisz na ulicę?
- Raczej nie. Rzadko kto mnie rozpoznaje. Często kiedy spotykam kogoś na ulicy, słyszę od tej osoby: „Nie poznałabym pani”. Nawet teraz się to zdarzyło na festiwalu. Stałam sobie gdzieś z boku i oglądałam koncert alternatywny, a jakaś pani podeszła i mówi: „Gratuluję sukcesu. Ale nigdy bym pani nie poznała”. To estrada tak zmienia człowieka – makijaż i kostium. Podobnie telewizja. Sama czasem jestem zdziwiona jak wyglądają osoby, które kojarzę z małego ekranu, a potem poznaję je w realnym życiu (śmiech). Ja na co dzień prawie się nie maluję, do tego noszę kok i okulary. To bardzo zmienia. Mogę więc funkcjonować incognito (śmiech).

- Ale w Krapkowicach chyba wszyscy cię znają?
- W swoim mieście odczuwam popularność, ale to jest miłe. Wydaje mi się, że miasto jest do mnie pozytywnie nastawione i odczuwam serdeczność Krapkowiczan. Zawsze mogłam też liczyć na wsparcie starostwa, nawet nagraliśmy ostatnio klip na terenie Powiatu Krapkowickiego, ukaże się on na koniec września. Będzie to już ostatni singiel z mojego debiutanckiego albumu. Jeszcze nie zdradzę do jakiego utworu, ale klip będzie lokalno-patriotyczny.

- A jak rówieśnicy przyjmują twoją muzyczną działalność?
- W liceum raczej pozytywnie. Czasem robiliśmy sobie z tego żarty, ale takie z przymrużeniem oka. Choćby śmieszne przeróbki moich piosenek. Być może dlatego, że trafiłam na bardzo fajnych ludzi. W gimnazjum czasem ktoś coś powiedział niemiłego. Może dlatego, że to były młodsze dzieci?

- Nauczyciele byli wyrozumiali dla twojej pasji?
- Myślę, że tak. Nawet jak ktoś nie rozumiał tego, co robię, nie dawał mi tego odczuć. Niektóre starsze nauczycielki nawet nie wiedziały, że śpiewam. Nie było mnie w szkole, ale miałam usprawiedliwienie, więc nie dociekały co się dzieje.

- Nie opuszczałaś się w nauce przez koncerty i nagrania?
- Początkowo wydawało mi się, że sobie z tym radzę, ale z czasem braki zaczęły się odzywać. Starzałam się jednak to nadrobić. I radziłam sobie całkiem dobrze – nawet lepiej niż niektórzy uczniowie, którzy bardziej regularnie chodzili na lekcje niż ja. Najbardziej odczułam te nieobecności, kiedy przygotowywałam się do matury. Bo ja mam tak, że lepiej rozumiem jakiś temat, kiedy poznaję go na lekcji, a nie sama z książki.

- Jak poszła ci matura?
- Podeszłam do niej na luzie, bo nie myślałam, że to jakiś koniec świata. Ale kiedy usiadłam do pisania, poczułam stres: „O rany, teraz te 30 kartek ma ocenić moją wiedzę”. Miałam więc mieszane uczucia. Wyniki okazały się pozytywne – z wszystkich przedmiotów miałam powyżej 70 procent. Najsłabiej poszedł mi polski rozszerzony, ale podobnie stało się w wypadku większości uczniów z mojej klasy. Coś poszło nie tak. Dlatego część z nich nawet się odwoływała. Ja akurat nie musiałam, bo się dostałam tam, gdzie chciałam.

- Gdzie będziesz studiować?
- Będę studiowała komunikację medialno-kulturową na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie.

- Czyli zostaniesz dziennikarką?
- Niewykluczone. Ciekawi mnie to, bo trochę przebywam w takim środowisku. Znam kilku dziennikarzy, widzę jak pracują, pomyślałam więc, że to dobry kierunek dla mnie.

- W jednym z wywiadów stwierdziłaś: „Nie mogę powiedzieć, że jestem pewna, iż będę śpiewać przez całe życie”.
- Bo przecież może się wydarzyć, że nie będę w stanie zarobić na utrzymanie śpiewaniem. Wtedy będę musiała znaleźć inną pracę, która będzie bardziej dochodowa. Śpiewanie to bardzo niepewne zajęcie. Nie będę dostawać co miesiąc wypłaty, tylko raz więcej, a kiedy indziej mniej. A kiedy będę chciała założyć rodzinę, będę musiała dostosować do tego mój zawód, żeby nam się dobrze żyło. Na razie mam jednak 19 lat – i nie wiem, czy planeta dotrwa do tego czasu. (śmiech)

- Jak na razie podoba ci się polski show-biznes?
- Myślę, że jeszcze nie zdołałam poznać wszystkich zakamarków polskiego show-biznesu, ale póki co, jest w porządku. Kiedy ktoś mnie pyta: „Co jest najbardziej zaskakujące?” to odpowiadam, że „Artyści to nie milionerzy”, bo ludzie często mają takie wyobrażenie. (śmiech)

- Co ci się najmniej podoba w show-biznesie?
- Relacje międzyludzkie. Nie można zawsze wierzyć we wszystko, co się usłyszy. Myślę, że zanim komuś naprawdę zaufam, to będzie potrzeba trochę czasu, abym była pewna szczerości tej osoby. Ale tak naprawdę, to się tyczy nie tylko show-biznesu, a po prostu życia.

- A co ci się najbardziej podoba?
- Możliwości, które mam. To, że mogę pracować z różnymi producentami. Poznałam wielu fajnych ludzi ze świata muzyki, którzy są teraz moimi dobrymi kumplami. Cieszy mnie też, że mam możliwość występowania na dużych festiwalach – w Opolu czy w Sopocie. I to, że moje piosenki są grane w radiu. To zasługa tego, że jestem w dużej wytwórni, bo wiadomo, że rozgłośnie inaczej patrzą na takich artystów. Dzięki temu nie jestem pozostawiana sama sobie, nie muszę wszystkiego sama ogarniać. Mam wytwórnię, która mi pomaga. To ułatwia mi życie. Chociaż i tak trzeba mieć oczy dookoła głowy i samemu pilnować swoich spraw.

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Natalia Zastępa: Trzeba mieć oczy dookoła głowy i samemu pilnować swoich spraw - Plus Gazeta Krakowska

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl