Nie ma seksu, nie ma awansu, czyli o molestowaniu seksualnym

Anita Czupryn
fot. Ronda Churchill
Czy molestowanie seksualne to codzienność w korporacjach? Czy w polskich biurach panuje seksizm? W jaki sposób wielkie firmy zabezpieczają się przed niewłaściwymi zachowaniami i w jaki sposób ofiary mogą się bronić

Molestowanie seksualne nie jest zdefiniowane w polskim prawie karnym, ale może wypełniać znamiona czynu zabronionego, a na to są już konkretne paragrafy w Kodeksie karnym. Zostało też uwzględnione w Kodeksie pracy i jest nim każde nieakceptowane zachowanie o charakterze seksualnym lub odnoszące się do płci pracownika, którego celem lub skutkiem jest naruszenie godności lub poniżenie albo upokorzenie pracownika. Na zachowanie to mogą się składać zarówno fizyczne, jak i słowne lub pozasłowne elementy.

Tyle mówi prawo, które - należy dodać - jest prawem dość nowym (stosowny zapis w Kodeksie pracy znalazł się w 2008 r.). Regulacje prawne wprowadzają zakaz jakichkolwiek negatywnych konsekwencji dla pracownika, który jest molestowany i takim zachowaniom wyraźnie się przeciwstawia. Otrzyma ochronę, podobnie jak pracownicy niezgadzający się na naruszenia zasad równego traktowania w zatrudnieniu.

Ale - jak pokazuje praktyka - przepisy prawne to jedno, a molestowanie seksualne to temat, który w naszym kraju często powraca. Co raz przetacza się gorąca dyskusja, w której nie braknie, niestety, rechotu, niewybrednych żartów i lekceważenia ofiar. Na rozpowszechnianie twierdzeń o molestowaniu w pracy zareagowała ostatnio stacja TVN. Tydzień temu powołała niezależną komisję składającą się z wewnętrznych i zewnętrznych ekspertów, którzy badają, czy w stacji doszło do mobbingu lub molestowania. Stacja przyjęła też uchwałę "Polityka TVN w zakresie zachowań niepożądanych". Wszyscy pracownicy spółki otrzymali zbiór zasad, które mają obowiązywać, a dotyczy nietolerancji dla dyskryminacji, mobbingu, molestowania i molestowania seksualnego. Pracownicy mogą zgłaszać takie przypadki zachowań, a ich konsekwencje mogą być różne - od pouczenia, nagany, pozbawienia funkcji kierowniczej do zwolnienia z pracy.

Każda duża korporacja, firmy z kapitałem zagranicznym istniejące na polskim rynku, prowadzi własną politykę dotyczącą tego typu zachowań, ale - jak mówi Maria Cywińska, socjolożka i blogerka, autorka bloga o tematyce seksualnej (Lumpiatawkrainieseksu.pl) - to nie jest kwestia polskich biur i korporacji, to kwestia polskiej rzeczywistości i mentalności. - Jeśli w przestrzeni publicznej, w polityce, mediach mamy do czynienia z lekceważeniem tego problemu, to w mentalności zbiorowej jest ogromne przyzwolenie na zachowania o charakterze seksualnym także wtedy, gdy istnieje stosunek zależności między osobami. Mało jest osób, które uważają, że to jest niewłaściwe, a jeszcze mniej tych, które chcą to zwalczać - mówi Maria Cywińska.

Potwierdza, że różne firmy wprowadzają różnego rodzaju kodeksy, starają się skodyfikować zasady. Tak jak zasady savoir--vivre'u są skodyfikowane, czy dress code, firmy próbują też skodyfikować, które zasady będą jeszcze akceptowalne, a które nie.
- Takie procedury są w każdej większej firmie, również w tej, w której sama jakiś czas temu pracowałam. Miałam dostęp do dokumentów mówiących o tym, co należy zrobić, jeżeli pracownik czuje się ofiarą molestowania. Można było się zwrócić do zewnętrznej, niezależnej komisji. Procedura była ustalona, były zapewnienia o dyskrecji, aby osoba, która czuje się ofiarą takiej sytuacji, mogła w sposób bezpieczny dla siebie zgłosić to komuś, kto będzie mógł w sposób bezpieczny sprawdzić, na ile te zarzuty są zasadne bądź nie. Nie wyobrażam sobie, aby międzynarodowe firmy w Polsce takich kodeksów nie miały. Pracownicy w trakcie szkoleń antydyskryminacyjnych są o tym powiadamiani. Wiadomo, że te przepisy, kodyfikacje, regulaminy są szczególnie przypominane wtedy, kiedy takie wydarzenie ma miejsce. Na co dzień o tym się nie mówi i chyba nie ma potrzeby tworzenia sytuacji zagrożenia, bo to nie służy pracy - uważa socjolożka.

Jednak statystyki, badania czy raporty dotyczące molestowania seksualnego, przemocy seksualnej w Polsce nie wykazują, że mamy do czynienia z sytuacją, w której trzeba by bić na alarm. Jeśli chodzi o procesy sądowe, to sprawy o molestowanie seksualne w pracy stanowią śladowe liczby. Raport, który w 2014 r. opublikowała Agencja Praw Podstawowych Unii Europejskiej, pokazuje, że Polska mieści się wśród państw UE, w których problem przemocy wobec kobiet występuje najrzadziej. Tylko 19 proc. kobiet przyznaje, że było ofiarą przemocy (fizycznej i lub seksualnej). W Unii do tego typu incydentów przyznaje się 33 proc. kobiet. Najwięcej, o dziwo, w krajach skandynawskich: Danii (52 proc.), Finlandii (47 proc.), Szwecji (46 proc.). Polki rzadziej niż kobiety z innych krajów europejskich deklarowały, że były molestowane seksualnie po ukończeniu 15 lat (33 proc., podczas gdy w innych krajach Unii - 55 proc.).
Wielkie korporacje wolą mieć poukładane procedury dotyczące przepisów związanych z molestowaniem seksualnym. Szefowie rozmawiają z pracownikami przy otwartych drzwiach gabinetu, jeśli mają osobny. - Biura w stylu open space również nie sprzyjają temu, aby tego typu procedery miały miejsce - mówi Aneta Pietrzak, psycholog, trenerka, konsultantka doradzająca korporacjom międzynarodowym. Zauważa przy tym, że o ile sprawy związane z molestowaniem seksualnym rzadko wychodzą na zewnątrz firm, to w zagranicznych korporacjach nacisk kładzie się na polityczną poprawność. - W polskich firmach jest bardziej przaśnie, inny jest model zarządzania. Już, co prawda, nie wiszą kalendarze z rozebranymi kobietami, bo to jest nieprofesjonalne i niewizerunkowe. Ale wciąż się zdarza, nawet podczas spotkań na szczycie, że kobiety, którym zdarzy się podnieść głos czy nawet rozpłakać, usłyszą: "Wy baby jesteście emocjonalne". Z kolei gdy coś proponują, słyszą protekcjonalne stwierdzenia typu: "Złotko, sama to wymyśliłaś?".

- Mężczyznom też puszczają nerwy, potrafią trzasnąć drzwiami, a nawet się rozpłakać, ale u nich to jest traktowane jako siła, im się to wybacza. Kobiety natychmiast są szykanowane: "Jesteś babą, nie panujesz nad sobą". "Pewnie nie miała dawno faceta albo ma okres". Kobieta w tym kraju ma szansę na sukces w biznesie, jeśli zachowuje się tak samo jak opanowany mężczyzna. W innym przypadku jest "babą, która ma okres" - mówi Aneta Pietrzak. Stąd, uważa, wciąż jest ogromna różnica między polskimi firmami a korporacjami z kapitałem zagranicznym, od wielu lat działających na rynkach na świecie. O przypadkach molestowania dowiaduje się z prywatnych rozmów, warsztatów czy terapii, na które przychodzą pracownicy.

- Firmy na głos nie chcą mówić o procedurach. Jeśli się wydarzają przypadki, że ktoś kogoś molestował, szefowa próbowała coś wymóc na podwładnym, młodym mężczyźnie, szef proponuje seks swojej podwładnej - to raczej słowo "molestowanie seksualne" w tych rozmowach nie padało. Kobiety tego tak nie nazywają, raczej martwią się, co w takiej sytuacji zrobić, tym, że szef je zwolni. Jedna z moich klientek opowiadała, że musiała odejść z pracy, bo szef bardzo zabiegał o jej względy. Poszła z nim do łóżka, ale nie chciała tego kontynuować. Były obietnice: będziesz miała lepiej. Zawsze zabierał ją na targi, a ona miała "wyglądać". Kiedy powiedziała "dość", że ten układ jej nie odpowiada, musiała odejść.

CZYTAJ TAKŻE: "Wprost”: Mobbing i oferty seksualne. Kamil Durczok molestował seksualnie swoje podwładne

To wciąż standard - problemy spadają na ofiarę. Ona traci pracę. Traci też dobre imię. O niej mówi się rubasznie, żartuje.
- Nie byłam ofiarą takiej sytuacji, ale byłam świadkiem wielu zachowań, szczególnie słownych, które moim zdaniem były na granicy molestowania. Jednak nie mnie oceniać, czy ono było w istocie, bo to osoba, która jest ofiarą, ocenia, czy to było molestowanie, czy nie. Molestowanie to zachowanie, którego ja nie chcę. Nie życzę sobie, chociaż nie zawsze potrafię to zakomunikować. Z czynami zabronionymi tego typu podstawową sprawą jest, aby nie zrzucać winy na ofiarę. Podobnie jak w przypadku gwałtu - to, że chodzę w krótkiej spódnicy, to moja decyzja, a to, że nie umiem bądź nie mogę zareagować na molestowanie, to nie jest moja wina. Wina jest po stronie tego, który molestuje - mówi Maria Cywińska.

Tymczasem ofiary najczęściej milczą, bo mają kredyty i boją się utracić pracy. "Milczenie i tłumaczenie się, »bo to mały rynek, stracę pracę, a mam kredyt do spłacenia« - to jest forma współudziału w przestępstwie. Pewnie się narażę. Mam to gdzieś. Też byłam molestowana przez szefa" - napisała w swoim felietonie na portalu Sophisti.pl Fiolka Najdenowicz. I podała szczegóły: pracowała w firmie, w której szefem był Holender. Przyjeżdżał do Polski kilka razy w miesiącu. Pewnego razu zadzwonił, powiedział, że jest w wynajętym mieszkaniu i poprosił, aby kupiła mu coś do zjedzenia i picia i przywiozła taksówką. Zrobiła to, a kiedy zapukała do mieszkania, okazało się, że szef jest rozebrany i zaprasza ją do łóżka. "Oczywiście - nie spodziewałam się tego, popukałam się w czoło, powiedziałam mu, żeby spadał, i zamknęłam za sobą drzwi. Jak się domyślacie - wyleciałam z pracy natychmiast. Gdybym została - wyleciałabym z pracy po pół roku. W dodatku nienawidziłabym siebie, że mnie przeleciał. Ależ żałuję z dzisiejszej perspektywy, że wtedy nie było smartfonów i prywatnych detektywów! Zgarnęłabym niezłe odszkodowanie. Nazwisko tego »dżentelmena« ujawnię z wielką przyjemnością w mojej książce, żeby nie było, że ja sama jestem niekonkretna" - obiecuje. Uważa jednak, że dziś, "w dobie smartfonów z wbudowanym dyktafonem i kamerą (wersja ekonomiczna) lub prywatnego detektywa (wersja droższa), można takie przypadki udowodnić i udostępnić opinii publicznej".
Sprawa jednak nie wygląda tak prosto. Ostatnie doniesienia o molestowaniu seksualnym w mediach nie są jednoznaczne. - Po pierwsze, mamy mentalność, w której jest spore przyzwolenie na tego typu zachowania, na dowcipy seksistowskie, które wcale nie muszą jeszcze być molestowaniem, jeśli osoba, której dotyczą, się na to zgadza. Po drugie - mamy do czynienia ze środowiskiem medialnym, w którym sytuacja, jeśli chodzi o zatrudnienie, nie jest prosta. Bardzo dużo osób ma umowy śmieciowe, media raczej zwalniają, niż zatrudniają, a stawki są raczej niższe niż wyższe. Zatem tu rzeczywiście jest duże poczucie zagrożenia ze strony pracowników, czy w przyszłym miesiącu będą mieć pracę. Trzecim elementem jest legenda mówiąca, że w niektórych środowiskach relacje damsko-męskie mogą być kluczem do awansu. Czy tak jest rzeczywiście, trudno powiedzieć, ale jeśli jest to prawda, to osoby, które spotkały się z molestowaniem, mogą mieć większy problem, żeby wykazać, że dane zachowanie było niestosowne i niewłaściwe - mówi Maria Cywińska.

Zupełnie inaczej sytuacja wyglądałaby prawdopodobnie w banku, gdzie procedury są ustalone odgórnie, pracownicy są przeszkoleni, ludzie na co dzień chodzą w garniturach i mają bardzo jasno określone procedury dotyczące zachowania na spotkaniach. W takim środowisku - bardziej sformalizowanym i ustrukturalizowanym - łatwiej będzie wykazać, że molestowanie miało miejsce.

- W środowisku, które z założenia jest bardziej permisywne, pozwalające na więcej, liberalne w zakresie oceniania, stylu życia, trudniej to będzie udowodnić - uważa Maria Cywińska.

Zdaniem Anety Pietrzak problemy, z jakimi borykają się ofiary, wynika z kontekstu kulturowego: jesteśmy wychowywane jako uległe wobec mężczyzn. - Oczywiście są kobiety silne, ale z przykrością muszę stwierdzić, że i w dużej międzynarodowej korporacji emocje, jakie okazują kobiety, są traktowane jako wielka słabość. Z nich się szydzi, ich się nie awansuje. Mówi się: "Rządzą wami hormony, nie nadajecie się". Kobiety słyszą wiele mobbujących, poniżających tekstów. Ponieważ jest to bardzo silne kulturowo, kobiety boją się wychylać.

CZYTAJ TAKŻE: "Wprost”: Mobbing i oferty seksualne. Kamil Durczok molestował seksualnie swoje podwładne

W niektórych firmach powstają wewnętrzne komórki organizacyjne, które pomagają liderkom walczyć o swoje prawa. - To wciąż nowość, kobiety wciąż boją się powiedzieć na głos o szykanach - mówi psycholożka. Zauważa też, że projekty związane ze zmianą i modelowaniem kultury organizacyjnej są niezwykle trudne w firmach, w których zarząd składa się w stu procentach z mężczyzn. - Jestem w trakcie rozmów z dużą firmą, gdzie mam wspierać kobiety, aby zmienił się do nich stosunek, aby zarząd uznał, że ta miękkość kobiet, empatyczność i emocjonalność jest dopełniająca do męskiego, twardego modelu zarządzania. O tym mówią badania, to jest oczywiste, na to wskazuje doświadczenie najlepszych korporacji, które mają nieustannie sukcesy - włączają do zarządzania kobiety. Kobiety są lepsze w komunikacji, mają intuicję i z niej korzystają. Ale do tego potrzeba wiele dojrzałości organizacyjnej - stwierdza konsultantka.

Przeraża ją jednak to, jak wiele kobiet zgadza się na molestowanie, bo im się wydaje, że to normalne. - Mamy prawo nie zgodzić się na chamskie zachowanie, głupie teksty, niewybredne żarty, to mężczyźni przestaną to robić, jak nie będzie przyzwolenia. Na razie wciąż je mają. Niestety, firmy najczęściej tego typu sprawy zamiatają pod dywan. Również mobbing, który często jest jawny, widzą to inni pracownicy i też boją się zareagować. Często szef o tym nie wie, jeśli takie rzeczy nie wypływają do mediów. Ale mogą wpłynąć do rady nadzorczej firmy. Ofiary zapominają, że ci, którzy nas molestują, mają swoich zwierzchników i nie są bezkarni. Poszukiwanie sojuszników w tej trudnej sprawie może być bardzo dobrym rozwiązaniem - uważa psycholożka.

W gruncie rzeczy nie dziwi to, że jeśli nawet sprawa zakończy się pomyślnie dla ofiary, to jej finału się nie nagłaśnia. - Sprawy te są nieprzyjemne i skomplikowane. Trudno, aby były prowadzone przy otwartych drzwiach. Natomiast problem jest i nie potrzeba robić badań, bo nawet na podstawie ostatnich doniesień widać, jak zareagował internet. Jeśli osoby ze świecznika mówią, że nie można zgwałcić prostytutki, albo komentują, że to tylko "dowcipne poklepywanie po tyłku", to problem tkwi w mentalności. Prawo zostało stworzone, ale nawet u części kobiet - a przecież sprawy molestowania dotyczą w 90 proc. kobiet - nie ma tej wrażliwości, żeby czuć, że ktoś je molestuje. Wciąż jesteśmy przed etapem świadomości, co tu więc mówić o tym, by to zgłaszać - mówi Maria Cywińska. Jest jednak za tym, aby te sprawy nagłaśniać, gdyż pomogą one kobietom otworzyć oczy, uświadomić, że szef pytający codziennie rano ze śmiechem swoją pracownicę (bo i o takich zdarzeniach opowiada się na korporacyjnych korytarzach), czy "zrobiła dziś laskę mężowi", przekracza granice. A to, że kobieta nie umie na to zareagować, nie jest jej winą. - Mówię tu o podstawowym poziomie, codziennych rozmowach, które mogą zawierać elementy molestowania, nie o molestowaniu w stylu: "Jeśli nie pójdziesz ze mną do łóżka, to nie dostaniesz awansu".

A zatem jak sobie mają radzić ofiary? Postulować o powoływanie niezależnych komisji w biurach i korporacjach? - Trzeba nauczyć się w sposób asertywny, nieagresywny mówić, gdzie są moje granice - jasno odpowiada Maria Cywińska. I dodaje: - Może rozwiązaniem jest nieobowiązkowa komisja w każdym zakładzie pracy, ale obowiązkowe zajęcia w każdej szkole? Albo obowiązkowe szkolenia w ramach zajęć BHP? W końcu chodzi tu o BHP.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl